PolskaCo zmieniło się w Polsce po katastrofie smoleńskiej?

Co zmieniło się w Polsce po katastrofie smoleńskiej?

Katastrofa smoleńska pogłębiła podziały, istniejące już wcześniej w społeczeństwie. Istotne jest również to, że konflikt nie wygasa, ale stale się odtwarza - mówi profesor Henryk Domański, socjolog z Polskiej Akademii Nauk.

Tuż po katastrofie smoleńskiej mówiliśmy o narodowym poruszeniu, wspólnym przeżywaniu tragedii. Co zmieniło się w Polsce przez ostatni rok?

Prof. Henryk Domański: Wydaje się, że katastrofa smoleńska pogłębiła podziały, istniejące już wcześniej w społeczeństwie. Mamy odmienny stosunek do własnej historii czy państwa. Różnimy się pod względem mentalności. Wydarzenie smoleńskie uwydatniło różnice związane z wartościami uniwersalnymi, z takimi przeżyciami jak religijność czy odwoływanie się do pewnych symboli.

Świadectwem, że tak rzeczywiście się stało, mogą być dyskusje w mediach. Zmiany bardziej ujawniają się właśnie w takich sferach, które są wskaźnikowe. Na ulicy tego nie widać. Pomijając takie wydarzenia jak te, które miały miejsce w Warszawie, związane z krzyżem czy paleniem świeczek przed Pałacem Prezydenckim. To są kolejne wskaźniki czegoś, co istniało przedtem, jednak Smoleńsk był okazją do uwydatnienia się tego.

Którędy przebiega ten podział?

Prof. Domański: To jest bardzo ciekawe, bo po jednej i po drugiej stronie są ludzie, których trudno umiejscowić jednoznacznie, np. w hierarchii społecznej. To wcale nie jest zgodnie z tym stereotypem, że na PiS - mówmy konkretnie o podziałach politycznych - głosują osoby o niższym statusie, a zwolennikami Platformy są ludzie o wyższym statusie, specjaliści, inteligencja. I że oni zajmują stanowisko bardziej chłodne, neutralne w stosunku do Smoleńska. Po obu stronach są reprezentanci obydwu opcji, tylko niektórzy wyrażają to bardziej intensywnie, a inni mniej. Mamy do czynienia z podziałem, który przecina tradycyjne podziały i hierarchie.

Jakie wydarzenia w ciągu ostatniego roku spotęgowały spór o Smoleńsk?

Prof. Domański: Smoleńsk uruchomił pewien ciąg, łańcuch wydarzeń. Spowodował oczywiście przyśpieszone wybory prezydenckie. Wcześniej jednak mieliśmy sprawę zabójstwa w Łodzi (w siedzibie PiS), która została nagłośniona jako rezultat zaostrzenia podziałów, wzajemnego oskarżania się polityków. To jest jakby konsekwencja tej kwestii smoleńskiej. Niezależnie od tego, czy tak rzeczywiście było, to właśnie taka interpretacja, przedstawiona w mediach, stała się faktem społecznym.

Istotne jest również to, że konflikt nie wygasa, ale stale się odtwarza. Coś, co miało miejsce prawie równo rok temu, dalej trwa. Zgodnie ze wszystkimi prawidłowościami czas powinien takie rzeczy łagodzić. Nie łagodzi.

Jak głębokie i trwałe są te podziały? Czy rzeczywiście stajemy się społeczeństwem dwóch kultur?

Prof. Domański: Na pewno więcej nas łączy, niż dzieli. Jesteśmy członkami tego samego narodu i gdyby doszło do zagrożenia Polski, to pewnie wszyscy stanęliby w jej obronie, więc nie przesadzajmy z tymi podziałami. Jeżeli natomiast mówimy, że polityka jest taką sceną, która uwydatnia konflikty, to niewątpliwie jest to podział głęboki. Nakłada się, silnie koreluje z podziałem na dwie główne siły polityczne. Dopóki te dwie partie będą odgrywały czołową rolę, to on będzie się odtwarzał. Można sformułować taką prognozę. Nie jest to więc kwestia tego czy przyszłego roku, ale również następnych lat. Zobaczymy, jaki będzie wynik wyborów. Nie zanosi się jednak na to, by PiS zniknął ze sceny albo Platforma jakoś dramatycznie przegrała.

Natomiast ten podział nie będzie trwał wiecznie. To jest kwestia funkcjonowania takich mentalności, odmiennych postaw w pewnym pokoleniu. Pokolenie, które było świadkiem tragedii smoleńskiej, będzie reprezentowało te postawy jeszcze przez kilkanaście lat.

