InnowacjeCo ma osa na Zaolziu?

Co ma osa na Zaolziu?

ZNACIE?
Za górami, za lasami
jechał pociąg z wariatami,
a w ostatnim wagoniku
siedział Hitler na nocniku,
zbierał szmaty na armaty
i ogryzki na pociski.

27.07.2005 | aktual.: 28.07.2005 10:52

TO PRZECZYTAJCIE: Za górami, za lasami, żył Bin Laden z Talibami. Aż pewnego dnia we wtorek, gdy dopisał mu humorek, zamiast escape wcisnął enter i rozwalił World Trade Centre.

W ten sposób nowa treść i nowy czarny charakter pojawiły się w tradycyjnej formie rymowanki dziecięcej, o niezmiennych od dziesiątków lat tych samych rymach i takiej samej liczbie sylab w wierszu.

Mgr Katarzyna Marcol z Katedry Folklorystyki Ogólnej i Stosowanej w Instytucie Etnologii Uniwersytetu Śląskiego (Filia w Cieszynie) od kilku lat bada słowny folklor dzieci mieszkających na Śląsku Cieszyńskim po obu stronach Olzy, a więc w Polsce oraz w Republice Czeskiej, czyli na tzw. Zaolziu.

Wyliczanka z TVP

Jak niegdyś folklor czerpał z przykładów kaznodziejskich czy literatury pięknej, tak dzisiaj inspiracją są treści propagowane przez media – mówi Katarzyna Marcol. Wpływ mediów na słowną twórczość naszych dzieci pozostaje faktem, a jego konsekwencje są różne. Treści przekazywane przez media są surowcem do dalszych przekształceń i adaptacji, do czego dzieci zabierają się zazwyczaj z wielkim natchnieniem, angażując wyobraźnię i zdolności twórcze, potrzebne na przykład do skomponowania uaktualnionych rymów. Nowe teksty, aby się przyjęły i były dalej przekazywane, muszą odpowiadać dziecięcemu poczuciu piękna. Dlatego media zmieniają tylko treść, ale nie wpływają na formę, którą z tym samym rymem i rytmem dziedziczą kolejne dziecięce pokolenia. Można również zauważyć, jak pod wpływem sączących się z telewizora w całej Polsce takich samych treści, zacierają się bariery regionalne w folklorze dziecięcym.

Dzieci najchętniej biorą na warsztat dobranockę, reklamę, popularne filmy i seriale oraz komentowane w dzienniku i w domu wydarzenia i postaci. I wykrzykują nowe treści, zupełnie za nic mając ich sens, poprawność polityczną, seksualne skojarzenia czy skatologiczny zapaszek. Dzieci uwielbiają więc Małysza: Żona prosi Adama Małysza, żeby zalecioł na pocztym wysłać paczkym. A Adam sie pyto: "Je to blisko?" "No". "No to se poproś Szmita". (zapisane w Istebnej) Drwią sobie z Bonda: – Jaki jest najgłupszy agent na świecie? – James Blond. Zadają niemądre pytania: – Co ma osa? – Osama Bin Laden. Podejmują ważne problemy społeczne: Pląse, madąse, deflore, o made, o made, o madeo, deo, riki, tiki, sprzedajemy narkotyki. One, two, three! (tak bawią się 9 i 10-letnie dziewczynki w małej szkole polskiej w Gnojniku na Zaolziu). Podglądają reklamy: – Co to jest? Wisi na ścianie i śmierdzi? – Żarówka firmy Osram. I zawłaszczają sobie Gołotę: – Nie je, nie pije, a chodzi i bije? – Gołota na diecie.

Pozostaje pytanie, jak długo jeszcze bokser zastępować będzie dzieciom zegar, bo medialna sympatia w folklorze dziecięcym na pstrym koniu jeździ i jedną z charakterystycznych cech utworów powstających pod wpływem mediów jest ich duża efemeryczność. Jest to bardzo dynamiczny folklor. Kiedy o jakimś fakcie medialnym mówi się w domach, prawie natychmiast wchodzi on do folkloru dziecięcego, ale równie szybko dezaktualizuje się i jego atrakcyjność ulega przedawnieniu, gdy tylko na ekrany wchodzą kolejne wydarzenia i bohaterowie naszych czasów. Wręcz widać, jak teksty te błyskawicznie rodzą się na szkolnych podwórkach i równie prędko tam umierają.

Ile kartofli w ogniu?

