Czterdziesty trzeci jest czterdziestym trzecim
"Tytuł odnosi się do George'a Walkera Busha,
który pozostanie oczywiście 43., a nie żadnym 44. prezydentem
Stanów Zjednoczonych Ameryki. Przecież od czasów Jerzego
Waszyngtona liczone są nie osobokadencje, lecz konkretni ludzie" -
pisze Jacek Zalewski w "Pulsie Biznesu".
04.11.2004 07:00
"Sztab demokratów zapowiadał walkę do ostatniej kropli prawniczej krwi, ale tym razem punkty ewentualnego zaczepienia były iluzją i Kerry dość szybko skapitulował. Zwycięstwo Busha okazało się pewne, różnicą 3,5 mln głosów - nie tak jak w roku 2000, kiedy to demokrata Albert Gore zebrał o pół miliona głosów więcej, lecz przegrał w systemie elektorskim. Nastąpił podział na dwie Ameryki - zurbanizowane i uprzemysłowione wybrzeża oceanów oraz okolice Wielkich Jezior tradycyjnie postawiły na demokratów, natomiast bezkresne prerie i góry - na republikanów" - podaje publicysta dziennika.
"Po pierwszej prezydenckiej kadencji nie odbywają się wybory, lecz plebiscyt - czy dotychczasowy gospodarz Białego Domu zasługuje na przedłużenie z nim umowy o pracę. Odpowiedź najczęściej brzmi TAK, szczególnie wtedy, gdy personalna alternatywa oceniana jest bezbarwnie i nijako. Od czasu do czasu urzędujący prezydent zostaje jednak uznany przez Amerykanów za słabeusza i relegowany - jak Jimmy Carter czy George Bush senior. Jego syn stał się jednak dla Amerykanów mocarzem i symbolem walki z terroryzmem" - podkreśla komentator "Puls Biznesu".
"Przez całą pierwszą kadencję prezydent USA myśli o reelekcji, przez drugą zaś - o wejściu do historii. Czym może się zapisać 'Dablju' (tak Bush jest nazywany od inicjału drugiego imienia)? Najlepiej - szybkim wyjściem z Iraku, do którego wpakował i Stany, i ich satelitów, w tym naiwną Polskę. Szkoda, że świat nie może nawet pomarzyć ani o ogarnięciu przez Busha gigantycznego deficytu budżetowego USA, finansowanego przez kraje rozliczające obroty handlowe w dolarach, ani o ratyfikowaniu protokołu z Kioto, ograniczającego zatruwanie ziemskiej atmosfery. Z tego punktu widzenia bezwzględnie lepszy byłby Kerry - niestety, faktycznego prezydenta naszego globu wybierają tylko Amerykanie" - pisze Jacek Zalewski w "Pulsie Biznesu". (PAP)