Czechy - covidovy kocioł w środku Europy. "Sytuacja jest katastrofalna"
Ze względu na dramatyczny wzrost liczby zakażeń koronawirusem rząd Czech zamyka trzy powiaty sąsiadujące z Niemcami i Polską. Z kolei sąsiedzi Czech nie wykluczają zamykania ich granic.
Premier Bawarii Markus Soeder ma powód do obaw: o północy z niedzieli na poniedziałek zakończy się w Czechach stan wyjątkowy, a wraz z nim przestanie obowiązywać szereg antycovidovych obostrzeń. Dlatego już w środę wieczorem nie wykluczył zamknięcia granic z Czechami. A także z Austrią, gdzie problemowym obszarem jest Tyrol.
Otwarte zostaną sklepy i centra handlowe oraz usługi, na przykład centra fitness. Przede wszystkim jednak po zaledwie trzech dniach skończy się zarządzona od północy z czwartku na piątek izolacja trzech powiatów: chebskiego i sokołowskiego na zachodzie kraju, nad granicą z Bawarią i Saksonią, oraz graniczącego z Polską powiatu trutnowskiego, obejmującego między innymi czeską stronę Karkonoszy.
Spór o stan wyjątkowy
W czwartek 11 lutego czeski parlament rozpatrywał wniosek rządu o przedłużenie stanu wyjątkowego przynajmniej o dwa tygodnie. Przedtem była mowa o 30 dniach. Debata była chwilami bardzo emocjonalna, padały mocne słowa. Opozycja mówiła, że gabinet nie może walczyć z kryzysem jedynie za pomocą restrykcji. Minister zdrowia Jan Blatny ostrzegał z kolei, że wymuszone zakończeniem stanu wyjątkowego złagodzenie restrykcji może spowodować kolaps szpitali.
Parlament odrzucił jednak rządowy wniosek. Przeciw była nie tylko cała konserwatywno-liberalna opozycja oraz populistyczna i antyeuropejska partia Wolność i Demokracja Bezpośrednia (SPD). Po raz pierwszy poparcia mniejszościowej ekipie premiera Andreja Babisza w tej kwestii odmówili także komuniści, dzięki którym gabinet nie miał dotychczas problemu z kolejnymi przedłużeniami stanu wyjątkowego. Komuniści tym razem zagłosowali przeciw rządowi, bo nie spełnił ich warunków, do których należało otwarcie szkół i ośrodków narciarskich.
Czechy na światowym podium
Według portalu Corona-in-Zahlen.de Czechy pod względem jednego z najważniejszych covidovych wskaźników, tak zwanej siedmiodniowej incydencji zakażeń, znajdują się z 483 nowymi zakażonymi na 100 tysięcy mieszkańców w ciągu minionych siedmiu dni na trzecim miejscu światowego podium – za Czarnogórą i brytyjskim terytorium zależnym Turks i Caicos na Karaibach. Dla porównania: w Polsce ten wskaźnik wynosi 97, a w Niemczech 64.
Jednak sytuacja w trzech wymienionych wyżej czeskich powiatach jest jeszcze dużo gorsza. Siedmiodniowa incydencja jest tam ponad dwa razy wyższa niż w całym kraju i wynosi 1092 w powiecie trutnovskim, 1149 w chebskim i 1184 w sokolovskim.
Tak wysokie liczby musiały w końcu spowodować alarm w Pradze. Czeski rząd postanowił więc możliwie szczelnie odizolować je od reszty kraju. Od północy z czwartku na piątek do końca stanu wyjątkowego (czyli jak na razie do północy z niedzieli na poniedziałek) ludzie z zewnątrz nie będą mogli do nich wjeżdżać, a mieszkają tam z nich wyjeżdżać.
Wyjątki dotyczą dzieci uczęszczających do szkół i towarzyszących im osób, ludzi opiekujących się chorymi lub zwierzętami, a także tych, którzy z powodów nie cierpiących zwłoki muszą dostać się do szpitala, urzędu, kościoła czy na ślub – wyjaśniał minister Blatný. Tranzyt będzie dozwolony, ale nie wolno będzie się zatrzymywać.
