Co potrafią wyczyniać z kominami poznaniacy?
Chociaż kominiarz przynosi szczęście, wielu poznaniaków woli po niego nie dzwonić i próbują czyścić swoje przewody kominowe na własną rękę, co miewa opłakane skutki.
03.02.2015 | aktual.: 07.02.2015 10:53
Zgodnie z przepisami właściciele i zarządcy nieruchomości mają obowiązek raz w roku przeczyścić przewody wentylacyjne. Dwa razy w roku należy wyczyścić przewody w domach opalanych gazem, a aż cztery razy przewody opalane węglem. Do tego dochodzi coroczna kontrola drożności wszystkich przewodów oraz usunięcia wszelkich wykazanych usterek. Za brak kontroli grozi mandat w wysokości 500 zł, ale o wiele gorszym skutkiem może być pożar lub śmierć w wyniku zaczadzenia. Mimo to wiele osób lekceważy przepisy.
- Są osoby, które zapominają o kontroli i regularnym czyszczeniu przewodów, albo dzwonią z prośbą o interwencję dopiero, kiedy coś się stanie – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Krzysztof Jujeczka, jeden z poznańskich kominiarzy.
Dotyczy to przede wszystkim właścicieli domów jednorodzinnych, bo zarządcy bloków lub kamienic na ogół trzymają się obowiązujących przepisów. Jednocześnie to właśnie właściciele domów jednorodzinnych często próbują dbać o swoją instalację grzewczą na własną rękę, chociaż zdarza się, że nie potrafią nawet palić w piecu.
- Zdarza się, że przyjeżdżamy do domów, gdzie komin jest zatkany smołą, która powstaje przy paleniu w zbyt niskiej temperaturze, albo, gdy palono zbyt wilgotnym węglem – opowiada Krzysztof Krzyżok, który jest kominiarzem od 18 lat. – To może doprowadzić do zatkania się komina, a nawet do wybuchu – dodaje.
Pół biedy jeśli po zatkaniu komina właściciel zadzwoni po kominiarza. Są bowiem osoby, które postanawiają same przeczyścić komin.
- Ludzie mają naprawdę dziwne pomysły, np. przywiązują kostkę brukową do sznurka i wrzucają do komina, po czym kostka o coś się zaczepia i wydostać ją ze środka jest później naprawdę trudno – mówi Krzysztof Jujeczka.
Poznańscy kominiarze przyznają jednak, że takich kominiarzy-amatorów jest jednak coraz mniej. To m.in. skutek tego, że coraz więcej starych kamienic jest podłączanych do miejskiego cieplika, ale nie tylko.
- Jeszcze 10 lat temu to były częste przypadki, że ktoś np. sam sobie podłączał junkers, co bywało niebezpieczne. Teraz młodzi ludzie na ogół nie znają się w ogóle na takich kwestiach technicznych i wolą dzwonić po fachowców – przyznaje Krzyżok.
Junkersy, czyli gazowe podgrzewacze do wody, w połączeniu ze szczelnymi oknami to cały czas najczęstsze przyczyny zatruć czadem.
- Ludzie zakładają sobie szczelne, plastikowe okna, zapominając o regularnym wietrzeniu pomieszczeń, a przy niewłaściwej cyrkulacji powietrza dochodzi do tzw. cofki, która może być śmiertelnie niebezpieczna – mówi Krzyżok.
Mimo bardzo łagodnej zimy w Wielkopolsce od września zanotowano już 138 zatruć czadem, w tym cztery śmiertelne.