Czy rocznica katastrofy smoleńskiej stanie się szansą choćby na odtworzenie atmosfery solidarności z ofiarami?

Prof. Domański: Myślę, że wśród ludzi istnieje solidarność z ofiarami. Zdecydowana większość społeczeństwa współczuje rodzinom z obu stron, jeżeli tak się można wyrazić. Jeśli w ogóle te ofiary i ich bliskich można dzielić na dwa obozy, według przynależności politycznej osób, które zginęły. Postawa solidarności dominuje w naszym społeczeństwie, aczkolwiek zdarzają się głosy sprzyjające konfrontacji i konfliktowaniu. Mam na myśli choćby publikacje, których autorzy zajmują stanowisko wartościujące. Że jedni są lepsi, a inni gorsi.

Czy to znaczy, że tragedia smoleńska nie zmieniła ani polityków ani mediów?

Prof. Domański: Ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień. Trudno też zmienić reguły gry, które obowiązują w polskiej polityce. Oczywiście ten typ gry politycznej, bardzo agresywny, nie jest wyłącznie polską specyfiką. Jeżeli mamy polityków, którzy traktują to jako narzędzia zdobycia czy utrzymania władzy, nie ma co liczyć, że jednorazowe wydarzenie, powiedzmy tydzień czy 10 dni żałoby, coś tutaj zmieni. Oczekiwanie, że ludzie staną się dla siebie bardziej życzliwi, byłoby naiwne.

Czy pojawiły się jakieś inicjatywy dążące do zbliżenia tych dwóch obozów, zmiany jakości debaty?

Prof. Domański: Myślę, ze pewnym zalążkiem mogło być powstanie PJN. Partii, składającej się z ludzi, którzy wyszli z jednego ze skonfliktowanych obozów. Po to, żeby - jak twierdzili jej liderzy - skończyć z językiem agresji i podjąć politykę opartą o racjonalne środki. Pojawienie się siły politycznej z tego typu programem mogło coś zmienić. PJN sukcesu chyba nie odniesie, ale próba była. Według mnie to najpoważniejsza taka inicjatywa.

Innych takich inicjatyw nie widzę, oczywiście poza nawoływaniami do tego, żebyśmy się nawzajem nie obrzucali błotem. Ale to są oczywiście dość naiwne wezwania, ludzie nie reagują na to. Czy po katastrofie smoleńskiej nastąpiło coś pozytywnego? Czy takim zjawiskiem może być wzrost aktywności obywatelskiej, te próby organizowania się - począwszy od Ruchu 10 kwietnia, po grupy skrzykujące się do działania na Facebooku?

Prof. Domański: Jak wiadomo stopień aktywności obywatelskiej, jeśli go mierzyć udziałem w organizacjach trzeciego sektora, mamy jeden z najniższych w Europie. Polacy są widocznie takim narodem - można dyskutować dlaczego - który do tego typu aktywności zbiorowych nie przejawia specjalnie chęci. Nie sądzę, żeby jakieś inicjatywy, które niewątpliwie powstają i być może intencjonalnie są skierowane w stronę budowania wspólnoty, coś tutaj zmieniły. Jeśli chodzi o wydarzenia ostatniego roku, to ja bym im nie przypisywał szczególnego znaczenia

Myślę, że pozytywnym zjawiskiem - ale w bardzo długofalowej perspektywie - jest wzrost zamożności polskiego społeczeństwa. Wzrasta poziom wynagrodzeń, konsumpcja, przystosowujemy się do gospodarki rynkowej. To jest widoczne. A tego typu fakty stanowią strukturalne podłoże, które buduje poczucie może nie wspólnoty, ale zajmowania się sobą. Później w miarę upływu czasu zrozumiemy, że aby było jeszcze lepiej trzeba ze sobą jakoś kooperować, a nie walczyć na symbole, bo to do niczego nie prowadzi.

W badaniach ankietowych większość Polaków wyraziła znużenie dyskusją o Smoleńsku. Czy to oznacza, że mamy przestać o tym mówić, czy też powinniśmy mówić o tym inaczej niż dotychczas?

Prof. Domański: Ktoś, kto tak odpowiada, prawdopodobnie ma na myśli, że trzeba o tym pamiętać, obchodzić rocznicę smoleńską i oddawać hołd tym, którzy tam zginęli. Natomiast nie powinno to wypełniać naszego codziennego myślenia, bo ludzie zajmują się własnymi sprawami. I nie chcą, żeby im natrętnie o tym przypominać. W ogóle nie lubimy myśleć stale o nieszczęściach, ludzie z natury są optymistami. Na co dzień mamy inne sprawy i życie się toczy się swoim biegiem.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (13)