Co po SLD?
Jak będzie tworzony przyszły rząd PO PiS, zastanawia się "Gazeta Wyborcza" i pisze, że do niedawna obowiązywała zasada - zwycięzca wyborów bierze wszystko, ale teraz politycy PiS zaczynają mówić o parytetach.
19.11.2004 | aktual.: 19.11.2004 06:28
Gdy dwa lata temu Lech Kaczyński formułował zasadę: koalicyjna partia, która wygra wybory, desygnuje premiera, który stworzy rząd, oba ugrupowania szły łeb w łeb, przypomina dziennik. Formuła została milcząco przyjęta przez PO i PiS. Teraz, gdy do wyborów jest coraz bliżej, a przewaga PO nad PiS wynosi według różnych badań od 10 do 15 punktów, pojawiają się głosy, że skład przyszłego rządu powinien odpowiadać liczbie głosów zdobytych w wyborach.
Niekwestionowanym kandydatem na premiera z PO jest Jan Rokita, pisze "GW". - Oczywiste jest, że chciałby tworzyć autorski rząd, dlatego nadal uważamy koncepcję Lecha Kaczyńskiego - wygrywający bierze wszystko - za słuszną. Rządy AWS-UW i SLD-PSL opierające się na parytetach działały źle - powiedział "Gazecie" jeden z najbliższych współpracowników Rokity. Jednak - jak twierdzi - w nieoficjalnych spotkaniach coraz częściej PiS modyfikuje swoją pierwotną ideę. Teraz ma być tak: "Owszem, premier może być wasz, ale skład rządu ma odzwierciedlać wynik wyborczy".
Działacze PO od pewnego czasu usiłują skierować ambicje Prawa i Sprawiedliwości w kierunku prezydentury. Formuła "ten, kto wygrywa wybory, obejmuje stanowisko premiera", została wzbogacona o zasadę "partner koalicji wystawia prezydenta", pisze "Wyborcza" i w dalszej części artykułu omawia niechętne reakcje PiS na taką ewentualność. (PAP)