Co Donald Tusk trzyma pod materacem?
Donald Tusk pod względem populizmu jest jak Berlusconi, traktuje władzę jak sztabę złota, którą się przechowuje pod materacem i która co najwyżej ma pomóc w zdobyciu kolejnej sztaby złota, czyli wygraniu kolejnych wyborów - mówi politolog Aleksander Smolar w wywiadzie na łamach "Newsweeka".
10.01.2011 | aktual.: 10.01.2011 09:48
Według Smolara takie rozumienie władzy przez Tuska nie sprzyja reformowaniu państwa. - Właśnie dlatego, że Tusk w taki sposób władzę rozumie, obsobacza krytyków, kiedy mówią o niebezpieczeństwach i o konieczności reformowania finansów publicznych (...) On odpowiada drwiną w populistycznym języku, że może znają się na teoriach, wizjach, ideach, ale to on jest pragmatykiem, który rozumie, czym są realne problemy. I nie pozwoli skrzywdzić społeczeństwa w imię jakichś mrzonek o fruktach przyszłości - mówi politolog.
Jak podkreśla, Donald Tusk już od dawna krytykował tak zwany salon, lecz początkowo był to wyraz niechęci prowincji wobec elity warszawsko-krakowskiej. - Ale teraz kieruje ten język przeciwko ludziom, którzy do niedawna stanowili jego bezpośrednie zaplecze. Dziś atakuje liberalnych ekonomistów, ekspertów, ludzi biznesu, liberalnych dziennikarzy, ludzi o poglądach, do których on sam się jeszcze niedawno przyznawał - mówi Smolar.
Politolog zaznacza, że populizm nie musi być sprzeczny z liberalizmem. - Populizm Platformy też był liberalny: postulaty odcięcia partii od budżetu, likwidacji senatu czy jednomandatowe okręgi wyborcze. Natomiast dzisiaj u Tuska występuje coraz silniej także populizm nieliberalny. Wszyscy mogliśmy oglądać w telewizji jego spotkanie z przedstawicieli OFE, kiedy ich strofował jak Putin - podkreśla Smolar.
Aleksander Smolar stwierdza, że Jarosław Kaczyński skutecznie odstraszył od siebie część własnych wyborców i ewentualnych koalicjantów, a jednocześnie, wiążąc dużą część elektoratu, poważnie utrudnia narodziny poważnej konkurencji dla PO.
- To jest sytuacja dla Donalda Tuska wręcz idealna. Platforma nawet nie mając pełnej władzy, będzie mogła sobie w wygodny sposób dobierać sojuszników spośród mniejszych partii, takich jak SLD, PSL czy PJN - uważa politolog.