Cicha wojna na ulicach miast. Wziąłem w niej udział i doniosłem na sąsiada
Pierwsze zgłoszenie napisałem na sąsiada. Narzeka, że obcy zastawiają bramę domu, ale sam stawia tam auto. Powiadomiłem też policję, że dostawca z cukierni codziennie o 7 rano parkuje na pasach. Zgłosiłem, że 12 aut parkuje przy skrzyżowaniu. Wystawiłem stołek na balkon i czekałem. I nic. A dzięki stronie ZglosParkowanie.pl poznałem, jak to jest zostać "szeryfem parkowania".
Stołeczna policja nie przyjechała ani w pierwszej godzinie, ani po dwóch, a dłużej nie miałem czasu pilnować, czy to zrobią. Zapewne kierowcom łamanie przepisów uszło na sucho, ich samochody stały bowiem w tym samym miejscu następnego dnia. Tylko sąsiad przestawił swój samochód na "wygodniejsze" miejsce. Nieświadomy, że "został już zgłoszony" i ryzykował 100 zł mandatu.
Skoro policja zawiodła, postanowiłem skorzystać z nowej strony ZglosParkowanie.pl, dokładając swoje do ponad 4 tys. zgłoszeń z Warszawy o nieprawidłowym parkowaniu.
ZglosParkowanie.pl uruchomiono we wrześniu - w niektórych dniach generowała prawie 700 zgłoszeń do policji dziennie. W statystykach przoduje Warszawa (łącznie 4,3 tys. zgłoszeń i przyrastały lawinowo, kiedy powstawał ten tekst ), dalej są Kraków (786), Lublin (503) i Wrocław (499). Mechanizm jest prosty: w formularzu trzeba podać adres, wskazać, jakie przepisy zostały złamane, np. postój na pasach, zastawiony chodnik czy niebezpieczne parkowanie zbyt blisko skrzyżowania. Wszystko to są wykroczenia, na które policja ma obowiązek reagować.
Twórcy strony to osoby związane z serwisem społecznościowym Stop Cham Warszawa, który dokumentuje i nagłaśnia przypadki agresji i drogowego chamstwa. Postanowili napiętnować kierowców źle parkujących, bo - jak mówią - to jedna z największych plag dużych miast.
Czy strona działa i czy sprawia, że policja pojawia się przy pozostawionych gdzie popadnie autach? Wystarczyło popytać i rozejrzeć się na forach mieszkańców i okazuje się, że nie jestem sam. Mieszkaniec sąsiedniej ulicy napisał na Facebooku, że Zgłoś Parkowanie działa z całą pewnością. Opublikował zdjęcie przedstawiające interwencję policjanta, do której doszło trzy godziny po zgłoszeniu.
Posypały się inne relacje. W apartamentowcu ulicę obok szef sklepu spożywczego wyspecjalizował się w zgłaszaniu kurierów, którzy wjeżdżali mu jednym kołem na trawnik. Sąsiedzi fryzjera konsekwentnie pisali zgłoszenia na jego klientów, którzy zostawiają auta na ścieżce rowerowej "tylko na godzinę, na czas strzyżenia".
Przyjechał na komendę pijany. Absurd w Choszcznie
A emerytka z parteru kamienicy wysyła zawiadomienia, gdy ktoś podjeżdża jej pod same okna. Stają mniej niż dziesięć metrów od skrzyżowania, czyli należy się mandat za zasłanianie widoczności. Ma efekty! Zgłaszając codziennie, zdążyła już "wyuczyć" lokalnych kierowców, że w tym miejscu się nie staje. Mandaty i wezwania zbierają tylko ci, którzy przyjeżdżają spoza dzielnicy.
Pierwszego dnia testów do wieczora miałem już dowód, że uczestniczę w bezpardonowej wojnie o przestrzeń w mieście. Idąc chodnikiem, dostrzegam srebrną hondę z napisem nabazgranym markerem na szybie: "To nie jest przystanek, nie parkuj bucu, nie jesteś autobusem". Napisy to ostateczność - wyraźnie zawiodły wcześniejsze próby: zgłoszenia, pouczenia od policji, a może i mandaty.
Popłoch wśród kierowców. "Mamy szeryfa!"
Na forach osiedlowych i w lokalnych grupach na Facebooku pojawiły się pierwsze emocjonalne wpisy dotyczące strony Zgłoś Parkowanie. Mieszkańcy piszą o "szeryfach" i "konfiturach", którzy zamiast rozmowy z sąsiadem wolą od razu zgłaszać sprawę policji.
