Chlorek śmierci
To było niezamierzone samobójstwo - uważa prof. Donald Uges, toksykolog z uniwersytetu w Groningen, który wykonywał badania po śmierci Slobodana Milosevicia. Jego zdaniem, 64-letni serbski przywódca, któremu trybunał w Hadze zarzucił zbrodnie wojenne i ludobójstwo, celowo pogarszał swój stan zdrowia, chcąc wymusić zgodę na leczenie w Moskwie. Odmawiał przyjmowania leków na serce, które powinien zażywać z powodu nadciśnienia tętniczego krwi i miażdżycy serca. Gdy to nie pomogło, zaczął zażywać ryfampicynę, antybiotyk stosowany w leczeniu trądu i gruźlicy - pisze Iwona Konarska we współpracy z Dominiką Ćosić w tygodniku "Wprost".
Lekarze już kilka tygodni przed śmiercią Milosevicia nie mogli ustalić, dlaczego nie działają u niego leki obniżające ciśnienie. Dopiero specjalistyczne badania krwi podczas sekcji zwłok pozwoliły wykryć ślady antybiotyku, który ma silne działanie uboczne - u niektórych chorych może być niebezpieczny, bo przyspiesza metabolizm wątroby i osłabia działanie innych środków. Milosević mógł otrzymywać antybiotyki w przesyłkach, w których był też alkohol. Dziwne tylko, że ich nie wykryto, bo zgodnie z regulaminem jego cela powinna być rewidowana dwa razy dziennie, a on sam - przed każdą wizytą gości i po niej.
Zgrywają Pinocheta
O osobach publicznych, które dzięki zabiegom medycznym próbują uniknąć więzienia, mówi się, że "zgrywają Pinocheta". Tak określano m.in. zachowania prezydenta Indonezji Suharto. Gdy w 2000 r. próbowano go postawić przed sądem, zachowywał się jak osoba z zanikami pamięci. Tymczasem przyjaciele domu potwierdzali, że jest w dobrej formie. Ponieważ Suharto przeżył trzy wylewy, miał cukrzycę i problemy z sercem, nie zaryzykowano procesu.
"Pinocheta zgrywają" również polscy więźniowie. Poseł Andrzej Pęczak schudł kilkanaście kilogramów, co miało wskazywać na raka, skarżył się na światłowstręt i kłopoty z kręgosłupem. Lekarze orzekli jednak, że może przebywać w więzieniu. Rodzina Lwa Rywina mówiła o "usiłowaniu morderstwa w majestacie prawa", gdy lekarze po wykonaniu koronarografii uznali, że więzienie nie zaszkodzi sercu producenta filmowego. Henryk N., pseudonim Dziad, nie przyjmował leków i odmówił poddania się operacji tętniaka mózgu.
Dr Potasik
Jeśli ktoś doradzał Miloseviciowi, jak oszukać lekarzy, raczej nie był fachowcem. - O wiele sensowniejsze byłoby branie leków przeciwzapalnych lub przeciwbólowych. Skutek byłby podobny, ale nie byłoby tylu plotek, bo schorowany człowiek miał prawo zażywać tego typu preparaty - mówi dr Józef Meszaros z Katedry Farmakologii AM w Warszawie. Sekcja zwłok wykazała, że Milosević nie został otruty. - Wszelkie podejrzenia mogłaby rozwiać analiza próbki włosów serbskiego przywódcy, ale w Hadze, gdzie znajdują się najnowocześniejsze laboratoria, nie wykonano takich badań - mówi Djordje Alempijević, toksykolog z belgradzkiego Instytutu Medycyny Sądowej.
- Jeśli ktoś chciał się pozbyć Milosevicia, mógł zastosować wiele innych środków, na przykład zastrzyk z potasu, który niemal natychmiast zatrzymuje pracę serca - mówi prof. Jacek Spławiński z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego w Warszawie. Jedynym śladem zbrodni jest wtedy ukłucie, bo potas trudno wykryć podczas sekcji zwłok. Chlorek potasu był jednym z preparatów używanych do uśmiercania pacjentów przez lekarzy łódzkiego pogotowia, postawionych w stan oskarżenia (o jednym z nich mówiono dr Potasik). Stosowali oni też trudny do wykrycia zwiotczający mięśnie pavulon, środek powodujący śmierć przez uduszenie.
Wiktora Juszczenkę próbowano otruć przy użyciu dioksyn, które sprzyjają rozwojowi nowotworów i osłabiają odporność. W bardzo dużych dawkach prawdopodobnie wywołują ostrą niewydolność wątroby, prowadzącą do śmierci. Powodują też tzw. trądzik chlorowy, który może pozostawić trwałe blizny, tak jak u Juszczenki - pisze Iwona Konarska we współpracy z Dominiką Ćosić w tygodniku "Wprost".