PolskaCo by było, gdyby szantażowany polityk był kobietą?

Co by było, gdyby szantażowany polityk był kobietą?

Sprawa Piesiewicza jest znacznie mniej interesująca niż męska solidarność, którą pobudził. Właściwie wszyscy politycy, od lewa po fundamentalizm wykazują ogromne zrozumienie dla mrocznych zakamarków ludzkiej duszy, której uosobieniem jest dusza senatora Piesiewicza i nawet rygorystyczni w swym moralizmie duchowni, uważają, że człowiek (czytaj: mężczyzna) może upaść, ale że to o niczym nie świadczy. Co innego gdy upadnie kobieta...

21.12.2009 | aktual.: 21.12.2009 12:44

Współczując senatorowi i pogłębiając refleksję egzystencjalną nad nieodgadnionymi tajnikami ludzkiego bytu, wszyscy politycy dość jednoznacznie potępiają podłość świata zdominowanego przez wstrętne prostytutki. Te niecne istoty czyhają na niewinnych i prawych bohaterów, by przebierać ich w sukienki i aplikować im aspirynę przez podejrzane rurki.

Powszechnie bowiem wiadomo, że senator Piesiewicz padł ofiarą mafii, szantażystów, szubrawców, kobiet wszetecznych i innych potworów, przed którymi całe życie ostrzegał, a którym, w chwili tragicznej, nie potrafił się oprzeć. Sprawa zła, które omamiło senatora tak bardzo przejęła polski senat, że nie przyjął on zrzeczenia się immunitetu, którego domagała się „ofiara”, lecz postanowił przyjrzeć się omamieniu bezpośrednio. Tym samym senat polski zrezygnował z jedynej w ciągu ostatnich kilku dziesięciu lat możliwości zniesienia immunitetu, z powodów honorowych. Senat zamiast „Boga i honoru” wybrał - niczym gawiedź - ciekawość; bo co tam honor, gdy można zetknąć się oko w oko ze sprawcą skandalu. „Sprawa Piesiewicza” ożywi nasz senat co najmniej do przyszłej kadencji. Może nawet powstanie senacka komisja śledcza do spraw deprawacji senatora Piesiewicza, dzięki której senatorowie wyjdą wreszcie z niebytu?

Senatora bronią jednak nie tylko koledzy z izby, ale również kapłani (np. gorliwy w obronie prywatności Piesiewicza - biskup Życiński), jak i politycy „od spraw zasadniczych”. A tych u nas równie dużo jak kapłanów. Prym wiedzie poseł Gowin, którego zainteresowania polityczne i wrażliwość moralna na co dzień nakierowane są na cierpienie zarodków stworzonych w wyniku procesu in vitro (poseł słyszy ich krzyk). Ta wyjątkowa wrażliwość tym razem objęła (poza zarodkami) senatora Piesiewicza. W wywiadzie w „Polsce” (19-20.12) poseł pisał: „Sprawa Piesiewicza to dramat wielkiego człowieka (…) padł ofiarą łobuzów od szantażu i łobuzów od tabloiodów (…) Współczuję mu, wkroczono z butami w jego życie, drastycznie obnażono jego intymność. Do dziś czuję się brudny po obejrzeniu tych filmów”.

Moralista Gowin jest zapewne wyrazicielem opinii większości kolegów broniących Piesiewicza, według których nie ma gorszej rzeczy niż upublicznianie czyichś grzechów! Prawdziwa cnota polega bowiem na budowaniu fasad, na głoszeniu deklaracji i wzmacnianiu hipokryzji. Gdy hipokryzja ta zostanie ujawniona trzeba starać się ujawnić sprawców, a nie zajmować się sprawą hipokryzji samej. Nie ma to jak pryncypializm!

Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)