Chiński myśliwiec pogroził samolotowi zwiadowczemu USA. Mogło skończyć się katastrofą
Do groźnego incydentu doszło w czasie rutynowego patrolu samolotu rozpoznawczego sił powietrznych USA nad Morzem Wschodniochińskim. Próbując zastraszyć amerykańskich pilotów, chiński myśliwiec zbliżył się o włos do ich maszyny i wykonał manewr grożący katastrofą - donosi serwis internetowy "The Washington Free Beacon".
Podniebna próba sił rozegrała się na początku bieżącego tygodnia, ale jak to zwykle bywa w podobnych przypadkach, Pentagon dopiero z kilkudniową zwłoką potwierdził, że takie zdarzenie miało miejsce.
Niebezpieczna konfrontacja
Uczestnikami niepokojącego incydentu był Boeing P-8 Poseidon - amerykański samolot patrolowy przeznaczony do wykrywania i walki z okrętami podwodnymi - oraz chiński myśliwiec Su-27. Maszyna US Air Force realizowała rutynową misję rozpoznawczą w rejonie chińskiego wybrzeża, ale nad wodami międzynarodowymi, nie naruszając granic Państwa Środka.
Jak ujawnili wojskowi, w pewnym momencie nadleciał chiński myśliwiec, który zbliżył się na odległość zaledwie kilkanastu metrów, a później wykonał beczkę tuż nad amerykańskim samolotem. Według przedstawicieli USA manewr ten był bardzo niebezpieczny i jego oczywistym celem było zastraszenie załogi P-8.
Do bardzo podobnej konfrontacji doszło w kwietniu bieżącego roku nad Morzem Ochockim, również z udziałem Su-27, tyle że nie chińskiego, a rosyjskiego. Wtedy myśliwiec przeleciał tuż przed nosem amerykańskiego samolotu rozpoznania elektronicznego RC-135. Jeden z anonimowych przedstawicieli Pentagonu określił tamten incydent, jako jeden z najniebezpieczniejszych po zakończeniu zimnej wojny.
"Washington Free Beacon" przytacza wypowiedz niewymienionego z nazwiska wojskowego, który łączy obie historie. Jego zdaniem, gdyby w kwietniu Waszyngton zdecydowanie zareagował na agresywne zachowanie Rosjan, to Chińczycy najprawdopodobniej nie odważyliby się teraz na działanie w podobnym stylu.
Agresywne Chiny
Nie ulega wątpliwości, że groźny manewr Su-27 to pokłosie coraz agresywniejszej postawy Państwa Środka w regionie. Rosnący w potęgę komunistyczny (przynajmniej z nazwy) reżim na każdym kroku demonstruje mocarstwowe ambicje. Ma to również związek z licznymi sporami terytorialnymi, które Pekin toczy z sąsiadami na Morzach Wschodniochińskim i Południowochińskim, roszcząc sobie prawo do wielu tamtejszych wysp i archipelagów.
Wyrazem ekspansjonistycznej polityki Chin są jednostronne działania, których celem jest rozszerzenie obszaru ich dominacji. I tak, w ubiegłym roku Pekin ogłosił utworzenie strefy identyfikacji powietrznej nad Morzem Wschodniochińskim, która swym zasięgiem objęła większość spornych obszarów, zaogniając tym samym stosunki z Japonią. Natomiast kilka miesięcy temu napięcie w regionie wzrosło, gdy na jaw wyszło , że Chińczycy budują na Morzu Południowochińskim sztuczne wyspy, na których mogą powstać instalacje militarne. Z wojowniczą postawą chińskich pilotów od dłuższego czasu zmagają się Japończycy. Cytowany przez "Washington Free Beacon" Rick Fisher, amerykański ekspert ds. Chin, przypomina dwa
podobne incydenty z ostatnich miesięcy, gdy przechwycone zostały japońskie samoloty rozpoznawcze P-3 Orion. Wtedy chińskie myśliwce również niebezpiecznie zbliżyły się na odległość zaledwie kilkunastu metrów.
Analityk tłumaczy, że amerykańskie loty rozpoznawcze w pobliżu chińskich granic są częścią strategii Pentagonu, która ma być odpowiedzią właśnie na ekspansywną politykę Państwa Środka. Pekin reaguje na nie alergiczne, nakazując swoim pilotom podejmowanie ryzykownych działań w celu zastraszenia Amerykanów. - USA muszą rozważyć bardziej zdecydowaną odpowiedź i dać Chinom jasno do zrozumienia, że niesprowokowana agresja będzie skutkować odpowiedzią militarną - uważa Fisher.
Pekin niczego się nie nauczył
W tym kontekście warto przypomnieć głośną historię sprzed 13 lat, kiedy podobnie niebezpieczne manewry chińskich pilotów doprowadziły do śmierci jednego z nich i poważnego konfliktu dyplomatycznego.
W kwietniu 2001 roku amerykański samolot rozpoznawczy EP-3E realizował misję zwiadowczą niedaleko chińskiej wyspy Hainan, gdy został przechwycony przez dwa myśliwce Shenyang J-8. Wtedy również doszło do lekkomyślnego pokazu siły, który jednak zakończył się powietrzną kolizją. W jej w wyniku jedna z chińskich maszyn uległa katastrofie, natomiast uszkodzony EP-3E został zmuszony do awaryjnego lądowania na Hainan. 24-osobowa załoga spędziła 10 mało przyjemnych dni w chińskim areszcie i wypuszczono ją dopiero po tym, jak USA wystosowały list z wyrazami "wielkiego żalu" z powodu kolizji.
Ponadto Chińczycy nie przepuścili okazji, by zgłębić tajemnice znajdującego się w ich rękach wrogiego samolotu szpiegowskiego. EP-3E wraz z całym wyposażeniem został dosłownie rozebrany na części i szczegółowo przestudiowany. Zwrócono go Amerykanom dopiero po ponad trzech miesiącach.