Cimoszewicz: kto stał za Jarucką?
Włodzimierz Cimoszewicz uważa, że w sprawie Anny Jaruckiej do odpowiedzialności karnej powinni być pociągnięci ludzie, "którzy dzisiaj rządzą naszym państwem". Nie ujawnił jednak, kogo ma na myśli.
Zeznając jako oskarżyciel posiłkowy przed Sądem Okręgowym w Warszawie w procesie swej dawnej asystentki, były szef MSZ powiedział, że gdy widzi ją na ławie oskarżonych wie, że sprawiedliwości stanie się zadość. Ale w całej tej sprawie sprawiedliwości nie stanie się zadość. Ludzie, którzy powinni być pociągnięci do odpowiedzialności karnej, zrobili kariery polityczne; dzisiaj rządzą naszym państwem" - oświadczył Cimoszewicz.
Cimoszewicz powiedział, że zarzuty stawiane mu przez Jarucką są nieprawdziwe i nie wie, czy dawna asystentka zgłaszając się do komisji śledczej ds. PKN Orlen, działała sama. Jak mówił, domyśla się, że motywami działania Jaruckiej była zemsta za to, że odmówił protekcji jej mężowi w staraniach o wyjazd na placówkę zagraniczną.
Były szef MSZ mówił też, że łączy wszystko z sytuacją polityczną w 2005 r. i łatwymi do przewidzenia w tamtym czasie zmianami we władzach. Wprawdzie nie dysponuję dowodami, ale widzę zbieżność w tym, że Jarucka spotkała się właśnie z Konstantym Miodowiczem. Było wówczas powszechne przekonanie, że po wyborach zostanie on szefem ABW, a tam pracuje mąż oskarżonej - powiedział Cimoszewicz.
Cimoszewicz stwierdził, że nigdy nie wymieniał swoich oświadczeń majątkowych w Sejmie, lecz składał dodatkowe. Wszystkie są identyczne, jeśli chodzi o akcje Orlenu - dodał.
Jarucka jest oskarżona m.in. o posłużenie się fałszywym dokumentem, który miał rzekomo uprawniać ją w 2002 r. do zamiany oświadczenia majątkowego Cimoszewicza. Cała sprawa spowodowała jego rezygnację ze startu w wyborach prezydenckich w 2005 r.
1 marca ciąg dalszy procesu. Zeznania będą składali kolejni świadkowie.