Chory chłopiec wręczy chleb Benedyktowi XVI
Poproszę Ojca Świętego o modlitwę za mnie
oraz wszystkich chorych i cierpiących - mówi Wojtek Rudnicki,
który w niedzielę, podczas mszy na Błoniach wręczy Benedyktowi XVI
symboliczny dar - bochen chleba. Chłopiec od blisko roku dzielnie
walczy z rakiem - pisze "Gazeta Krakowska".
Bardzo chce żyć. Cierpliwie znosi ból, chemioterapię oraz rozłąkę z rodzinnym domem, najbliższymi, kolegami ze szkoły. W niedzielę zobaczy go cała Polska. Wszystko jest już niemal gotowe. Uszyte specjalnie na miarę ubranie już wisi na wieszaku, mama ma jeszcze tylko uprasować białą koszulę i można będzie jechać do Krakowa.
Wyjadą w nocy, żeby zdążyć na ósmą. Wtedy to przy papieskim ołtarzu rozpocznie się kolejna, tym razem generalna, próba przed zaplanowaną trzy godziny później uroczystością. Pierwsza odbyła się w ubiegłą niedzielę. - Będziemy iść w trójkę. Ja, najmniejszy - w środku, z chlebem. Po bokach dwaj starsi chłopcy. Jeden z hospicjum, drugi po przeszczepie serca - opowiada z przejęciem Wojtek.
Przed nimi strome schody ołtarza papieskiego, i to właśnie ich chłopiec boi się najbardziej. - Nie boję się tremy. Mam tylko nadzieję, że się nie potknę. W razie czego pomogą mi piłkarze, których delegacja będzie szła tuż za nami.
Wojtek jest pacjentem oddziału onkologicznego szpitala w Prokocimiu. Trafił tutaj blisko rok temu z niewielkiej Borowej koło Zakliczyna w Tarnowskiem. Tylko natychmiastowa interwencja lekarzy krakowskiego szpitala uratowała mu życie. Chłopiec chodził do IV klasy podstawówki do pobliskiej Paleśnicy, bardzo dobrze się uczył, lubił grać w piłkę, a zwłaszcza jeździć na rowerze - prezencie od I komunii świętej. Choroba przyszła znienacka.
Jedyną szansą było skierowanie chłopca na chemioterapię. Ta musiała być jednak bardzo silna, gdyż guz rósł w błyskawicznym tempie. Walka o życie Wojtka miała kilka dramatycznych momentów. Bardzo osłabiony, wątły organizm był niezwykle podatny na wszelakiego rodzaju infekcje i choroby. Kilkakrotnie wydawało się, że to już koniec. Tak było między innymi, gdy chłopiec "chwycił" zapalenie płuc, później pierwotniaka, a na dodatek doszły jeszcze problemy z sercem.
Chłopiec od niespełna miesiąca jest w domu, wśród najbliższych. Wieść o tym, że wrócił do Borowej szybko dotarła do jego kolegów i koleżanek ze szkoły w Paleśnicy. Przyszli całą klasą, aby świętować z nim imieniny. W niedzielę wszyscy będą wyglądać Wojtka w telewizorach, podczas transmisji mszy świętej z Krakowa.
Chłopiec już w kwietniu znalazł się w grupie dzieci wytypowanych przez szpital w Prokocimiu, które mogłyby wziąć udział we mszy papieskiej. O tym, że to właśnie on wręczy bochen Benedyktowi XVI przesądził lepszy stan jego zdrowia. 12-latek zakończył przyjmować właśnie drugą turę chemioterapii, obecnie jest na chemii podtrzymującej.
- Bardzo chcieliśmy pojechać do Rzymu, aby pomodlić się przy grobie Jana Pawła II o zdrowie dla Wojtusia. A tu taka niespodzianka. To najpiękniejsza nagroda dla niego za te wszystkie chwile cierpienia i zwątpienia. Wszyscy bardzo się cieszymy. To ogromne przeżycie, które wlewa nadzieję w serca - mówi tata Wojtka Stanisław Rudnicki. (PAP)