Chiny w żałobie
Liu Wenbo ma 34 lata i jest sprzedawcą herbaty. Od kiedy Beichuan, jego rodzinne miasto w prowincji Syczuan, nawiedziło trzęsienie ziemi, pracuje dzień i noc.
21.05.2008 | aktual.: 21.05.2008 16:51
Jak setki innych Chińczyków pomaga wydobywać ludzi spod gruzów. Ocalił już 700 osób, ale ciągle nie znalazł tej, której szuka. Swojej żony. – Nie mam już domu. Zostałem w tym, co mam na sobie – opowiada gazecie „Times of India”. W podobnej sytuacji są tysiące mieszkańców Syczuanu.
12 maja ziemia w południowych Chinach zatrzęsła się z siłą 7,9 w skali Richtera. To najsilniejsze trzęsienie od 32 lat: pochłonęło już 50 tysięcy ofiar śmiertelnych. – Przebadałem pięć tysięcy katastrof naturalnych i doszedłem do wniosku, że kluczowy dla skali ich tragedii jest dochód na osobę w kraju – mówi „Przekrojowi” profesor David Strömberg. – Klęski żywiołowe zdarzają się tak samo często w bogatych i biednych państwach, ale w biednych ofiar jest aż 10 tysięcy razy więcej! Bogaci mają lepszy system ostrzegania, lepsze budownictwo, lepszą pomoc – wylicza.
Tymczasem władze nie chciały przyjąć wsparcia z zagranicy, twierdząc, że same dadzą sobie radę. W pierwszych dniach po kataklizmie – gdy były jeszcze szanse na uratowanie zasypanych – do Syczuanu nie mogła wjechać żadna ekipa ratownicza. Dopiero cztery dni po tragedii Pekin zgodził się na przyjazd ekspertów z Japonii. – joa