Co się stało dwa lata temu w prezydenckim Tu‑154?
- Adam Bielan skłamał w sposób oczywisty mówiąc, że dwa lata temu w trakcie lotu do Azerbejdżanu to nie prezydent, ale ja wydałem polecenie pilotowi samolotu, aby leciał do Tbilisi i wylądował w miejscu, które wskazał Lech Kaczyński - powiedział szef MON Bogdan Klich.
Po katastrofie w Smoleńsku pojawiły się głosy przypominające incydent sprzed dwóch lat, kiedy to pilot prezydenckiego Tupolewa odmówił wykonania rozkazu Lecha Kaczyńskiego, mającego naciskać na lądowanie w Tbilisi.
Odnosząc się do tych komentarzy poseł PiS Adam Bielan powiedział w Radiu Zet, iż to nie prezydent wydał wtedy rozkaz pilotowi, aby lecieć do Tbilisi. - Rozkazu nie wydawał Lech Kaczyński, tylko minister obrony narodowej Bogdan Klich po rozmowie z prezydentem. Dowództwo sił powietrznych wydało rozkaz pisemny na polecenie ministra Klicha, szefa MON , polityka PO - powiedział Bielan.
Bogdan Klich stanowczo zaprzeczył słowom Adama Bielana. - To czyste kłamstwo. Prezydent zadzwonił do mnie i polecił mi zmianę trasy lotu samolotu, tak żeby mógł dolecieć do Tbilisi. Ja wysłuchałem tego, co pan prezydent miał mi do powiedzenia i odmówiłem wykonania tego polecenia. Wytłumaczyłem, iż polecenia wydawać mi może tylko premier, który jest moim zwierzchnikiem. Na tym rozmowa się skończyła - powiedział Klich.
Szef MON dodał, że następnego dnia spotkał się z pilotem samolotu prezydenckiego kpt. Grzegorzem Pietruczukiem. - Był w kryzysie psychicznym po tym co przeżył. Zagwarantowałem mu bezpieczeństwo, powiedziałem mu że włos z głowy mu nie spadnie i nagrodziłem go za przestrzeganie przepisów i stosowania się do procedur - powiedział Klich.
Gruzja 2008
Sprawa dotyczy prezydenckiego lotu do Azerbejdżanu sprzed dwóch lat. W sierpniu 2008 roku, kilka dni po wybuchu walk w Gruzji, prezydent Lech Kaczyński udawał się do tego kraju z prezydentami Litwy i Estonii oraz premierem Łotwy. Samolot poleciał przez Ukrainę do Azerbejdżanu, skąd delegacja udała się do stolicy Gruzji w kolumnie samochodów. Po międzylądowaniu w Symferopolu na Ukrainie, gdzie na pokład wsiadł prezydent Ukrainy, L. Kaczyński chciał, by samolot nie leciał do Gandżi w Azerbejdżanie, lecz od razu do Tbilisi. Załoga samolotu odmówiła wykonania polecenia prezydenta, tłumacząc to względami bezpieczeństwa.
W sobotę "Gazeta Wyborcza" ujawniła relację jednego z pilotów lotu: - Prezydent wszedł do kabiny załogi i zapytał: Panowie, kto jest zwierzchnikiem sił zbrojnych? - Pan, Panie Prezydencie. - To proszę wykonać polecenie i lecieć do Tibilisi - powiedział prezydent i wyszedł nie czekając na wyjaśnienia.
"GW" przypomina sytuację w kontekście katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku, choć przyznaje, że nie znaleziono na razie żadnych poszlak wskazujących na to, że ktoś wywierał na pilotów naciski, by lądować na lotnisku Siewiernyj mimo trudnych warunków.
Komentując te doniesienia Adam Bielan już w sobotę mówił, że twierdzenie, iż prezydent Lech Kaczyński osobiście wywierał wpływ na pilotów podczas lotu do Azerbejdżanu jest absolutną nieprawdą.
- Byłem na pokładzie tego samolotu, który leciał do Tbilisi, do Azerbejdżanu; praktycznie przez cały czas byłem w saloniku z panem prezydentem. Twierdzenie, że to on osobiście wywierał wpływ na pilota jest absolutną nieprawdą - powiedział Bielan. Rzecznik PiS powiedział, że nie przypomina sobie w ogóle żadnej sytuacji, w której pan prezydent Lech Kaczyński bezpośrednio rozmawiałby z pilotami.
Jego zdaniem, dyskusja o sytuacji z 2008 r. w momencie, kiedy nie wyjaśniono przyczyn tragedii pod Smoleńskiem ewidentnie próbuje zmienić tory debaty i sugerować, że były jakieś naciski w tej sprawie, choć nic na to nie wskazuje.