Chińskie nianie przebojem w Nowym Jorku
Chińskie nianie są krzykiem mody w Nowym Jorku.
Dziennik "China Daily" ocenia, że przedstawiciele elit z
Manhattanu pragną przygotować potomstwo do życia w "świecie
realiów przyszłości".
10.01.2006 | aktual.: 10.01.2006 13:27
W tym kontekście gazeta opisała przypadek 2-letniej Hilton Augusty, córki 37-letniej Paige Parker i 63-letniego miliardera Jima Rogersa, który wraz z George'em Sorosem, w latach 70. zakładał fundusz pod nazwą Quantum Fund. Rogers stwierdza półżartem, że chińska niania jest jego "najnowszą inwestycją".
Po pół roku poszukiwań rodzicom udało się w końcu zaangażować wszechstronnie przygotowaną chińską bonę. Wcześniej do pracy w ich domu zgłaszało się wiele nieodpowiednich - zdaniem pracodawców - kandydatek, najczęściej rekrutujących się ze środowiska nowojorskiego Chinatown.
Rogers i Parker twierdzą, że chodzi im o to, by dzięki chińskiej "cioci", dziewczynka od początku życia obcowała i przyswajała język chiński. Chiny będą bowiem następnym światowym supermocarstwem. Dlatego wraz z żoną uważamy, że robimy dla dziecka coś bardzo pożytecznego - mówi Rogers, motywując względami praktycznymi wybór opiekunki.
Zasób słownictwa Hilton Augusty jest na razie niewielki, ale powiększa się z dnia na dzień. Mała wchłania nowe wyrazy jak gąbka - chwali się matka.
Hilton Augusta potrafi już m.in. zamówić po chińsku swoje ulubione dania w nowojorskich chińskich restauracjach, czy też wyrażać w tym języku radość podczas gier na placu zabaw.
Na razie popyt na chińskie, wykształcone guwernantki, zdecydowanie wyprzedza podaż. Wie o tym m.in. Clifford Greenhouse, od 1962 roku prowadzący agencję Pavillion, która zajmuje się wyszukiwaniem chińskich niań do opieki i nauczania dzieci bogatych Amerykanów. Dla takich Chinek podobnych propozycji zatrudnienia Greenhouse ma ostatnio całą masę. Okazuje się, że posiadające stosowne referencje panie z Pekinu lub Szanghaju zarobić mogą nawet 100 tys. dolarów rocznie, o 60 tys. więcej niż ich koleżanki z Europy.
Henryk Suchar