Co najmniej jeden Polak zginął na południu Tajlandii
Co najmniej jedna osoba z polskim paszportem
zginęła w czasie niedzielnego uderzenia tsunami na południu
Tajlandii - potwierdziła rano ambasada RP w Bangkoku. Na życzenie rodziny ofiary nie ujawniono szczegółów.
Ambasador RP w Tajlandii Bogdan Góralczyk zastrzegł też, że prawdopodobnie liczba śmiertelnych ofiar wśród Polaków będzie wyższa. Obecnie trwa bardzo trudne identyfikowanie zwłok.
Polski ambasador jednocześnie podkreślił doskonałą współpracę z władzami Tajlandii. Akcja poszukiwania i identyfikacji ofiar - zaznaczył - jest przykładem dobrej koordynacji działań zarówno z władzami Tajlandii, jak i Unii Europejskiej. Dobry jest też przepływ informacji, co niewątpliwie jest także zasługą dotkniętych tragedią władz Tajlandii.
W strefie bezpośredniego zagrożenia niszczycielskimi falami tsunami w niedzielę znalazło się w Tajlandii około 60 Polaków - powiedział ambasador Góralczyk.
Za zaginionych nadal uważa się dziesięć osób, z którymi od tragedii nie udało się nawiązać jakiegokolwiek kontaktu. Kilkanaście osób jest poszukiwanych - wiadomo o nich, że żyją, lecz nie zgłosiły się do ambasady. Dotychczas odnaleziono lub ustalono natomiast miejsce pobytu ponad 30 z tych osób. Osobom tym nic nie zagraża.
Trzy osoby z polskimi paszportami były hospitalizowane. Jedna z nich przeszła operację w szpitalu w Bangkoku. Jedna, ze względu na skutki olbrzymiego stresu, znalazła gościnę w ambasadzie RP w Bangkoku - powiedział amb. Góralczyk.
Dzięki współpracy z władzami Tajlandii, jedna osoba z Polski wyleciała we wtorek z Bangkoku przez Budapeszt do kraju. Druga miała opuścić Bangkok w nocy, lecz pozostała w celu identyfikacji zwłok.
Ambasador Góralczyk podkreślił, że liczba ofiar trzęsienia i tsunami rośnie z dnia na dzień. Według ostatnich ustaleń w Tajlandii poniosły śmierć 1543 osoby a 8950 zostało rannych. Żywioł zaatakował łącznie 6 prowincji.