Chirac wymyśla "trzecią drogę" dla Turcji
Dwa tygodnie przed szczytem Unii Europejskiej w Brukseli (16-17 grudnia), na którym ma zapaść decyzja o rozpoczęciu negocjacji akcesyjnych z Turcją, Francja coraz głośniej mówi o tym, że finałem rozmów może być rodzaj specjalnego partnerstwa, nie zaś pełna akcesja. To nie po myśli władz w Ankarze, które podkreślają, że jedynym celem negocjacji ma być przyjęcie Turcji do UE.
03.12.2004 | aktual.: 16.12.2004 12:54
Jeśli wszystkie warunki przystąpienia Turcji nie zostaną spełnione, negocjacje będą przerwane. Trzeba wówczas będzie znaleźć jakieś rozwiązanie, które nie pozwoli Turcji oddzielić się od Europy - powiedział w czwartek prezydent Jacques Chirac po spotkaniu w Lubece z niemieckim kanclerzem Gerhardem Schroederem.
To już kolejna wypowiedź Chiraca o "trzeciej drodze", czyli specjalnej więzi, jaka ma łączyć Ankarę z Brukselą. Więź ta, jakkolwiek bliska, nie będzie oznaczała przyjęcia Turcji do UE. Na czym dokładnie ma polegać - Chirac nie precyzuje.
Zdaniem francuskich komentatorów, retoryka Chiraca nie oznacza, że zmienił on zdanie na temat przyjęcia Turcji do Unii Europejskiej. Francuski prezydent dał się poznać jako zażarty zwolennik tej akcesji. W Lubece jeszcze raz powtórzył, że z Turcją w swoich granicach Unia będzie silniejsza.
Chirac musi się jednak liczyć z francuską opinią publiczną, która w znacznej większości sprzeciwia się przyjęciu Turcji. Ta perspektywa budzi także spory opór w prezydenckim rządzącym ugrupowaniu, Unii na rzecz Ruchu Ludowego, nie mówiąc o partiach bardziej na prawo na francuskiej scenie politycznej.
By uspokoić Francuzów, prezydent w październiku zapowiedział, że o przyjęciu Turcji będą mogli zadecydować sami, w rozpisanym z tej okazji referendum. Dodał, że nie nastąpi to wcześniej niż za "10- 15 lat".
O ile decyzja unijnych przywódców o otwarciu negocjacji nie budzi wątpliwości, to otwarta pozostaje data rozpoczęcia rozmów. Francuskiemu prezydentowi zależy, aby przesunąć ją jak najdalej, pod koniec 2005 roku, a jeszcze lepiej na rok 2006. Chodzi mu o to, aby ta perspektywa nie zakłóciła referendum w sprawie przyjęcia unijnej konstytucji, spodziewanego we Francji koło połowy roku.
Wielu Francuzów łączy obie kwestie, co rodzi obawy rządu, że potraktują głosowanie jako wyrażenie sprzeciwu wobec tureckiej akcesji. Wtedy górę mogliby wziąć zwolennicy "nie". Fiasko referendum postawiłoby pod znakiem zapytania wejście w życie konstytucji.
Michał Kot