Czerwony korsarz z Gdańska stanął przed sądem
Słynny ostatnio z raczej niepochlebnych opinii gdański czerwony korsarz stanął w czwartek przed wymiarem sprawiedliwości. Oskarżony jest m.in. o kierowanie gróźb karalnych do przechodniów na ul. Długiej w sierpniu ubiegłego roku.
Po śmierci symbolu miasta Andrzeja Sulewskiego, który przebierając się za pirata, tworzył przez kilkadziesiąt lat korsarską legendę, jego miejsce zajął samozwańczy czerwony pirat Sławomir Ziembiński, który, mówiąc delikatnie, wzbudza wiele kontrowersji.
Nowy gdański korsarz daje się fotografować i wbija pirackie pieczątki, nawet tym, którzy tego nie chcą. Turyści, którzy odmówili wbicia sobie stempla byli przymuszani siłą, a sam pirat domagał się za to pieniędzy. Jego nieprzyjemne zaczepki skutkowały awanturami. Jedna z takich kłótni zakończyła się rozbiciem repliki dawnej broni na głowie turystki, co przelało czarę goryczy.
Sprawa przeciwko piratowi przed gdańskim sądem ciągnie się już od kwietnia. W czwartek sąd przesłuchiwał biegłych psychiatrów, którzy wydali opinię na temat kondycji umysłowej Ziembińskiego. Zdanie biegłych, na wniosek obrońcy pirata, zostało zaprezentowane za zamkniętymi drzwiami. Samozwańczy pirat pojawił się w gmachu sądu w pełnym ekwipunku i z towarzyszką u boku, która nazywał Marihuaną. Na szyi jego adiutantki znajdowała się pluszowa papuga.
Zdaniem oskarżonego cała sprawa to efekt prześladowania, jakiego ofiarą miał paść. Samozwańczy pirat i jego obrona zapowiadają, że jeśli zapadnie wyrok skazujący, będą się odwoływać. - Mam nadzieję, że mnie uniewinnią i może w końcu media zaczną inaczej o mnie pisać. Będę robił to, co Jurek Owsiak, mam przecież czerwone spodnie - stwierdził Ziembiński.
Gdańsk ma też pirata zatrudnianego przez urząd miasta, ale spotkać można go głównie na mniej uczęszczanych ulicach starego miasta.