Część posłów PO chce do PiS?
Powołanie prof. Zyty Gilowskiej na stanowisko wicepremiera i ministra finansów może oznaczać koniec PO. Jak nieoficjalnie dowiedzieli się dziennikarze „Metropolu”, część posłów PO może być zainteresowana przejściem do PiS.
09.01.2006 | aktual.: 09.01.2006 12:01
– Zbliżają się wybory samorządowe, im niższe będą notowania partii, tym większe będzie wrzenie – mówi o obecnej sytuacji „partyjnych dołów” PO Bartłomiej Biskup, politolog. Jego zdaniem frustracja posłów może wynikać m.in. z przedwyborczych obietnic złożonych wyborcom.
Jeszcze niedawno Gilowska była typowana na szefa resortu finansów w rządzie Jana Rokity. Była wiceszefowa PO wystąpiła z tej partii w maju ub.r., kiedy to zarzucono jej nepotyzm. – Gilowska nie ma większego znaczenia w PO, ale ma wśród członków tej partii wiele sympatii i poważania – dodaje Biskup.
Sejmowe rachunki
PiS ma obecnie w Sejmie 155 mandatów. Przyjmując, że poprzeć tę partię chciałoby więcej niż 20 kolejnych posłów PO, do większości brakuje około 50 mandatów. Na możliwość wsparcia PiS przez PSL wskazuje z kolei Janina Paradowska, publicystka „Polityki”. To 25 dodatkowych posłów. Punktem zwrotnym może się jednak okazać planowane na 14 stycznia głosowanie nad budżetem.
Zaważy budżet
– Tak sztandarowe rzeczy jak budżet są dobrym momentem na przełom – mówi Biskup. Jego zdaniem, trudno przewidzieć, czy PO uda się zachować dyscyplinę partyjną w tym głosowaniu. A to mogłoby oznaczać rozłam w partii, której liderzy zgłaszają wiele zastrzeżeń do ustawy.
- Chętniej do PiS przeszliby senatorowie Bachalski i Gowin – mówi Janina Paradowska, podkreślając, że bardziej niż na większości w Sejmie PiS może zależeć na budowie poparcia dla partii, również wśród wyborców PO. Mogłoby to wskazywać na dążenie PiS do wcześniejszych wyborów. – To bardziej straszak niż realny scenariusz – mówi Paradowska. – Kaczyński musi grać jednocześnie na kilku fortepianach, ale teraz stawiałabym na stabilizowanie mniejszościowego rządu i umniejszanie znaczenia PO.
Robert Makowski