ŚwiatCzłowiek, który może zatrzymać Iran

Człowiek, który może zatrzymać Iran

Generał Amir Eszel zasłynął z brawurowego przelotu nad Auschwitz. Czy teraz poprowadzi izraelskie lotnictwo do wojny?

Żadna nominacja generalska na świecie nie wywołała w ostatnich latach tak wielkiego zainteresowania, jak awans generała Amira Eszela. Trudno się temu dziwić, bo został on mianowany dowódcą izraelskiego lotnictwa wojskowego. Siły, która może rozpocząć i prowadzić wojnę, która zapewne wstrząśnie nie tylko Bliskim Wschodem, ale całym światem. Wojnę Izraela z Iranem.

Oba państwa nie mają granicy lądowej, konflikt taki byłby przede wszystkim wojną powietrzną. Celem Izraelczyków będzie zniszczenie instalacji nuklearnych Teheranu przy pomocy samolotów, Irańczycy w odwecie będą zaś starali się wyrządzić Izraelowi jak największą krzywdę przy pomocy rakiet. W zgodnej opinii ekspertów gen. Eszel jest najlepszym kandydatem do przeprowadzenia takiej rozgrywki.

Ma opinię profesjonalisty. Znakomitego dowódcy, obdarzonego olbrzymimi umiejętnościami, ale także instynktem i odwagą. Jak mówią jego współpracownicy: "Eszel ma jaja".

- On wie, jak przygotować wojsko do wojny w najbardziej perfekcyjny i skrupulatny sposób. Weźmie pod uwagę wszystkie możliwe scenariusze i wyważy szanse na sukces - powiedział w rozmowie "Yediot Ahronot" jeden ze współpracowników generała.

Sam Eszel niezmiernie rzadko wypowiada się dla prasy. W jednej z nielicznych rozmów stwierdził jednak: - Możemy uderzyć w każdego przeciwnika. I to bardzo, bardzo mocno. Izraelski generał ma spore doświadczenie w podobnych misjach. W 2006 r. brał udział w planowaniu ataku na Liban, rok później to najprawdopodobniej on przygotował punktowe uderzenie na ośrodek nuklearny w Syrii.

Realia pola bitwy zna zresztą z własnego doświadczenia. W 1982 r. walczył bowiem w pierwszej wojnie libańskiej w 1982 r. 52-letni obecnie oficer latał m.in. na amerykańskich skyhawkach i phantomach, a potem na F-15 i F-16. Pilotował także najnowocześniejsze śmigłowce bojowe świata: apache, cobry czy maszyny typu Sikorsky CH-53 Sea Stallion. W powietrzu spędził 5,5 tys. godzin.

Co ciekawe, w 1999 r. jego kariera zawisła na włosku. Niewiele brakowało, aby z hukiem wyleciał z wojska, a być może nawet trafił pod sąd. Podczas manewrów pilotował śmigłowiec Apache i będąc pewnym, że maszyna jest nieuzbrojona, dokonał rutynowego sprawdzenia systemu strzelającego. Ku jego przerażeniu z wyrzutni odpalona została rakieta AGM-114 Hellfire.

Potężny pocisk uderzył w ziemię obok stojącej w pobliżu grupy żołnierzy rezerwy. Gdyby spadł nieco dalej, doszłoby do tragedii. Gen. Eszel wziął na siebie pełną odpowiedzialność za incydent. Zostało to wpisane do jego akt, ale nie zaszkodziło w kolejnych awansach. Był kolejno szefem sztabu lotnictwa, a potem dowódcą jego kluczowego departamentu - planowania.

Zasłynął jednak przede wszystkim z lotu, jaki odbył na terenie Polski we wrześniu 2003 r. Eszel pilotował wówczas jeden z trzech izraelskich myśliwców F-15, które przy okazji pobytu na pokazie lotniczym w Radomiu przeleciały kilkaset metrów nad byłym niemieckim obozem Auschwitz. Wydarzenie to odbiło się szerokim echem, a Eszel został uznany za bohatera. Do dziś wielu izraelskich polityków i dowódców ma w gabinetach zdjęcia trzech F-15 nad bramą obozu.

Teraz, przy okazji nowej nominacji, generał ujawnił prasie kulisy tamtego przelotu. Według niego Polacy zgodzili się na niego, ale pod warunkiem, że odbędzie się powyżej poziomu chmur. Eszel - jak mówi dziś z dumą - świadomie nie posłuchał gospodarzy i przeleciał z rykiem silników niemal nad samymi barakami. - Powiedziałem wówczas pozostałym pilotom: musieliśmy słuchać Polaków przez 800 lat. Teraz już się ich słuchać nie musimy - wspominał.

Charakterystyczny jest komentarz, jaki opublikował w tej sprawie znany amerykański publicysta Jeffrey Goldberg. - Nad Auschwitz Eszel dokonał symbolicznej zemsty na Polakach, którzy upokarzali Żydów w trakcie stuleci, które doprowadziły do Holokaustu - napisał Goldberg. - Jego ówczesny dowódca uznał, że ten przelot był najlepszym dowodem, że syjonistyczne przekonanie, iż Żydzi mogą liczyć tylko na siebie, jest prawdziwe.

Abstrahując od nieprzyjemnego dla Polaków kontekstu podobnych wypowiedzi, ukazują one, jak silne jest przeświadczenie, że zadaniem państwa Izrael i jego armii jest ochrona Żydów przed kolejnym Holocaustem. Gdy na początku lat 90. generał Ehud Barak - obecny minister obrony - przybył z wizytą do Auschwitz, wypowiedział słynne słowa: "przybyliśmy tu za późno".

Jak pisze Goldberg i wielu innych żydowskich i izraelskich komentatorów, tym razem wojskowi nie chcą się spóźnić. W prowadzącym badania nad bronią nuklearną Iranie widzą bowiem nową III Rzeszę, a w Mahmudzie Ahmadineżadzie nowego Hitlera. Prężąc muskuły i wzywając do "wymazania Izraela z mapy świata", irański prezydent zamiast odstraszyć Izrael od ataku, zwiększa więc tylko ryzyko wojny.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)