Chiny przechodzą do ofensywy na M. Południowochińskim. Budują sztuczne wyspy w archipelagu Spratly
Chiny od co najmniej kilku miesięcy budują sztuczne wyspy, które mają poszerzyć strefę wpływów i zabezpieczyć ich roszczenia terytorialne w spornym archipelagu Spratly. Chińskie działania wzbudziły niepokój sąsiadów, a analitycy spekulują, iż może to być początek militarnej ekspansji Państwa Środka na Morzu Południowochińskim.
Pekin rości sobie prawo do niemal całego Morza Południowochińskiego. Powołuje się przy tym na "świadectwa historyczne" o rzekomym chińskim panowaniu nad tym akwenem już od średniowiecza. Do różnych części tego obszaru pretensje zgłaszają wszyscy regionalni gracze, co sprawia, że jest to obecnie jeden z najbardziej zapalnych punktów globu. A Wyspy Spratly to główna oś tego gorącego sporu.
Wyspy niezgody
Ten archipelag złożony z ponad 750 wysp i wysepek, a także raf, atoli, skał koralowych oraz mielizn, rozciąga się na gigantycznym obszarze 425 tys. kilometrów kwadratowych (czyli o jedną trzecią większym od terytorium Polski). O wyspy rywalizują wszystkie kraje basenu Morza Południowochińskiego, a więc Chiny, Tajwan, Wietnam, Filipiny, Malezja oraz Sułtanat Brunei. Trzy pierwsze państwa roszczą sobie prawo do całego terytorium, natomiast pozostałe - do jego części.
Co takiego kryją w sobie Spratly, że każdy pragnie położyć na nich łapę? Przede wszystkim zasobne łowiska i, przypuszczalnie, bogate złoża surowców energetycznych - ropy naftowej, a zwłaszcza gazu ziemnego. Według szacunków amerykańskiej agencji rządowej U.S. Energy Information Administration może to być nawet 11 miliardów baryłek ropy i 5,3 biliona metrów sześciennych błękitnego paliwa.
Nie mniejsze znaczenie ma fakt, że przez ten rejon przebiega jeden z największych i najważniejszych morskich szlaków handlowych na świecie, łączący strategiczną Cieśninę Malakka i Singapur z gospodarkami Azji Wschodniej. Władanie archipelagiem dawałoby kontrolę nad tą trasą.
Spratly w niedalekiej przeszłości były już areną krwawych starć. W 1988 roku w okolicach Południowej Rafy Johnsona doszło do chińsko-wietnamskiego starcia, w wyniku którego Wietnamczycy stracili dwa transportowce i ponad 70 żołnierzy (straty chińskie nie są znane). Państwo Środka zajęło wtedy sześć raf i atoli archipelagu, które do dziś znajdują się w jego rękach. W sumie niewielkie oddziały wojskowe Wietnamu, Chin, Filipin, Malezji i Tajwanu stacjonują na kilkudziesięciu wysepkach, z czego najwięcej znajduje się w rękach tego pierwszego.
Sztuczne lądy
Mimo że Chiny leżą najdalej od spornych wysp, to one podejmują najbardziej zdecydowane kroki w celu poszerzenia strefy wpływów i zabezpieczenia własnych roszczeń terytorialnych. W ostatnim czasie światło dzienne ujrzało kolejne przedsięwzięcie, które jest najlepszym tego dowodem. Okazało się, że Chińczycy, właśnie w rejonie wspomnianej Południowej Rafy Johnsona, tworzą zupełnie nowe wyspy.
Przed miesiącem filipińskie władze opublikowały fotografie lotnicze, doskonale dokumentujące ten proceder. Widać na nich, jak wokół otoczonej wodą niewielkiej platformy Chińczycy w mniej niż rok usypali sztuczny ląd wielkości kilkunastu hektarów.
Tego typu operacje przeprowadzane są przez specjalistyczne statki, które - w dużym uproszczeniu - wydobywają z dna morskiego na powierzchnię piasek i skały, służące do "usypania" stałego lądu. Według danych, do których dotarła ostatnio IHS Jane's, firma analityczna zajmująca się tematyką bezpieczeństwa, Państwo Środka wykorzystuje w tym celu jednostkę "Tian Jing Hao" - największy tego typu statek w Azji (127 metrów długości), który powstał na specjalne zamówienie w niemieckich stoczniach.