Niepokój w Bawarii
Po drugiej stronie granicy, na przykład w Bawarii, sytuacja jest znacznie lepsza. W powiecie Tirschenreuth ten wskaźnik wynosi 333, w Wunsiedel im Fichtelgebirge zaś 256 – a są to najwyższe wartości w całej Bawarii. To może być efekt sąsiedztwa z najbardziej dotkniętymi pandemią powiatami czeskimi. A konkretnie z ludźmi, którzy stamtąd przyjeżdżają.
To oczywiście przede wszystkim pracownicy transgraniczni, zarówno dojeżdżający z Czech do Bawarii, jak i w odwrotnym kierunku. Dlatego też trzy bawarskie powiaty – wspomniany już Tirschenreuth, oraz Cham i Neustadt an der Waldnaab – wprowadziły dodatkowe obostrzenia wobec czeskich pracowników. Od czwartku nie wolno im się zatrzymywać w drodze do pracy i z powrotem, a teren zakładu mogą opuścić jedynie w celu wykonania testu lub jeśli zmuszają ich do tego obowiązki służbowe.
Koronawirus w Polsce. Co potem? "Czeka nas epidemia nowotworów"
Cheb: spóźniony krok
Tymczasem przedstawiciele zamkniętych czeskich powiatów nie kryją żalu wobec władz w Pradze. "Nikt z nami tej decyzji nie konsultował, dowiedzieliśmy się o niej z mediów, jak wszyscy” - powiedział korespondentce gazety "Deník N” Antonín Jalovec, burmistrz Chebu.
To miasto, którego szpital już od kilku tygodni nie jest w stanie zapewnić opieki wszystkim chorym i musi odsyłać część z nich helikopterami do innych szpitali w kraju, nawet odległych o 300 kilometrów.
Zamknięcie powiatów jest zdaniem burmistrza kolejnym przykładem chaotycznych działań rządu. Ale przede wszystkim jest ono spóźnione. "Jeśli to obostrzenie miało dopomóc, powinno było przyjść cztery, pięć tygodni temu, kiedy choroba zaczęła się tu masywnie szerzyć. Wtedy jednak rząd nie zrobił nic” - żali się Jalovec.
Teraz zaś trzeba więcej testów i więcej lekarzy. Minister zdrowia obiecał w ubiegłym tygodniu przysłanie trzech lekarzy do szpitala w Chebie, jak na razie jednak będzie ich dwóch. Pracę mają zacząć w piątek.
Sokolov: katastrofa, wręcz apokalipsa
Również burmistrz pobliskiego Sokolova Renata Oulehlová, choć jest z ruchu ANO premiera Babisza, o wszystkim dowiaduje się z mediów. "Jesteśmy w sytuacji, kiedy każdy z nas zna już kogoś, kto przegrał bój z covidem” - mówi gazecie "Deník N”.
"Umierają nasi bliscy. Już wiemy, że to nie jest grypka, bo przeżywamy to na własnej skórze" - dodaje. Uważa, że najbardziej pomogłyby szczepienia, "ale ich nie ma”.
Tymczasem szpital w Sokolovie znajduje się już w podobnej sytuacji, jak placówka w Chebie. Ordynator oddziału internistycznego i covidovego Martin Straka powiedział czeskiej agencji prasowej CTK, że sytuacja jest katastrofalna, wręcz apokaliptyczna.
"Tak, powiedzmy sobie to wprost, selekcja pacjentów jest faktem, tak panie ministrze, inaczej to nie jest możliwe” - zwraca się do szefa resortu zdrowia. Na przykład respiratorów ma dziesięć, a pacjentów, którzy ich potrzebują – dwudziestu.
Zamykanie Czech?
Podczas parlamentarnej debaty o stanie wyjątkowym padały także głosy, że Czechy muszą liczyć z tym, że kolejni sąsiedzi zaczną rozważać zamykanie ich granic. Czy do tego dojdzie, będzie zależało od tego, jakie antycovidowe rygory będą jeszcze obowiązywały w tym kraju w nadchodzącym tygodniu.
Przeczytaj także: "Brytyjski koronawirus" w natarciu. Eksperci biją na alarm