PolskaCudowne wybudzenie Ani z Kliniki Budzik. Rodzice płakali ze szczęścia

Cudowne wybudzenie Ani z Kliniki Budzik. Rodzice płakali ze szczęścia

22.01.2015 08:42, aktualizacja: 27.01.2015 11:13

Kilka dni temu 16-letni Piotrek wybudził się ze śpiączki. Trzy tygodnie wcześniej udało się to 14-letniej Ani i 17-letniemu Filipowi. Wszyscy są pacjentami Kliniki Budzik, pierwszego w Polsce wzorcowego szpitala dla dzieci po ciężkich urazach mózgu. – To ogromny sukces – przyznaje Andrzej Lach, dyrektor Kliniki. Troje szczęśliwych pacjentów wróci niebawem do domu. Szpitalne mury opuszcza także wciąż pozostający w śpiączce Kacper, jeden z pierwszych pacjentów Budzika. Ale to dopiero początek ich drogi. Przed nimi wielomiesięczna rehabilitacja. Zobacz reportaż Wirtualnej Polski.

14-letnia Ania trafiła do kliniki w październiku ubiegłego roku. Kilka miesięcy wcześniej dziewczynka wypadła z okna, z czwartego piętra. Pani Katarzyna, mama Ani przyznaje, że tuż po nieszczęśliwym wypadku lekarze nie dawali jej wielkich szans na powrót do zdrowia. – Ja jednak wiedziałam swoje, zawsze byłam optymistką. Na szczęście nie doszło do przerwania rdzenia kręgowego, co sprawiło, że uparcie sobie wmawiałam: Ania stanie na nogi! – opowiada w rozmowie z WP.

I stało się. – Tuż po świętach Bożego Narodzenia córka wyszeptała: „mamo”, a chwilę później: „jabłko”. Sama nie wiem, co było pierwsze. Byłam oszołomiona – mówi pani Katarzyna. Później poszło szybko. Ania zaczęła stawiać pierwsze kroki. Marzy o pierwszym spacerze, spotkaniu z koleżankami, powrocie do domu. Dziewczynka wciąż ma kłopoty z pamięcią i sprawnością fizyczną. – Chciałabym, aby zaczęła samodzielnie poruszać się po domu, wchodzić po schodach. Boję się jak to będzie. W naszym bloku nie ma windy – przyznaje pani Katarzyna. To niejedyny problem. – Rehabilitacja, wizyty u specjalistów, specjalistyczny sprzęt w domu – to wszystko kosztuje – wylicza mama Ani.

W lutym ze szpitala wyjdzie Piotrek. 16-latek od czerwca przebywał w śpiączce, to piętnasty wybudzony pacjent. W klinice przebywa wraz ze swoim starszym bratem, Łukaszem. Pielęgniarki i rehabilitanci zgodnie przyznają, że takiego szpitalnego duetu jeszcze nie widzieli. – Łukasz ma niesamowity wpływ na brata, jest troskliwy, a jednocześnie wymagający – przyznaje jeden z rehabilitantów.

Łukasz towarzyszy Piotrkowi podczas zajęć. - Jeśli widzę, że nie chce mu się ćwiczyć, dostaje opieprz z góry na dół. Nie ma taryfy ulgowej, traktuję go normalnie, jak wcześniej. Bo chyba o to w tym wszystkim chodzi. Nie ma co marudzić, płakać nad rozlanym mlekiem, trzeba się cieszyć, że szklanka jest cała - mówi Łukasz.

Piotrek rzadko miewa gorsze dni. Cały czas się śmieje, tryska humorem. – To, co się wydarzyło, wiele go kosztowało. Na początku często płakał, odczuwał ból podczas ćwiczenia. Z dnia na dzień jest coraz lepiej. Ciągle robi mi psikusy, rzuca we mnie poduszkami, razem układamy klocki, oglądamy seriale w telewizji, nawet te, których na początku nie znosiłem – mówi Łukasz. Piotr wciąż nie mówi, ale porozumiewa się z bratem wskazując litery na specjalnej tablicy. - Jest inteligentny, błyskotliwy, świetnie mu idzie rozwiązywanie łamigłówek, zadań matematycznych - dodaje.

Pani Beata wciąż czeka na moment, kiedy usłyszy głos swojego synka. Kacper od półtora roku jest w śpiączce. Chciałaby, by chłopiec wstał z łóżka, przyniósł do domu kolejny medal karate. - Krótko po zawodach, w których zdobył srebro, doszło do wypadku motocyklowego. Kacper jechał jako pasażer. Podczas zderzenia z samochodem, wypadł na jezdnię, doznał rozległego urazu głowy - wspomina mama chłopca.

W tym roku zdawałby maturę. Miał wiele planów - nauczyć się chińskiego, zostać weterynarzem "dzikich" zwierząt. Wszędzie było go pełno.

Do kliniki trafił w listopadzie 2013 roku. Choć nadal się nie wybudził, zrobił ogromne postępy. Otwiera oczy, i – jak twierdzi pani Beata – odpowiada na jej pytania zamykając oczy. – Wiem, że mnie słyszy, jest świadomy, jak reszta dzieci znajdujących się w śpiączce – mówi kobieta. Jej marzeniem jest usłyszenie głosu Kacpra.

Lada moment chłopiec będzie musiał opuścić szpital i wrócić do domu w Bielsko-Białej, ponieważ dzieci mogą być leczone w klinice przez rok, z możliwością przedłużenia o kolejne trzy miesiące. Pani Beata zastanawia się, czy poradzi sobie z codzienną opieką na synem, w Budziku czuje się jak w domu. - Poznałam tu wielu wspaniałych ludzi, przyjaciół. Nie zapomnę tego, ile zrobili dla mnie i Kacpra - opowiada pani Beata.

Klinika powstała w lipcu 2013 roku dzięki środkom zgromadzonym przez fundację Ewy Błaszczyk "Akogo?".

Reporter: Agnieszka Niesłuchowska
Zdjęcia: Mikołaj Przeździak
Montaż: Adrian Szczepaniak

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (357)
Zobacz także