PolitykaCo Andrzej Duda zrobi z reformą edukacji? Może rozbrajać tykającą bombę

Co Andrzej Duda zrobi z reformą edukacji? Może rozbrajać tykającą bombę

W Prawie i Sprawiedliwości jest wyraźne zniecierpliwienie, a wręcz irytacja, związana z brakiem podpisu prezydenta Andrzeja Dudy pod ustawą reformującą oświatę i likwidującą gimnazja. - Wolałabym, aby prezydent już złożył podpis pod ustawą o reformie oświaty - mówi Wirtualnej Polsce Marzena Machałek, która pilotowała prace nad ustawą w Sejmie.

Co Andrzej Duda zrobi z reformą edukacji? Może rozbrajać tykającą bombę
Źródło zdjęć: © PAP | Darek Delmanowicz

Prezydent ma obecnie kilka opcji, co zrobić z ustawą, która będzie rewolucją dla systemu edukacji w Polsce. Prześledźmy możliwe scenariusze. Najbardziej prawdopodobna wydaje się decyzja o podpisaniu ustawy, ale z pewnym "ale".

Weto?

Gdyby prezydent Andrzej Duda zdecydował się zawetować reformę edukacji, to byłoby to pierwsze weto aktualnego prezydenta wobec ustawy przygotowanej przez Sejm tej kadencji. A co więcej: wobec ustawy, która jest realizacją jednej ze sztandarowych obietnic Prawa i Sprawiedliwości z kampanii wyborczych 2015 r. Duda zresztą sam deklarował, że jest zwolennikiem likwidacji gimnazjów. Weto Dudy byłoby zatem szokiem dla PiS, nawet jeśliby Duda uprzedził rząd i PiS o swojej decyzji.

Duda sugerował już jednak pewien dystans i brak entuzjazmu wobec reformy edukacji przepychanej przez PiS w Sejmie. Podkreślał, że nad decyzją będzie się zastanawiał, gdy ustawy będą na jego biurku. Od dawna już są. A prezydent ociąga się z decyzją - ma czas jeszcze do 9 stycznia (poniedziałku). Póki co jest na urlopie, a decyzję ogłosi prawdopodobnie w ostatnim możliwym terminie. Już to pokazuje, że Duda nie jest w 100 proc. przekonany do takiej formy i stylu zmian w oświacie.

Weto jest jednak bardzo mało prawdopodobne. Andrzej Duda działałby bowiem wbrew interesom Prawa i Sprawiedliwości, a także wbrew swoim. Na wecie prezydent niczego istotnego by nie zyskał, a popadłby w otwarty konflikt z PiS i samym Jarosławem Kaczyńskim. Jeśli już weto prezydenta miałoby się stać faktem, to w szorstkim porozumieniu z prezesem PiS, a wówczas rząd i partia wraz z prezydentem mogliby ławą oświadczyć, że w istocie chodzi o naniesienie poprawek w ustawie i ponowne jej uchwalenie. I jednak w takim scenariuszu straty dla obozu PiS i samego prezydenta nie zrównoważyłyby negatywów.

Marzena Machałek: - Wolałabym, aby prezydent już złożył podpis pod ustawą o reformie oświaty. Prace parlamentarne zakończyły się kilka tygodni temu i były prowadzone skrupulatnie, wszystkie argumenty już wybrzmiały.

Popis, ale...

Jeśli już prezydent ma swoje zastrzeżenia albo wręcz nie zgadza się z którymiś zapisami ustawy, to - chcąc mieć jakiś sukces na polu edukacji i wykazując zrozumienie dla obaw krytyków reformy - może ustawę podpisać, zastrzegając przy tym, że w najbliższym czasie złoży projekt noweli tejże ustawy. Taką nowelę mogłaby przygotować z kolei Narodowa Rada Rozwoju albo MEN wedle prośby prezydenta.

Takie rozwiązanie byłoby i dla głowy państwa, i dla PiS sposobem na rozbrojenie przynajmniej niektórych zidentyfikowanych przez prezydenta min i niedociągnięć reformy edukacji.

Bo reforma edukacji musi rodzić problemy. Już rozgorzał konflikt ze środowiskiem nauczycielskim, które obawia się zwolnień (nawet 37 tys. nauczycieli). Jest konflikt z samorządowcami, którzy musieliby w ekspresowym tempie likwidować placówki i borykać się z problemami lokalowymi. A także z częścią rodziców, którzy likwidacji gimnazjów nie chcą. Ofiarami forsowanej reformy będą też uczniowie, którzy mieli iść do gimnazjów, a pozostaną w podstawówkach - to przyznają nawet gorący zwolennicy reformy. Podobnie było zresztą przy okazji zniesienia obowiązku szkolnego 6-latków, gdy cenę zapłaciły dzieci, które w momencie reformy były w wieku przedszkolnym.

