Co burza to lecą dachy w Polsce. Mistrz dekarzy mówi, skąd się biorą "latawce"
- Panie, to był moment! Dmuchnęło, huk. Patrzę, a nasz dach leży u sąsiada. Szczęście, że nikogo nie zabiło - w tym roku wyjątkowo często telewizje pokazują podobne wypowiedzi i szokujące obrazki. Co burza przechodzi nad Polską, to lecą dachy.
To jasne, że poszkodowanym przez huraganowe wiatry należy się współczucie, troska, pomoc finansowa. Doszło do tego, że straż pożarna utrzymuje już w kraju dwa centralne magazyny plandek, z których zaopatrywane są terenowe jednostki walczące ze skutkami nawałnic.
Jednak w sprawie latających dachów należy się lepsze wyjaśnienie niż słynne "sorry, taki mamy klimat". Zbigniew Buczek, mistrz robót dachowych i ekspert Polskiego Stowarzyszenie Dekarzy oglądając telewizję łapie się za głowę. - To nie wiatr jest taki niszczycielski, ale dachy takie słabe - stawia diagnozę. - Do wielu katastrof budowlanych przyczyniły się fuszerki tak zwanych fachowców i widoczne gołym okiem "oszczędności w technologii". Większość zerwanych dachów to typowe latawce, a nie solidna robota rzemieślnika - ocenia po obejrzeniu relacji.
Czy twój dach wytrzyma wichurę?
Pierwszy przykład. TVN relacjonuje "niszczycielski wiatr", który w jednym powiecie ogołocił z dachów 100 domów. W jednym z przypadków wielki fragment poszycia dachu z blachy wraz listwami odrywa się od krokwi i ląduje na posesji sąsiada. - Nie dziwię się. Tak odchudzoną konstrukcję, składającą tylko z blachy na cienkich kantówkach wiatr bez trudu poderwie. Zgaduję w ciemno, że "fachowiec" przybił kilkumetrowe listwy trzema gwoździami. Takie ekspertyzy to moje stałe zajęcie - mówi dalej Zbigniew Buczek.
Natura weryfikuje
Kiedy uderza wichura, a z dachu zostaje tylko szkielet krowi (czętwo widywany obrazek w TVN Meteo ) świadczy to o ewidentnych błędach. Mistrz dekarski szybko je wylicza. Słabe mocowanie do krokwi i ścian. Brak solidnego deskowania, czyli pokrycia całości dachu deskami o minimum 12-centymetrowej szerokości. Każda z tych desek musi być przybita co kilkadziesiąt centymetrów parą gwoździ. Na to powinna być położona papa, bo ma swój ciężar albo minimum membrana. Jeszcze łaty i kontrłaty bite co 30-40 centymetrów Gwoździe też nie byle jakie, ale tak zwane skrętne, minimum 3,5-4 cale długości. Gwóźdź powinien wejść w konstrukcję na 6-7 centymetrów. - Dopiero taka konstrukcja dachu ma swój ciężar i jest solidnie zbita. Nie widzę tego na większości zdjęć - dodaje Buczek.
Solidność ma swoją cenę. Na koszt metra kwadratowego solidnego dachu składa się kilkadziesiąt złotych za materiały i około 20 zł za robociznę dekarza. - Z tego powodu najczęściej spotykam się z uproszczeniami konstrukcji. Tymczasem uzasadnieniem dla zerwania dachu jest wiatr o tak niszczącej sile, że łamie rosnące obok duże drzewa w połowie wysokości. Wtedy powiem: tak, to był naprawdę niszczycielski podmuch zdolny zniszczyć nawet fachową robotę - dodaje ekspert. Buczek wie, co mówi. W branży pracuje 25 lat i jeszcze mu dachu nie zerwało.
Twórcza fantazja Polaków
- Norma dla dachu, który budujemy w strefach, gdzie występują silne wiatry, jak na przykład Pomorze, mówi o zamocowaniu arkuszy blachy 6-8 wkrętami na metr kwadratowy. W praktyce najczęściej widuję dwa wkręty na metr. No i latawiec gotowy - opowiada dalej mistrz. Buczek dodaje, że niedawno poproszono go o naprawę dachu. Dachówki ceramiczne były na nim luźno położone bok siebie. A powinny byc ułożone na zakładkę i dociskać się własnym ciężarem. Trudno się dziwić, że po każdej mocniejszej burzy właściciel zbierał pokrycie z podwórka sąsiadów.
Kolejne kategoria domów "ofiar nawałnic" to te pamiętające jeszcze "czasy Niemca". Położony na nich dach zazwyczaj nie widział fachowca z narzędziami od 15-20 lat. Mści się bieda w Polsce powiatowej.
Ostatni winny to fantazja Polaków i przeróbki projektów dachów. - Od jakichś 15 lat trwa twórcze szaleństwo. Kiedyś dach był solidny, ale brzydki. Jego krawędzie nie wystawały poza obrys budynku. Teraz z jednej strony dom ma zadaszony taras, dodatkowo wiatę na samochód, daszek nad grillem i jeszcze wiele innych udziwnień. Mówiąc potocznie, wiatr ma za co złapać - mówi dalej mistrz dekarstwa.
W sprawie zrywanych dachów stanowisko przygotowuje Polskie Stowarzyszenie Dekarzy. Okazało się, że większość wydawanych przez PSD ekspertyz technicznych mówi o popełnianych przez amatorów błędach w wykonaniu dachu. Rekomenduje, by właściciele domów podczas budowy czy remontów zakładali książki serwisowe dachów. Podobnie jak w książkach serwisowych samochodów wpisywane byłyby tam wszystkie naprawy, użyte materiały i dane fachowców. W wypadku zerwania dachu łatwiej jest dojść, kto lub co zawiniło, a potem uzyskać odszkodowanie.