Chińsko-pakistański korytarz ekonomiczny. Gigantyczna inwestycja w cieniu talibów, separatystów i rywalizujących mocarstw
• Beludżystan to kluczowa prowincja dla realizacji Jedwabnego Szlaku Chin
• Potencjał konfliktów sprawia, że nazywa się go "Afganistanem przyszłości"
• W regionie ścierają się interesy USA, Chin, Pakistanu i Indii
• Od prawie 70 lat trwa powracający konflikt z ruchem separatystów
• W biednej i niedoinwestowanej prowincji operują także talibowie
• Chiny chcą zainwestować w Pakistanie aż 46 mld dol., ale ich ambitne plany mogą się rozbić o kwestie bezpieczeństwa
19.10.2016 | aktual.: 19.10.2016 19:46
Spokój w Beludżystanie jest dziś kluczowy dla projektu tzw. chińsko-pakistańskiego korytarza ekonomicznego. To właśnie w tej prowincji znajduje się kompleks portowy Gwadar, który jest najważniejszym elementem chińskiej inwestycji i jednocześnie jednym z najistotniejszych punktów morskiej odsłony inicjatywy "jednego pasa i jednej drogi", czyli reaktywacji Jedwabnego Szlaku.
"Afganistan przyszłości"
Problem w tym, że spokój to w Beludżystanie towar deficytowy. Ta pakistańska prowincja, zamieszkała przez ponad 13 mln ludzi, którzy zasiedlają terytorium nieco większe od Polski, nie jest dziś rajem dla inwestorów. Przecinają się w niej bowiem interesy Pakistanu, Indii, Chin, islamskich terrorystów i separatystów beludżckich, a i Amerykanie mają tu sporo do powiedzenia. Geostrategiczna sytuacja jest na tyle skomplikowana, że Beludżystan bywa nazywany "Afganistanem przyszłości", co ma obrazować ładunek konfliktu interesów, który drzemie w regionie.
Co więcej, Beludżystan, choć bogaty w złoża naturalne, powszechnie uchodzi za najbardziej zaniedbany region Pakistanu, gdzie ludziom żyje się po prostu gorzej niż w reszcie kraju. Równocześnie lokalne elity - właściciele ziemscy i magnaci górniczy - od lat słyną z rozrzutnego stylu życia, o którym pakistański serwis Dawn pisał w 2012 roku, że "przyćmiewa on obyczaje arabskich książąt".
Amerykanie kontra talibowie
Jakby tego było mało, prowincja jest terenem działań talibów, który nie stronią od uderzania nawet w stolicy regionu - Kwecie. W sierpniu tego roku zamachowiec samobójca wysadził się w tłumie, który zgromadził się pod kostnicą jednego ze stołecznych szpitali, by oddać hołd zamordowanemu prawnikowi. W zamachu, według różnych źródeł, zginęło od 74 do 94 osób.
Niedługo w regionie może się pojawić nawet więcej talibów. W czerwcu 2016 roku Stany Zjednoczone wpisały na listę organizacji terrorystycznych Dżamaat-ul-Ahrar (JA), frakcję Tehrik-i-Taliban Pakistan (TTP), po tym jak odłam ogłosił, że jest odpowiedzialny za nieudany zamach bombowy na Manhattanie.
Amerykańskie naloty dronów i operacje sił specjalnych, które po tym nastąpiły, już zaczęły wypierać talibów z JA. Problem w tym, że islamiści uciekają w rejon korytarza w Pakistanie, co dodatkowo grozi chińskiej inwestycji. Był to zresztą ruch szeroko komentowany przez analityków. Zastanawiano się czy to wyłącznie przypadek i skutek uboczny amerykańskiej wojny z terrorem, czy może celowy sabotaż istotnych elementów globalnej inicjatywy Państwa Środka.
Pakistańska centrala kontra separatystyczna prowincja
Równolegle do działań talibów, w Beludżystanie operują bojówki separatystów, które regularnie inicjują akcje wymierzone w pakistańskie służby bezpieczeństwa. Bezpośrednim celem są także chińskie inwestycje.
Pakistan robi, co może, by uspokoić Państwo Środka. W lutym tego roku władze w Islamabadzie zadeklarowały wyasygnowanie 10 tys. żołnierzy, których jedynym celem miało być dbanie o bezpieczeństwo chińskich pracowników i firm. Później kontyngent zwiększono o kolejne 5 tys., a z publicznych wypowiedzi wysokich rangą oficerów wynikało, że zadanie jest traktowane wyjątkowo poważnie.
Port Gwadar i - szerzej - projekt chińsko-pakistańskiego korytarza jest oczkiem w głowie władz w Islamabadzie. Rząd sądzi, że dzięki inwestycjom Pekinu Beludżystan stanie się dużym ośrodkiem handlowym i przeładunkowym, bo to właśnie z głębokowodnego portu Gwadar towary będą transportowane drogą lądową do chińskiej prowincji Xinjiang. Odważne szacunki mówią, że projekt przyniesie dwa miliony nowych miejsc pracy.
