Co by było, gdyby prawica przegrała wybory...
Wyobraźmy sobie, że - wbrew wszelkim
sondażom - 25 września wybory wygrywają postkomuniści. Po
zwycięstwie porzucają pozory - nie są już potrzebne - pisze w
"Fakcie" lider PiS Jarosław Kaczyński.
Towarzysze z SLD przekonali się, że afery tak naprawdę nikogo nie obchodzą i mogą rządzić tak samo, jak przez ostatnie cztery lata. A nawet jeszcze lepiej, bo okazało się, że to był dopiero drobny wstęp do tego, co potrafią. Kiedyś były dobre wzory, a do dobrych wzorów należy powracać. No więc, wyobraźmy sobie, co by to było - kreśli wizję szef PiS.
Prezydentem zostaje Włodzimierz Cimoszewicz, który godnie nas reprezentuje za granicą, niemal jak niegdyś przewodniczący Rady Państwa. Na fotel premiera powraca Józef Oleksy, ale faktyczną władzę sprawuje pierwszy sekretarz partii. Skoro naród chce się skupić wokół elity, a elita uformowana jest w partię, to szef tej partii jest naturalnym przywódcą narodu. Wojciech Olejniczak oczywiście jest za młody i zostaje szefem federacji młodzieży, więc na swoje dawne stanowisko triumfalnie powraca Leszek Miller.
W zakładach pracy i szkołach, tak jak w latach 50. i 60., wiszą portrety przywódców. Kiedyś Gomułka i Cyrankiewicz, a dziś Miller i Oleksy. Oleksy nawet jest podobny do Cyrankiewicza. Wprawdzie Miller nie przypomina Gomułki - no cóż, świat nie jest doskonały - pisze m.in. J. Kaczyński, przedstawiając swoją prognozę - co by się stało, gdyby prawica przegrała wybory.