Jak podaje IHS Jane's, "Tian Jing Hao" jest w stanie wydobywać budulec z dna leżącego nawet na głębokości 30 metrów, z wydajnością 4500 metrów sześciennych na godzinę. Jednostka operuje jeszcze w co najmniej trzech innych miejscach w rejonie archipelagu Spratly. Potwierdzałoby to doniesienia "New York Timesa" o tym, że Chińczycy pracują nad stworzeniem trzech-czterech nowych wysp, o powierzchni od kilku do kilkunastu hektarów każda. Według amerykańskiego dziennika na co najmniej jednej z nich znajduje się już infrastruktura militarna.
Napięcie rośnie
Działania Pekinu wywołały niepokój innych państw regionu, szczególnie blisko położnych Filipin. Krytyczne wobec Chin władze w Manili wezwały do wprowadzenia moratorium na projekty budowlane prowadzone na spornych wyspach na Morzu Południowochińskim, ale Chińczycy nie chcieli nawet o tym słyszeć, przy okazji oskarżając Filipiny o hipokryzję. - Z jednej strony budują obiekty na Spratly, z drugiej czynią nieodpowiedzialne uwagi na temat tego, co Chiny zrobiły legalnie w ramach swoich suwerennych praw. To absolutnie nieuzasadnione - grzmiała rzeczniczka chińskiego MSZ Hua Chunying.
Temperatura sportu wzrosła, gdy jeden z chińskich portali poinformował, iż na sztucznej wyspie ma powstać pełnoprawna baza i lotnisko wojskowe. Natychmiast pojawiły się spekulacje, że Państwo Środka dąży do utworzenia nad Morzem Południowochińskim nowej strefy identyfikacji obrony powietrznej, na wzór tej, która w ubiegłym roku zaogniła stosunki Chin i Japonii.
Plotka nabrała realnego wymiaru, gdy kilka tygodni temu przez chińskie media, w tym również ośrodki rządowe, przewinęły się projekty infrastruktury, która miałaby powstać na usypanych lądach. I rzeczywiście, na komputerowo wygenerowanych wizualizacjach widać nową wyspę z pasem startowym, hangarami, infrastrukturą portową i szeregiem innych obiektów.
Jeszcze większą sensację wywołała publikacja ukazującego się w Hongkongu dziennika "South China Morning Post". Według źródeł, do których dotarła gazeta, Pekin miałby planować realizację gigantycznego projektu, którego celem będzie usypanie w archipelagu Spratly nowej wyspy, o powierzchni dwa razy większej niż atol Diego Garcia (44 kilometry kwadratowe) na Oceanie Indyjskim, gdzie znajduje się strategiczna baza wojskowa USA. Operacja rozpisana jest na 10 lat i ma kosztować równowartość 5 miliardów dolarów, czyli tyle, ile konstrukcja superlotniskowca o napędzie atomowym. Znajdująca się na nowym lądzie wielka baza wojskowa mogłaby całkowicie zmienić układ sił w tej części Pacyfiku.
Morskie ambicje Pekinu
Chińczycy oficjalnie tłumaczą, że prowadzone przez nich projekty konstrukcyjne na Wyspach Spratly nie mają zastosowania militarnego, a mają służyć głównie lepszemu zarządzaniu rybołówstwem i poszerzeniu możliwości niesienia pomocy humanitarnej. Oficjalne stanowisko gryzie się jednak z morskimi ambicjami Pekinu i forsowną rozbudową marynarki wojennej.
Ciężko uwierzyć, by chińska admiralicja z góry odrzucała możliwość zbudowania wysuniętych baz, z których mogłaby operować rosnąca w siłę flota, zabezpieczając interesy Państwa Środka na tych terytoriach. Chińczycy najprawdopodobniej myślą też o zainstalowaniu na nowych wyspach bardziej zaawansowanych systemów szpiegowskich. "New York Times" cytuje analityków, według których te wszystkie działania stanowią część długoterminowej strategii projekcji siły na zachodnim Pacyfiku.
Gwoli uczciwości trzeba przyznać, że pozostałe państwa również rozbudowywały infrastrukturę, w tym wojskową, na kontrolowanych przez siebie wyspach. Lecz w ogromnej mierze czyniły to przed 2002 rokiem, gdy kraje należące do Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) podpisały wraz z Chinami "Deklarację o postępowaniu na Morzu Południowochińskim", mającą zapobiegać podobnym konfliktom.
Teraz władze w Manili oskarżają Pekin o złamanie jej zapisów, co i tak nie niesie za sobą żadnych konsekwencji, bo dokument jest jedynie swoistym zbiorem "dobrych praktyk", wypełnionym takimi banałami jak zobowiązanie do rozwiązywania sporów na drodze pokojowej czy zachowanie powściągliwości w działaniach, które mogłyby doprowadzić do eskalacji napięć. Najistotniejsza różnica polega na tym, że Wietnam, