Cohen w Sejmie
Wiliam Cohen (Archiwum)
Nie ma dziś bezpiecznego miejsca na świecie, wszyscy muszą być gotowi na zwalczanie terroryzmu - ocenił Wiliam Cohen. Wiliam Cohen - sekretarz obrony w administracji b. amerykańskiego prezydenta Billa Clintona - był gościem sejmowych komisji obrony i spraw zagranicznych. Spotkanie z parlamentarzystami trwało ponad dwie godziny.
06.11.2002 | aktual.: 06.11.2002 14:12
"Błędem jest dziś myślenie, że tylko Ameryka jest zagrożona terroryzmem. Grozi to wszystkim - Wielkiej Brytanii, Niemcom, Włochom, także Polsce. Nie ma dziś bezpiecznego miejsca na świecie, a wróg to struktura ponadpaństwowa, z dostępem do broni biologicznej i chemicznej" - mówił amerykański gość.
Według Cohena, prezydent George Bush przykłada wielką wagę do stosunków z Polską jako "kluczowym krajem NATO w tej części Europy". Dowodem tego jest przyjęcie latem w Waszyngtonie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i podpisane umowy o współpracy gospodarczej. "Prezydent Bush - szczególnie po 11 września zeszłego roku - nie był gospodarzem zbyt wielu oficjalnych wizyt na tak wysokim poziomie" - ocenił Cohen.
Podczas spotkania, gość sejmowych komisji ie wspomniał o czekającym na rozstrzygnięcie przetargu na samolot wielozadaniowy.
Dopiero zapytany o to przez szefa Komisji Spraw Zagranicznych, Jerzego Jaskiernię, Cohen powiedział, że jego zdaniem F-16 to "najlepszy myśliwiec na świecie, używany przez największą liczbę krajów i najskuteczniejszy w walce powietrznej". "W czasie operacji w Kosowie okazało się, że wiele państw NATO używających sprzętu innego niż F-16 ma też inny system łączności i nie mogliśmy się z nimi praktycznie skomunikować" - mówił Cohen.
Były sekretarz obrony USA zastrzegł, że jego wypowiedź "nie może być obiektywna, bo przez wiele lat współpracował z koncernem produkującym te myśliwce, ale jeśli Polska chce zmodernizować lotnictwo, to powinna przyjrzeć się tej ofercie. Patrzcie na jakość, na cenę i na długoletnie korzyści z offsetu" - zachęcał.
Cohen wspomniał też, że "zawsze z przyjemnością" występuje w parlamencie, bo 24 lata jego kariery zawodowej wiążą się z parlamentem amerykańskim - zanim został sekretarzem obrony USA, przez sześć lat był członkiem Izby Reprezentantów i przez 18 lat senatorem ze stanu Maine. Mówił, że "w Polsce czuje się trochę jak w domu", bo wiele lat temu jego dziadek wyemigrował do USA z Białegostoku.