Co to będzie, gdy odejdzie Castro?
13 sierpnia tego roku Fidel Castro skończy 80 lat. Ten wiek robi z niego sędziwego staruszka, stającego się niezdolnym do kierowania państwem, co wywołało otwartą debatę na temat następcy ‘El Comendante’.
20.04.2006 | aktual.: 20.04.2006 11:20
Niekwestionowany lider kubańskiej rewolucji powoli musi ustąpić miejsca. Kubańczycy żyjący na wyspie, a także 2 miliony ich rodaków mieszkających w Stanach Zjednoczonych, zastanawiają się, kto będzie ich nowym przywódcą. Większość wyspiarzy oficjalnie go podziwia. Dziękują mu, między innymi, za bezpłatną edukację i opiekę medyczną. Nie narzekają, nawet, jeśli miesięcznie zarabiają mniej niż turyści płacą za pudełko cygar. Ci ludzie dorastali przy Castro, znają go i słuchają od dziecka. Po prostu boją się zmian.
Kubańczycy na emigracji mają już podzielone zdania. Są tacy, którzy widzą tylko jedną możliwość skończenia z dyktaturą, mianowicie napaść zbrojną USA na Kubę. Inni twierdzą, że trzeba prowadzić dialog i dojść do pojednania. Są też tacy, którzy już planują inwestycje, gdy tylko będzie możliwość handlu. Jedno jest pewne, jakkolwiek obalony zostanie reżim, większość z nich od razu wróciłaby do swoich domów i rodzin. Chcą wierzyć, że wraz z odejściem Castro Kuba odżyje, nadejdą zmiany na lepsze, będzie można wrócić do ojczyzny i godnie żyć.
Jednak Kenia Serrano, lider Partii Komunistycznej i gorący zwolennik Fidela, twierdzi, że nie ma co liczyć na wielki przewrót. „Sukcesja jest już gotowa” mówił mając na myśli pierwotny plan Castro, który na swojego następcę wyznaczył swojego młodszego brata, Raula, obecnie dowódcę sił zbrojnych Kuby. Fidel przygotował brata na tyle, że jest on w stanie kontynuować jego dzieło. Pojawiają się jednak głosy nedowierzania, że zmiana na stanowisku pójdzie tak gładko. Osvaldo Paya, lider małej grupy opozycyjnej o nazwie Chrześcijański Ruch Wyzwolenia, uważa, że odejście Castro doprowadzi państwo do destabilizacji i chaosu. Jak będzie naprawdę pokaże czas.
Ciekawe jest to, że przyszłościowo o Kubie nie myślą tylko jej mieszkańcy i uchodźcy, ale również sam Bush. Waszyngton już mianował niejakiego Caleba McCarry’ego na „koordynatora transformacji” na Kubie. Sam zainteresowany powiedział, że jego zadaniem jest pomóc Kubańczykom w odzyskaniu wolności oraz dopilnowanie, aby ani Raul, ani żaden inny pretendent, nie przejęli władzy. Na ten cel rząd amerykański przeznaczył 59 milionów dolarów. Cała próba wcielenia demokracji na wyspie ma być prowadzona drogą pokojową. Interwencja zbrojna jest tu najczarniejszym scenariuszem, choć ma zwolenników, którzy nie chcą czekać na naturalną śmierć Fidela; chcą by dożył chwili, gdy jego dyktatura upada. Serrano jednak ostrzega „ w każdym sąsiedztwie, na każdym rogu mamy ludzi gotowych do walki”.
Marta Łachacz