Chodorkowskiemu minął rok za kratkami
Kilkudziesięciu sympatyków Michaiła Chodorkowskiego demonstrowało przed moskiewskim sądem poparcie dla tego oligarchy i właściciela koncernu Jukos w pierwszą rocznicę jego aresztowania.
25.10.2004 | aktual.: 25.10.2004 16:05
41-letni Chodorkowski jest podejrzany o przestępstwa majątkowe i niepłacenie podatków, jednak związani z koncernem analitycy uważają, że on i inny oskarżony w procesie Jukosu - Płaton Lebiediew - padli ofiarą kremlowskiej intrygi.
Według radia "Echo Moskwy", uczestnicy pikiety przynieśli plakaty "Wolność dla Chodorkowskiego" i "Wolność dla Lebiediewa". "Rosja będzie wolna, gdy Chodorkowski będzie wolny" - głosił inny z transparentów.
Oskarżenie zeznaje
W procesie Chodorkowskiego sąd kontynuował tymczasem przesłuchanie świadków oskarżenia. W listopadzie - jak twierdzi adwokat oligarchy Gienrich Padwa - mają zeznawać świadkowie obrony. Wyrok może zapaść w styczniu przyszłego roku. Chodorkowskiemu i Lebiediewowi grozi po 10 lat więzienia. Żaden nie przyznaje się do winy.
Przypadającej na poniedziałek rocznicy dużo miejsca poświęca uważany za prorządowy dziennik "Izwiestija". "Dziś zarówno politycy, eksperci, a nawet niektórzy członkowie władz mówią o aresztowaniu Chodorkowskiego jako o punkcie zwrotnym, od którego rozpoczynają się największe przemiany w Rosji od roku 1990" - pisze gazeta.
Dziennik przypomina, że od aresztowania najbogatszego człowieka Rosji i jedynego oligarchy, który otwarcie zadzierał z prezydentem Władimirem Putinem, odbyły się wybory prezydenckie i parlamentarne (Kreml odniósł w obu miażdżące zwycięstwo) i przygotowano reformę władzy dającą jeszcze większe uprawnienia prezydentowi Putinowi.
Wojna z oligarchią?
W jakim innym kraju władza pozwoliłaby biznesowi na ingerencję w politykę - tłumaczy areszt Chodorkowskiego jeden z kremlowskich analityków. Robi to anonimowo. Władze oficjalnie twierdzą, że sprawa Chodorkowskiego jest czysto kryminalna, jednak ich otoczenie często w nieoficjalnych rozmowach mówi, że Kreml pozbył się niewygodnego rywala, który przejawiał ambicje polityczne.
Ofiarą akcji przeciwko ludziom Jukosu, która wyglądała na początek "wojny z oligarchią", nie padł żaden z innych tuzów rosyjskiego biznesu, zaś jego postać numer dwa, Roman Abramowicz, pomagał - według wielu analityków - władzom w rozbijaniu Jukosu.
Ofiarą trwającej od roku sprawy padł nie tylko Chodorkowski, ale również sam Jukos. Firma jeszcze istnieje, ale za jej akcje, za które w październiku 2003 płacono po 15 dolarów, dziś płaci się nieco ponad 3 dolary. Władze zabrały Jukosowi największą spółkę produkcyjną Jugansknieftiegaz i zamierzają ją sprzedać znacznie poniżej ceny rynkowej (Jugansk wyceniono na ponad 14,7 mld dolarów; cena wywoławcza za cztery piąte jej akcji to niespełna 4 mld).
Według wielu analityków, dni Jukosu są policzone. Nawet jeżeli koncern wyceniany niegdyś na 40 mld dolarów nie upadnie, to po utracie Jugansknieftiegazu (62% produkcji ropy Jukosu), nigdy nie odzyska dawnej potęgi.
Jakub Kumoch