Co z tą pogodą?
Błędne prognozy długoterminowe na lato przynoszą straty finansowe właścicielom pensjonatów, urzędom miast i wczasowiczom. Choć według specjalistów w ciągu ostatnich 20 lat trafność prognoz pogody wzrosła z około 60 do niemal 80%, to nie są one jeszcze tak precyzyjne, jak chcielibyśmy.
15.03.2006 | aktual.: 15.03.2006 10:49
W wyniku np. długoterminowych prognoz na tegoroczne lato, zapowiadających, że będzie chłodno i deszczowo, wiele osób zrezygnowało z urlopu nad Bałtykiem i odwołało rezerwacje – skarżą się właściciele kwater. Tymczasem najnowsze prognozy zapowiadają, że tegoroczne lato będzie upalne.
– Kilka lat temu z powodu błędnej prognozy pogody bardzo rozczarował mnie wakacyjny wyjazd. Pojechaliśmy całą rodziną nad morze z namiotem. W mediach od początku wiosny informowano, że będzie piękne i upalne lato. W rezultacie spędziliśmy tydzień w ulewnym deszczu, w prawie przeciekających namiotach. Nie wyjeżdżaliśmy, bo w prognozach zapowiadano, że powinno wyjść słońce. Tymczasem ulewny deszcz padał jeszcze prawie pięć dni – opowiada nasza Czytelniczka Agnieszka.
– Nikt przecież najpierw nie sprawdza na miejscu jaka jest pogoda, a potem decyduje, czy jechać. Sam słucham pogody w telewizji i jak jest zła, to wybieram góry – mówi pan Kazimierz jeżdżący nad morze pod namiot.
Tolerancja błędu
– Nasze metody nie są doskonałe, ale sprawdzalność prognoz sezonowych wynosi około 90 proc. Nie można się nimi sugerować w sposób dosłowny. Mają charakter orientacyjny. To tylko scenariusz i musi być tolerancja błędu – tłumaczy dr Ryszard Kozieł, sy- noptyk z biura prognoz długoterminowych Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej.
Jak się okazuje, nie tylko prognozy długoterminowe, ale również codzienne mogą sprawić kłopot.
– Dwa czy trzy lata temu mieliśmy sytuację, że w mediach codziennie podawano, że u nas nad morzem leje, podczas gdy świeciło przepiękne słońce. Władze Władysławowa i innych miast wystosowały pismo do mediów, żeby nie podawały błędnych informacji – wspomina Grażyna Siuchnińska z biura promocji urzędu miasta we Władysławowie. – Jeśli ludzie słyszą takie informacje, często przekładają wyjazd, zmieniają miejsce. Sama, gdybym usłyszała, że nad morzem codziennie leje, tobym nie pojechała tam na urlop – dodaje Siuchnińska. – Zawsze lepiej chodzić po górach niż zamiast na plaży z powodu deszczu siedzieć w namiocie – mówi pan Kazimierz.
Bez odpowiedzialności
– Prognozy długoterminowe podawane w mediach to bardzo zły chwyt. Nawet górale powiedzieli, że to bzdury. Jednak wiele osób od razu zakłada, że to prawda i my ponosimy straty finansowe. Już nieraz było słońce, kiedy zapowiadali deszcz – mówi Helena Kobiela z pensjonatu „Angela” w Łebie. – Przez takie kłamstwa Polacy coraz częściej jeżdżą za granicę, zamiast nad polskie morze – dodaje. Mimo kosztów ponoszonych zarówno przez prywatne osoby, jak i miejscowości wypoczynkowe, nie ma możliwości pozwania np. IMiGW za straty finansowe spowodowane błędami w prognozach.
– To niemożliwe. Instytucje meteorologiczne nie mają podpisanych żadnych umów na skuteczność prognoz. To jest tylko orientacyjne – mówi prawnik i konstytucjonalista prof. Wiktor Osiatyński. – Poza tym nikt nikogo nie ubezpieczy na wypadek strat spowodowanych w wyniku błędnych prognoz pogody – dodaje.
– Zdarzyły się parę razy jakieś pretensje, ale nigdy nie mieliśmy sytuacji, że ktoś chciałby nas zaskarżyć z powodu błędnych prognoz pogody – zapewnia dr Ryszard Kozieł z IMiGW. Częściej z pretensjami dzwonią lub piszą widzowie do telewizji nadających prognozy pogody, które się nie sprawdziły.
– Raz nawet miały do nas pretensje władze Ustki, że zapowiadamy deszcz – przyznaje Tomasz Zubilewicz, prezenter pogody w TVN Meteo.
Tylko orientacyjnie
Jak zatem sprawić, żeby prognozy się sprawdzały i żebyśmy nie wychodzili w okularach przeciwsłonecznych, gdy leje albo z parasolem przy pełnym słońcu?
– Nie można oczekiwać, że będziemy zadowoleni z prognozy pogody po jednorazowym posłużeniu się nią. To nieracjonalne. Prognozy trzeba śledzić na bieżąco. Takie doświadczenie może sprawić, że wyjdziemy na swoje, bo nauczymy się podchodzić do tego orientacyjnie – twierdzi dr Ryszard Kozieł.
Brak precyzji
Według wielu specjalistów problem tkwi w tym, że mapki z chmurkami i słoneczkami, jakie co wieczór oglądamy w telewizji, to ułamek ludzkiej wiedzy o pogodzie. Na dodatek bardzo uproszczony. Wyniki przeprowadzanych obliczeń i analiz przekształca się w proste wykresy pokazujące na przykład zmiany temperatury w kolejnych godzinach doby. Taka krzywa pokazuje znacznie więcej informacji niż komunikaty typu: „jutro w Gdańsku będzie 20 stopni”. Z takiej mapki da się wyczytać, że rzeczywiście taka temperatura będzie w Gdańsku, ale tylko przez dwie godziny, a np. w południe wyniesie 29 stopni, a wieczorem 9.
Kto to liczy
W Stanach Zjednoczonych skuteczność prognoz pogody jest nieporównywalnie wyższa niż w Polsce. Komunikaty podawane przez tamtejsze media, np. o zbliżających się opadach, sprawdzają się z dokładnością do kilku minut. Niemal całe Stany pokryte są siecią radarów meteorologicznych, która umożliwia dokładne określenie czasu wystąpienia opadów. W Polsce jest to niemożliwe, nasza sieć radarowa jest uboga i nie ma możliwości pokrycia nią całego kraju. Radary umożliwiają jednak prognozowanie tylko na kilka godzin.
Nigdy na 100 procent
Meteorolodzy mają ogromne zastrzeżenia do prezentacji prognoz wyników w mediach. W Polsce nie podaje się prawdopodobieństwa wystąpienia opadów tak jak w USA. Tam często w prognozach można zauważyć informację: prawdopodobieństwo wystąpienia opadu wynosi 65%. U nas zapowiada się natomiast, że będą przelotne opady. Później ludzie narzekają, że znowu prognoza się nie sprawdziła, bo miało padać i nie padało. Szczególnie latem zjawiska meteorologiczne mają często charakter lokalny i nie ma możliwości przewidzenia ich na 100%.