Wszystkiemu towarzyszą oczywiście ogromne pieniądze. By stworzyć korytarz, Państwo Środka chce wyłożyć w sumie 46 mld dol. Europejska Rada Spraw Zagranicznych (ECFR) zwraca przy tym uwagę na opinie międzynarodowych ekspertów, którzy ostrzegają, że te pieniądze mogą zostać skonsumowane na szczeblu centralnym, a fortuna nigdy nie skapnie do regionu. Tego typu obawy podziela zresztą opozycja parlamentarna i lokalni politycy, którzy nie wierzą, że prowincja, od lat zaniedbywana przez stolicę, zacznie nagle kwitnąć. Sam pakiet inwestycyjny ma zresztą charakter stricte infrastrukturalny, a nie rozwojowy, więc tym trudniej zakładać bezpośrednie i szybkie korzyści dla najbiedniejszych warstw społecznych.
"Skapywanie" może utrudniać także fakt, że Beludżowie i władze centralne nie dogadują się w zasadzie od ogłoszenia niepodległości Pakistanu w 1947 roku. Miejscowa ludność poczuła się bowiem oszukana, gdy wraz z brytyjską dekolonizacją, utraciła autonomię na rzecz wcielenia do Pakistanu. Rok później wybuchło powstanie niepodległościowe, które z różnym natężeniem powtarzało się przez kolejne dekady. Obecnie w prowincji operują grupy separatystów, choć walki nie są określane jako intensywne.
Tajemnicą poliszynela jest, że beludżcy bojownicy otrzymują wsparcie z Indii na podobnych zasadach, na jakich Pakistan sponsoruje działalność ruchów separatystycznych w Kaszmirze. W rozmowie z ECFR, rzecznik nielegalnej w Pakistanie Republikańskiej Partii Beludżystanu wprost mówił, że jego naród "liczy na pomoc Indii".
Indie kontra Chiny
Ruch separatystyczny i talibowie to zagrożenia znane od lat. Podobnie, jak od lat znana jest rywalizacja Pakistanu i sąsiednich Indii. Beludżystan - z Chinami w tle - w najbliższej przyszłości będzie czynnikiem, który dodatkowo podgrzeje nastroje w Azji. W najgorszym wypadku do stopnia, w którym region stanie się teatrem wojny zastępczej (proxy war) pomiędzy Indiami a Pakistanem. To z kolei z całą pewnością zmusiłoby Chiny do czegoś więcej niż preferowane przez nie inwestowanie i obserwowanie efektów.
Nie jest tajemnicą, że władze w Nowym Delhi obawiają się, że zbliżenie Chin i Pakistanu może być dla nich zagrożeniem. Zresztą sam port w Gwadarze jest traktowany z wyjątkową ostrożnością. Jest bowiem jedną z "pereł" w "sznurze", który w przyszłości ma okalać Indie. Zapowiadane (bądź realizowane) inwestycje, m. in. w Pakistanie, na Sri Lance, Malediwach, w Bangladeszu oraz Mjanmie, okrążą Indie z każdej strony. Wprawdzie to tylko szlak handlowy, ale przecież będzie on wymagał zabezpieczenia przez patrole marynarki wojennej, a to oznaczałoby wojskową obecność Chin w bezpośrednim sąsiedztwie Indii. Nie bez przyczyny Pekin inwestuje wielkie pieniądze w swoją flotę i dąży do osiągnięcia statusu blue-water navy, a więc marynarki, która może skutecznie operować na otwartym morzu, z dala od macierzystych portów.
Chińsko-pakistański korytarz nie podoba się Indiom także z innego powodu. Elementy jego infrastruktury są umiejscowione także w rejonach Kaszmiru, kontrolowanych przez Pakistan, a Indie roszczą sobie do tych terenów wyłączne prawa.
Rząd Narendry Modiego próbuje odpowiadać na chiński "sznur pereł". W maju tego rok władze Indii podpisały porozumienie z Afganistanem i Iranem, które zakłada stworzenie centrum transportowego w porcie Chabahar w Iranie. Stamtąd transport kołowy i kolejowy ma dostarczać dobra do Afganistanu. Warto też wspomnieć, że port Chabahar jest oddalony zaledwie o 70 km na zachód od portu Gwadar, gdzie aktywnie działają Chińczycy. W przyszłość Chabahar może służyć także jako przystanek na drogach handlowych, prowadzących ku innym państwom Azji Środkowej. Wszystkie szlaki omijałyby oczywiście Pakistan.
Symfonia handlowa
Niestabilność Beludżystanu połączona z aktywnością Indii - najważniejszego rywala Chin w kontynentalnej Azji - pokazuje, że przed Pekinem stoi nie lada wyzwanie. Wiele wskazuje na to, że Państwo Środka, bez względu na rozwój sytuacji, nie odstąpi przedwcześnie od tej rozgrywki. Mówią nam o tym przede wszystkim miliardy, które są wpompowywane w region.
O tym, jak poważna jest chińska inwestycja w Pakistanie i jak kolosalne znaczenie ma dla całej reaktywacji Jedwabnego Szlaku, najlepiej świadczą słowa ministra spraw zagranicznych, Wanga Yi. - Jeśli "jedna droga i jeden pas" są jak symfonia, przynosząca korzyści dla wszystkich stron, to stworzenie chińsko-pakistańskiego korytarza ekonomicznego, to słodka melodia pierwszej formy tej symfonii - porównywał.
Trzeba przy tym wiedzieć, że symfonia tradycyjnie składa się z czterech form muzycznych. Jeśli korytarz jest w tym układzie "słodką melodią" pierwszej formy, ewentualne niepowodzenie może oznaczać, że reszta koncertu nigdy w pełni nie wybrzmi. Problemem w tym koncercie jest jednak fakt, że w Beludżystanie nie wszyscy muzycy chcą grać jedną melodię.