Homogenizacja folkloru dziecięcego, jak również jego nietrwałość i przemijalność, sąsiadują z fascynującym zjawiskiem. Oprócz współczesnych rymowanek, dzieci w zdumiewająco naturalny sposób bawią się starymi wyliczankami. Zaś dzieci z Zaolzia powtarzają nawet takie teksty, które zapisano jeszcze w XIX w., w romantyzmie, podczas pionierskich badań nad folklorem. Kiedy zadaje im się pytanie, jakiego języka używają na co dzień – polskiego, czeskiego czy gwary, okazuje się, że wszystkie te dzieci, bardzo często mieszkające w wielopokoleniowych rodzinach razem z dziadkami, mówią w domu po naszymu. Gwara jest tu pierwszym językiem przyswajanym przez najmłodszych, którzy zazwyczaj dopiero w szkole spotykają się z literacką odmianą języka polskiego i w rozmowie z nauczycielami zaczynają mówić czysto po polsku. Na Zaolziu wyliczanek po naszymu jest mnóstwo i są to bardzo stare wyliczanki, przekazywane wnukom przez dziadków. Wiele z nich miało bardzo praktyczne zastosowanie, chociażby do mierzenia czasu lub odliczania
przedmiotów. W wyliczance Rąbał, rąbał siekiereczką, Narąbał szesnaście. A jeżeli nie wierzycie, Porachować każcie. Kiedyś każda sylaba odpowiadała jednemu włożonemu do ogniska ziemniakowi.

Natomiast po polskiej stronie Olzy dzieci coraz częściej mówią na co dzień literacką polszczyzną, pozbywając się praktycznej znajomości gwary. Wyliczanki w gwarze stają się dla nich coraz bardziej obce i nawet nie mają się ich od kogo nauczyć. My i wy, czyli wychodzisz ty?

Na Śląsku Cieszyńskim, po drugiej stronie granicy, powtarzane są czeskie wyliczanki, umiejętnie przez dzieci spolszczone, z kolei do polskich rymowanek wkradają się tam po czesku bohaterowie czeskiej popkultury: Powiedz: płot. Miluje te Karel Got.

Ale w użyciu są też inne przezywanki w Polsce nieznane, tym razem wskazujące na określone cechy narodowe. Pojawia się niezwykłe zjawisko: dzieci wyklepując rymowanki, bronią swojej tożsamości. Czesi przezywają się z Polakami, wyznaczając w ten sposób granicę oddzielającą swoich od obcych – mówi Katarzyna Marcol. – I w tym przypadku okazuje się, że najlepszą obroną przed ośmieszeniem jest odpowiadanie przezwiskiem na przezwisko, przy czym wygrywa ta osoba, która ma ostatnie słowo. Najbardziej popularną i najczęściej powtarzaną wśród dzieci na Zaolziu jest przezywanka: Polok mo na dupie bolok [ropień], i riposta: Czech mo na dupie plech [blachę], która nieraz występuje w uszczegółowionej postaci: a na plechu napisane, że mo gacie roztargane.

W ten oto sposób dzieci zaolziańskie w stosunku do kolegów narodowości czeskiej, którzy ich przezywają, integrują się z grupą, której wyznacznikiem jest "polskość". Z drugiej jednak strony bardzo silnie rozwinięte jest u nich poczucie identyfikacji z grupą lokalną – czują się Cieszyniakami, Ślązakami – Katarzyna Marcol tłumaczy specyfikę zaolziańskiego Śląska Cieszyńskiego. Tutaj, gdzie tak żywo stykają się wpływy kulturowe różnych narodowości, gwara i język polski są wyznacznikami tożsamości. Często jednak nie tyle narodowej, co regionalnej. Rozróżnienie "my" i "oni" dla dzieci zaolziańskich nabiera odmiennego znaczenia. – I o ile w popularnych opowieściach komicznych o sprycie różnych nacji nie do pomyślenia jest, aby w dowcipach dzieci z Polski nie wygrał Polak, tak w dowcipach dzieci z Zaolzia jest to zupełnie obojętne. Jest to zjawisko charakterystyczne dla ludzi mieszkających na pograniczu: oni są stela i to im do określenia własnej tożsamości wystarczy.

Pamiętacie? Bawiąc się w ciuciuciabkę, konwersowaliśmy z zakręcanym delikwentem w następujący sposób: – Ciuciubabko, ciuciubabko, na czym stoisz? – Na beczce. – A co w tej beczce? – Kapusta i kwas! – To łap nas! Ostatnio jednak Katarzyna Marcol dowiedziała się, że ciuciubabka, przynajmniej w Wiśle, stoi na Hawajach. Bo które dziecko dzisiaj wie, co to jest beczka z kapustą? Bliższe dzieciom są Hawaje, które oddziałują na ich wyobraźnię o wiele mocniej niż jakaś tam beczka z kiszonką. Ciekawe, gdzie znajdzie się ciuciubabka za dziesięć lat?

Słowny folklor dziecięcy to wszelka anonimowa twórczość dzieci, przekazywana ustnie, w kontakcie bezpośrednim, cechująca się kolektywnością (wspólne dla całej grupy), wariantywnością i spontanicznością, jak rymowanki, zagadki, dowcipy, skecze.

WALERIA KOŻUSZNIK

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)