"Mamy szeryfa parkowania w bloku. Dostałem wczoraj kartkę z policji z prośbą o kontakt w sprawie źle zaparkowanego samochodu. Mieszkam tu siedem lat i auta zawsze stoją tak, żeby nikomu nie przeszkadzały. Teraz okazuje się, że jest jakaś nowa aplikacja i policja musi przyjeżdżać do każdego zgłoszenia" - irytuje się jeden z mieszkańców Krakowa. Wpis przytacza Stop Cham Warszawa.
W komentarzach pod jego wpisem inni kierowcy dodają: "Jakaś konfitura tu mieszka!" Chyba ktoś nowy, tyle lat nie było problemów". Dyskusje pokazują, że część kierowców traktuje nowy system jako donosicielstwo i psucie sąsiedzkich relacji.
Policja skapitulowała, gdy przyszło... 12 tys. maili
Wysłałem pytania do policji: co stało się z moim zgłoszeniem i jak funkcjonariusze reagują na setki podobnych wiadomości z całego kraju. Aspirant sztabowa Marta Haberska, rzeczniczka prasowa Komendy Rejonowej Policji II w Warszawie, zapewniła, że patrol z pewnością interweniował, bo "przyjęto zasadę, że policja reaguje na tego typu sygnały".
W Komendzie Głównej Policji usłyszałem, że szczegółową odpowiedź przygotują eksperci. Do czasu publikacji jednak nie nadeszła.
W międzyczasie twórcy strony ZglosParkowanie.pl poinformowali, że musieli wyłączyć możliwość przesyłania zgłoszeń. Według nich policja wprowadziła limit liczby wiadomości, jakie serwery policyjne mogą przyjąć w ciągu godziny - około 20 z całego kraju. Każda kolejna wiadomość jest automatycznie odrzucana.
Do tego czasu na liczniku strony było... 12187 zgłoszeń.
Decyzja ta wywołała rozgoryczenie użytkowników serwisu. Dla wielu to symbol bezradności instytucji, które zamiast rozwiązać problem, wolą go "wyłączyć". - Czy służby wprowadzą limit zgłoszeń na kradzieże sklepowe? - ironizują twórcy strony. Deklarują, że nie odpuszczą.
Zgłoś parkowanie - jak to działało? Policja w szoku
Ale - jak przyznają twórcy strony - wszystkie dostępne dla Kowalskiego metody walki z "patoparkowaniem" do tej pory zawiodły i dlatego powstała ich strona. Według Stop Cham Warszawa, coroczne "Raporty o stanie miasta" w Warszawie i publikowane tam statystyki i inne uzyskiwane dane dowodzą upadku organizacyjnego Straży Miejskiej. Na przykład w 2023 r. mieszkańcy czekali średnio 33 godziny na przyjazd patrolu, a w 2024 r. - już 64 godziny. Sprawdziłem to sam. Na zgłoszenie, którego byłem świadkiem, straż nie przyjechała przez dwa dni.
Dlatego Stop Cham postanowiło w swoim rozwiązaniu postanowiło uwzględnić bezpośrednio policję, która działa z większym rygorem i wewnętrzną dyscypliną.
Robota papierkowa trwała miesiącami. Nie odpuścili
Twórcy strony zaczęli od tego, że pisali pytania do instytucji i służb o to, kto powinien reagować na źle zaparkowane auta, krok po kroku wymusili na KGP i MSWiA wskazanie procedury zgłoszeń. Nie jest to numer 112, przeznaczony dla pilnych zdarzeń, zagrożenia życia, zdrowia, mienia lub porządku publicznego, ale może być telefon lub wiadomość do "oficera dyżurnego" w komendzie - wyjaśniali urzędnicy. Same ustalenia zajęły kilka miesięcy.
Niektóre komendy nie podają jednak adresów e-mailowych dyżurnych , a ich telefony najzwyczajniej nie są odbierane. Stąd pomysł, aby stworzyć internetowe narzędzie, które generuje zgłoszenia w imieniu obywatela. Informacja trafia jako mail do skrzynki dyżurnego Komendy Głównej Policji, który następnie przekazuje je do właściwej komendy rejonowej. Tam dyżurny kieruje patrol na miejsce parkowania. Interwencja jest podejmowana jako niepilna, czyli wtedy, gdy patrol nie ma w zadaniach awantur domowych, przemocy, bójek czy zatrzymań przestępców.
Jak tylko strona ruszyła, policja została zalana zgłoszeniami.
- Tysiące zgłoszeń, jakie się pojawiły, pokazują, że skończyła się tolerancja dla zastawiania chodników. Kiedyś już doszło do podobnej zmiany w mentalności Polaków. Ludzie zaczęli wzywać policję, gdy na ławkach pod blokiem, w parku zasiadały lumpy pijące piwo. Teraz reagują na kierowców - tłumaczy Marek, 30-letni pracownik branży bezpieczeństwa w Warszawie, który był w zespole tworzącym aplikację.
Jego zdaniem, po pierwszych tygodniach działania strony następuje ważny etap. - Nieoficjalnie jeden z wysoko postawionych policjantów powiedział mi, że dostrzegli problem, przyznają nam rację, że polityka zero tolerancji nawet wobec drobnych wykroczeń przyniesie poprawę bezpieczeństwa - mówi WP Marek.
Pogromca aut z Mordoru
Wygląda na niecałe 30 lat, pracuje w branży bezpieczeństwa, jego firma mieści się w dzielnicy warszawskich biurowców - okolicach ul. Domaniewskiej, Postępu i Suwak. To część Warszawy nazywana Mordorem . To m.in. ze względu na tłok, pośpiech zestresowanych pracowników i chroniczny brak miejsc parkingowych. Marek nie ma samochodu, woli dojeżdżać do pracy i w inne miejsca komunikacją miejską.
To fan książek o Williamie Brattonie, szefie policji w Nowym Jorku, i burmistrzu Rudolfie Giulianim, za którego rządów doszło do spadku przestępczości w amerykańskiej metropolii. Giuliani i Bratton wprowadzili politykę "zero tolerancji" nawet dla drobnych wykroczeń. Osiągnęli sukces, który dziś chciałoby powtórzyć wielu amerykańskich polityków.
- Pozwalając i nie reagując na drobne wykroczenia, dajemy przyzwolenie na poważniejsze zagrożenie na drodze, w wyniku których giną ludzie. To z kolei sprzyja rozwojowi jeszcze poważniejszej przestępczości. W społeczeństwie narasta poczucie bezradności państwa w zapewnieniu bezpieczeństwa. Prowadzi to do takiej sytuacji, jaką często obserwujemy na ulicach: można zostawić auto na pasach czy w poprzek chodnika. Nic się nie dzieje - nie było kogo poprosić o realną pomoc, której udzielenie jest obowiązkiem państwa - tłumaczy w rozmowie z WP współtwórca strony.
Jak zaczął swoją walkę? - Kiedyś szedłem do pracy, lawirując pomiędzy zderzakami aut stojących na chodniku. Pomyślałem: dość! - zwierza się. Przez około rok codziennie zgłaszał nieprawidłowo zaparkowane samochody. Pisał skargi na strażników miejskich, doprowadził do zmiany organizacji ruchu na odcinku ulicy, na której finalnie postawiono słupki i znaki nakazujące parkowanie na jezdni zamiast na chodniku.
Rozmówca prosi, aby podkreślić: - Zarówno w straży, jak i w policji są świetni ludzie: zaangażowani, rozumiejący, tacy którym się chce, robić porządek. Często są tłamszeni przez przełożonych.
Problem zgłoszeń
Komenda Główna Policji krytycznie patrzy na internetowe inicjatywy masowego zgłaszania źle zaparkowanych aut. - Problem zaczyna się w momencie, gdy takie strony i aplikacje "zalewają" skrzynki mailowe dyżurnych setkami zgłoszeń dziennie - powiedziała "Super Expressowi" insp. Katarzyna Nowak. Jak podkreśliła, każde zgłoszenie wymaga ręcznej weryfikacji i przekazania do odpowiedniej jednostki, co odciągało dyżurnych od kluczowych zadań.
Mimo krytyki ze strony centrali, lokalne jednostki policji w wielu miejscach reagują, czego dowodem są zdjęcia z interwencji w Krakowie, Gdyni czy Gdańsku, gdzie patrole faktycznie jeżdżą do zgłoszeń. Zdarzają się jednak miasta, w których policja ignoruje przesyłane informacje. W takich przypadkach Stop Cham Warszawa zachęca obywateli do składania skarg - pierwsze z nich trafiły już do MSWiA.
- Policja powinna zrealizować swój obowiązek, czyli po wskazaniu palcem łamania prawa przyjechać i podjąć działania. Matka z dzieckiem w wózku, która nie może przejść chodnikiem, potrzebuje interwencji patrolu, który odblokuje przejście. Tak samo w nocy, gdy pod oknem trwa głośna libacja, oczekujemy, że policja przyjedzie i rozwiąże problem teraz, żebyśmy mogli spać - tłumaczy sens działania strony jej założyciel.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski