Czekamy na Białoruś
Białoruś to jedyny kraj europejski
pozostający poza Radą Europy, a jednocześnie to ostatnia dyktatura
na naszym kontynencie. Na warszawskim szczycie RE była ona
najczęstszym obiektem krytyki - pisze w "Rzeczpospolitej" Sławomir
Popowski.
17.05.2005 | aktual.: 17.05.2005 06:11
Co przy tym ciekawe, nie tylko ze strony bezpośrednich sąsiadów, najbardziej zaniepokojonych istnieniem u swoich granic "szarej strefy europejskiej demokracji" (określenie prezydenta Litwy Valdasa Adamkusa), ale także szefa francuskiej dyplomacji Michela Barniera, który wzywał wczoraj Białorusinów, aby przyłączyli się do europejskiej rodziny.
Zdaniem komentatora "Rz", problem polega na tym, że bez obalenia obecnego reżimu jest to najzwyczajniej niemożliwe. Rządzona twardą ręką przez Aleksandra Łukaszenkę Białoruś - używając słów polskiego ministra Adama Daniela Rotfelda - jest dziś "skansenem tego wszystkiego, czego Europa nie akceptuje" i zaakceptować nie może. A nazywając rzeczy po imieniu, to czarna dziura w środku demokratycznej, cywilizowanej Europy i takie działania, jak niedawna decyzja białoruskiego Ministerstwa Sprawiedliwości, które bezprawnie unieważniło Zjazd Związku Polaków na Białorusi, aby organizacja ta znalazła się pod kontrolą ludzi posłusznych reżimowi, jedynie pogłębia międzynarodową izolację tego państwa.
W tym przypadku same apele nie wystarczą. Białoruś czeka kolejna "kolorowa rewolucja", taka jak w Gruzji czy na Ukrainie. I im wcześniej Białorusini do tego dojrzeją, tym lepiej dla nich - podkreśla Popowski.