A po drugie: niech nikogo nie zwiedzie publiczne milczenie żony Andrzeja Dudy. Jako nauczycielce języka niemieckiego z wieloletnią praktyką Pierwsza Dama Agata Duda rozmawia - co przyznawał sam prezydent - z mężem o reformie edukacji. Zwłaszcza, że krytycy reformy edukacji podnoszą, iż ofiarami likwidacji gimnazjów będą m.in. klasy językowe. Ta droga prezydent też może powziąć wątpliwości co do racjonalności niektórych elementów reformy.

Prewencyjny wniosek do TK?

Prezydent może skierować ustawę o reformie edukacji do Trybunału Konstytucyjnego. Takie prawo daje mu konstytucja. Jeśli Andrzej Duda zdecydowałby się na to, wówczas reforma mogłaby się opóźnić, bo TK nie jest związany żadnym terminem rozpatrzenia wniosku, choć praktyka jest taka, że na wokandę Trybunału takie wnioski trafią szybko. Zająć by to mogło miesiące.

Konstytucyjności - może poza trybem procedowania w Sejmie - ustawy głośno nie kwestionuje nawet opozycja. Wniosek do TK nie rozładowałby napięcia wokół likwidacji gimnazjów. Nie rozwiązałby też żadnego z problemów, czy to zwalnianych nauczycieli, samorządów, czy to rodziców. Efekt prewencyjnego wniosku do TK oddałby za to los reformy w ręce sędziów cały czas rozchwianego TK. Słowem: sens tego byłby żaden.

Marzena Machałek: - Byłabym zawiedziona, gdyby prezydent skierował ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. Zawiedzeni byliby wszyscy ludzie, którzy nad nią pracowali. Jeśli już jesteśmy na etapie, gdy ustawa czeka na decyzję prezydenta, to wycofanie się z reformy skutkowałoby chaosem. Nie ma też co odkładać reformy o rok, bo na co mielibyśmy czekać?

Jak tłumaczy, niepodpisanie ustawy "wprowadziłoby chaos, bo teraz wszyscy są już w blokach startowych i przygotowują się do jej wdrażania".

Podpis i wniosek do TK?

Andrzej Duda mógłby też skierować ustawę do TK, ale wcześniej ją podpisując. Wówczas reforma weszłaby w życie, a rozwiewanie ewentualnych zastrzeżeń co do jej konstytucyjności byłoby już w gruncie rzeczy nieistotnym echem. Tu korzyści obozu władzy - tak PiS, jak i samego prezydenta - byłyby nikłe. Słowem: sens umiarkowany.

Podpis i koniec?

Jeśli prezydent Andrzej Duda po prostu podpisze reformę edukacji i zostawi ten temat bez żadnego ciągu dalszego, to będzie to przejaw bierności głowy państwa. Wówczas na prezydenta spadnie duża część odium problemów związanych z likwidacją gimnazjów, przygotowywanych na kolanie podstaw programowych, zwolnień nauczycieli i chaosu z pierwszych lat wprowadzania reformy. A także - co obóz władzy może bardzo zaboleć - prezydent weźmie na siebie też odpowiedzialność za sprowokowanie strajku nauczycieli, który może wybuchnąć już wiosną. Związek Nauczycielstwa Polskiego już się do tego szykuje.

Bezpośrednia konfrontacja obozu władzy z liczącym ok. 600 tys. osób nauczycielstwem to bardzo ryzykowny scenariusz. Zatem prezydent Andrzej Duda może wystąpić z inicjatywą łagodzenia negatywnych skutków reformy dla pedagogów. A także w kwestiach bardziej szczegółowych dotyczących już samych uczniów. W ten sposób prezydent zmierzyłby się z trudnym - do końca na pewno niewykonalnym, bo na rewolucji ktoś zawsze ucierpi - zadaniem rozbrojenia tykającej bomby.

W PiS tymczasem widać zniecierpliwienie. - Im szybciej byłby ten podpis, tym sytuacja byłaby bardziej pewna. Zawsze oczekiwanie na decyzję prezydenta wzbudza pewien dreszczyk emocji, zaczynają się spekulacje i niepokój. Osobiście liczyłam na podpis do końca roku. Wiemy jednak, że prezydent jest na urlopie, ale mam jednocześnie przekonanie, że gdy wróci do pracy, to ustawę podpisze. Nic mi nie wiadomo o tym, aby prezydent miał zawetować ustawę - mówi WP Marzena Machałek.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (179)