Czemu Tusk to przemilczał? "Bo bardziej nas zaboli"
Wyjątkowe szczęście mają nasi (?) politycy. Zawsze w przestrzeni publicznej pojawi się temat, na który każdy z nich musi się wypowiedzieć, zawsze będzie jakaś wrzutka, wokół której można zbudować kolejną wojnę domową. Niby powinni rozmawiać o sprawach dla nas ważnych, niby powinni się z nami konsultować, niby… wymieniać można jeszcze długo. Ale ja jakoś nie odczuwam tej ich specjalnej troski o mnie - pacjenta, konsumenta, wyborcę wreszcie - pisze Wiesław Dębski w Wirtualnej Polsce.
Właściwie ich zainteresowanie moją skromną osobą czuję wyłącznie przed wyborami. Wtedy wszyscy razem zapewniają mnie, jakie to szczęście będę im w przyszłości zawdzięczał. Przyszłość nadchodzi po wyborach i wraca… stare. Partia rządząca zapomina, że obiecywała poważnie zająć się uregulowaniem leczenia niepłodności metodą In vitro (i jej refundacją) oraz przygotowaniem ustawy o związkach partnerskich - nie tylko tych homoseksualnych, ale hetero również. Pan premier w ładnym expose przedstawia program niezbędnych reform - a jakże sprawiedliwie dzielących koszty kryzysu - zapomina jednak dodać, że to tylko początek. Bardziej zaś będzie bolało to, o czym szef rządu nam nie powiedział. Jak choćby podwyżka akcyzy na olej napędowy, co skutkuje galopadą wszystkich cen. Obserwuję to na przykładzie swego koszyka z hipermarketu, który jeszcze niedawno za dwie stówki mogłem napełnić niemal w całości. Dzisiaj za tę samą kwotę mogę kupić kilka rzeczy, które w moim koszyku ledwie dostrzegam. I co? Oczywiście nic.
Przed nowym rokiem - dzięki zaniedbaniom obecnej pani marszałek i zamiłowaniu ministra zdrowia i premiera do pokazywania, kto tu naprawdę rządzi - musiałem poprosić swojego lekarza o dodatkową receptę, by po nowym roku nie pozostać z ręką w… pustym pojemniku na niezbędne mi leki. I co? Oczywiście nic.
Kiedyś mogłem liczyć na opozycję. Jej prawdziwy lider wprawdzie obiecywał mi gruszki na wierzbie, ale pogonił niesprawną władzę, i przyprowadził nową ekipę. Była przynajmniej nadzieja! Co z tą nadzieją wtedy zrobił, a to już jest inna para kaloszy.
Dzisiaj opozycja chadza dalekimi opłotkami. To maryśkę obiecuje w sejmie zapalić, to nakrzyczy na marszałek sejmu, że krzyż jeszcze nie zdjęty (słusznie zresztą nakrzyczy). Inna opozycja dostała prezencik z nowej ekspertyzy dotyczącej katastrofy smoleńskiej i ma się czym zajmować przez kolejne miesiące. Jest i opozycja trzecia, ale ta to już w ogóle nie wie czym ma się zająć, więc zajmuje się sobą. Jej lider z kolei ogromnie się boi, by go nie uznano za ciepłą kluchę, więc zamiast sprawdzać, co tam szykują nam rządzący, wali przypowiastki godne dziadka na emeryturze.
Piszę to wszystko, bo jestem mocno przygnębiony. Wokół przewala się kryzys (choć u nas nie do końca wiadomo: przyszedł już, czy jeszcze nie). Rząd nie radzi sobie z najdrobniejszymi problemami. A tu jeszcze Smoleńsk, a tu nowy problem o wdzięcznej nazwie ACTA. I nadziei, że coś się zmieni nie widać.
Jak więc żyć, drodzy państwo, jak żyć! Odpowiedzi próżno szukać u nas. Spojrzałem więc dalej. I znalazłem. Konkretnie we Francji. Tam opozycja (u nich to akurat lewica) - w przeciwieństwie do naszej lewicy starszego pana - idzie śmiało po władzę. I nie chowa się po kątach, tylko wprost mówi, co trzeba zrobić. Socjaliści obiecują więc obniżenie wieku emerytalnego (finansowane m.in. składką od opcji na akcje i bonusów wypłacanych przez firmy), stworzenie 300 tys. miejsc pracy, stałe umowy i wyższe płace dla młodych, małżeństwa partnerskie z możliwością adopcji dzieci, lepsze wykorzystanie odnawialnych źródeł energii, budownictwo mieszkań społecznych.
To tylko przykłady, jest ich znacznie więcej. Ktoś może powiedzieć, że to nierealne, pytać skąd pieniądze. Usłyszy odpowiednie wyjaśnienia. Dla mnie jednak ważne jest, że przedstawiono ludziom jakąś alternatywę, że jest jakieś marzenie, które może chociaż częściowo się spełni. U nas nawet takich marzeń nam się nie oferuje, bo trudno marzyć o zapaleniu marihuany. Dochodzić, na którym metrze rozpadł się prezydencki TU-154. Czy pasjonować się, kto zostanie stałym szefem SLD i dlaczego będzie to Leszek Miller.
* Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski*