Czechy radykalne. Policja: Rosyjskie "Z" jak swastyka
Aprobata wobec rosyjskiej inwazji może spotkać się w Czechach z karą - donosi portal Neovlivní.cz. Pierwotnie symbol "Z" odnosił się do sprzętu wojskowego wysyłanego do Ukrainy przez armię Putina. W ostatnich dniach jednak stał się symbolem bezwarunkowego poparcia dla rosyjskiej agresji. Czeska policja chce karać za "Z" jak za swastykę.
Symbol kojarzony z rosyjską inwazją pojawia się już w Czechach. Walizki z "Z" zostały dostrzeżone na dworcu w Pardubicach m.in. przez rzecznika lokalnej straży miejskiej.
Prawnicy czeskiego ministerstwa spraw wewnętrznych przygotowują obecnie podręcznik dla policji, jak postępować ze znakiem i jego autorami.
- Prawnicy wraz z ekspertami ze związków antyekstremistycznych pracują teraz nad tą sprawą. Są skłonni traktować ją w taki sam sposób jak swastykę. To znaczy, jako promowanie i wspieranie ruchu mającego na celu tłumienie wolności - zdradziło źródło z ministerstwa portalowi.
Pierwsze śledztwa mimo problemów prawnych
Udowodnienie przestępstwa może nie być w tym przypadku łatwe ze względu na fakt, że jest to zupełnie nowy i nieoficjalny symbol. Sprawę komplikuje dodatkowo brak jednoznacznie ustalonej interpretacji znaku. Jednak według portalu czeskie MSW jasno daje do zrozumienia, że nie będzie tolerować żadnego wsparcia dla agresji wobec Ukrainy.
Wedle doniesień w sprawie zostały już wszczęte pierwsze dochodzenia. Jak poinformowała czeska policja, trwa śledztwo dotyczące kilkudziesięciu osób, które głównie za pomocą mediów społecznościowych wyraziły poparcie dla agresji prezydenta Rosji na Ukrainie. Wśród nich są senator Jaroslav Doubrava i dwóch byłych posłów.
Zobacz też: Tak prezydent Przemyśla "przywitał" Salviniego. Sikorski komentuje
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski