Chude nie zawsze lepsze
Jeśli boisz się, że wskutek świątecznego obżarstwa przybyło ci trochę ciała, nie panikuj. Dobrze się wyśpij i uważaj, by zbyt gwałtownie nie schudnąć. Możesz się od tego rozchorować.
10.01.2006 | aktual.: 12.01.2006 07:14
Bądźmy szczerzy. Przegiąłeś w te święta? Waga w łazience omijana wzrokiem, spodnie piją w pasie i rzucasz smutne spojrzenia ku rakiecie od tenisa, która kurzy się w kącie ("Zacznę od przyszłego tygodnia!"). No ale kto nie przegiął... Z jak ciężkim sercem czyta się teraz, że nadwaga powoduje cukrzycę, choroby serca i alzheimera oraz odbija się na zdrowiu potomstwa do trzeciego pokolenia naprzód. Poczucie winy. Porażka... Otóż nic z tych rzeczy! To będzie pozytywny noworoczny artykuł ku pokrzepieniu serc. Dla tych, którzy nie byli w stanie oprzeć się sernikowi i pierogom.
Dobre wiadomości
Po pierwsze - jak się okazuje - zaokrąglone kobiety żyją dłużej. Wykazały to dobitnie wieloletnie badania na ponad trzech tysiącach kobiet i mężczyzn przeprowadzone przez Instytut Medycyny Prewencyjnej w Kopenhadze. Donoszę, że kobiety szerokie w biodrach (ponad metr obwodu) okazały się odporniejsze na choroby serca. Odkładający się tam tłuszcz wydziela adiponektynę, która zapobiega blokowaniu naczyń krwionośnych - tłumaczą naukowcy. Takich właściwości nie ma tłuszcz na brzuchu, który niestety, tak lubi się gromadzić u mężczyzn. Wcześniejsze badania wykazały, że zarówno mężczyźni, jak i kobiety o wąskich biodrach są bardziej narażeni na cukrzycę, nadciśnienie i choroby pęcherzyka żółciowego. Wiadomość druga - niedowaga (zresztą podobnie jak przesadna otyłość) może zaburzyć płodność u kobiet. Badania prowadzone przez naukowców z Queen Elizabeth Hospital w Australii wykazały, że płodność kobiet o umiarkowanej wadze ciała jest o blisko 60 procent wyższa niż u pań z niedowagą, te panie także łatwiej zachodzą w
ciążę niż bardziej otyłe. Jak jednak sprawdzić, do której grupy - chudych, z lekką nadwagą czy otyłych - się należy?
Wątpliwy indeks
Najprościej obliczyć swój BMI (Body Mass Index). Jak? W skrócie: to masa ciała w kilogramach podzielona przez wzrost wyrażony w metrach, podniesiony do kwadratu. Normy wyglądają tak: jeśli masz BMI pomiędzy 18,5 a 24,9 - wszystko w porządku. Poniżej 18,5 oznacza niedowagę, od 25 do 29,9 to nadwaga, więcej niż 30 - otyłość. Indeksem BMI katują nas wszystkie pisma o odchudzaniu. Wyrzuć je do śmieci! Według tego wskaźnika połowa dorosłych w Wielkiej Brytanii ma nadwagę, a jedna piąta jest otyła. W USA około dwóch trzecich społeczeństwa waży za dużo, a jedna trzecia cierpi na otyłość. Wychodzi na to, że na świecie blisko miliard osób waży zdecydowanie za dużo. To jedna szósta ludzkości. Epidemia otyłości? Nie, to wskaźnik BMI nie jest zbyt dokładny - oponują krytycy "tłuszczowej histerii", jaka ich zdaniem zapanowała niedawno na świecie. Jak to możliwe - pyta na przykład Paul Campos w swojej głośnej na Zachodzie książce "The Obesity Myth" ("Mit otyłości") - że według oficjalnych danych wciąż przybywa nam
tłuszczu, a między 1990 a 2002 rokiem oczekiwana długość życia wzrosła z 75,2 do 77,4 roku? Gdzie logika?
Po pierwsze, dane o tyciu społeczeństw są nieco zakłamane - twierdzi Campos. Kłopot w tym, że w człowieku są tkanki, które ważą więcej niż tłuszcz - na przykład mięśnie. Gdyby bazować tylko na matematycznej formule obliczania wskaźnika otyłości, to Arnold Schwarzenegger w latach swej kulturystycznej świetności miałby indeks BMI 31. Co to oznacza? BMI powyżej 30 wskazuje na otyłość, która zwiększa ryzyko choroby serca, cukrzycy, nadciśnienia, choroby pęcherzyka żółciowego i niektórych postaci raka. Powinieneś schudnąć poprzez ćwiczenia i dietę - czytamy przy tabelce. Cóż... ,The Wall Street Journal" policzył BMI znanych aktorów. Co się okazało? Sylvester Stallone ma BMI 34, Harrison Ford 29, George Clooney 29, a Bruce Willis 29 - wszyscy otyli! Tymczasem Madonna (BMI 17) i Gwyneth Paltrow (16) powinny umrzeć z niedożywienia. - Trzeba zmodyfikować standardy wyznaczania nadwagi i otyłości - żądają krytycy BMI. - Według obowiązujących 5-10 procent osób może być zaklasyfikowanych do niewłaściwej kategorii.
Biorąc pod uwagę miliard otyłych na świecie, to dość spora liczba. Więc szczerze radzę - nie obliczajcie sobie BMI po świętach. Ani w ogóle. Najlepiej w specjalistycznym gabinecie - na przykład u dietetyka - określcie stosunek tkanki tłuszczowej do masy ciała. A jeśli wyjdzie sporo? Nie panikujcie. Okazuje się bowiem, że na nasze zdrowie bardziej wpływa tryb życia i dieta niż ilość tłuszczu, który nosimy. Można być aktywną, lekko korpulentną kobietą, a można chudą, chorą, zasiedziałą babą. Bo najważniejszy jest ruch. I nawet wcale nie chodzi o to, żeby zaraz tracić na wadze.
Sen odchudza
Naukowcy z Duke University Medical Center wykazali niedawno, że częsta aktywność fizyczna bez jednoczesnej utraty na wadze wystarczy do obniżenia poziomu cholesterolu. Badaniami objęto 84 osoby - kobiety i mężczyzn z nadwagą, którzy prowadzili siedzący tryb życia. Uczestnicy mieli podwyższony poziom cholesterolu we krwi. Podzielono ich losowo na trzy grupy. Pierwsza i druga wykonywały z różną częstotliwością intensywne ćwiczenia - pierwsza często, a druga rzadko. Trzecia grupa wykonywała ćwiczenia umiarkowanie intensywne rzadko. Czwarta, kontrolna, nie wykonywała żadnych ćwiczeń. Badane osoby musiały zachować dotychczasowy sposób odżywiania. Okazało się, że aktywność fizyczna pozytywnie wpływa na obniżenie ilości i rozmiarów cząsteczek lipoprotein, które transportują cholesterol w krwiobiegu. Dodatkowo badacze zauważyli, że dla obniżenia cholesterolu najkorzystniejsza jest duża częstotliwość ćwiczeń, a nie ich intensywność, i że spadek masy ciała nie jest warunkiem obniżenia cholesterolu.
Zatem by obniżyć ryzyko chorób serca, nie trzeba koncentrować się na odchudzaniu, ale na aktywności fizycznej. Może teraz przychylniejszym okiem popatrzysz na tę rakietę tenisową? Jeśli jednak musisz jeszcze do tego dojrzeć, mam przyjemniejszą propozycję: idź spać. Poważnie. Osoby, które śpią za mało, są bardziej narażone na tycie niż śpiochy. Badania przeprowadzono na grupie 18 tysięcy pacjentów w wieku od 32. do 59. roku życia. Okazało się, że osoby, które spały cztery godziny na dobę lub mniej, były średnio o 73 procent bardziej narażone na otyłość niż osoby w pełni korzystające z nocnego wypoczynku. U śpiących po pięć godzin na dobę ryzyko otyłości było wyższe o 50 procent, a u śpiących po sześć godzin - o 23 procent. Dlaczego tak się dzieje? Zdaniem badaczy niedobory snu powodują zaburzenia w mózgowych połączeniach nerwowych regulujących apetyt i przemianę materii, a także zmiany w wydzielaniu hormonów (głównie leptyny i greliny) wpływających na te procesy. Na koniec mam jeszcze jedną radę - jeśli
chcesz się odchudzać, wiedząc, że za chwilę znów sobie pofolgujesz z jedzeniem, lepiej daj spokój. Zdrowiej konsekwentnie ważyć tyle samo (nawet jeśli to troszkę za dużo), niż ciągle chudnąć i tyć. Taka wagowa huśtawka może powodować długotrwały spadek odporności, a to jest związane z częstszymi infekcjami i większym ryzykiem rozwoju nowotworów. A teraz spójrz sobie prosto w oczy i powiedz: przytyłeś? Trudno. Dobrze się wyśpij i jutro zamiast z windy skorzystaj ze schodów. Tylko ostrożnie, by za gwałtownie nie schudnąć. To może ci zaszkodzić.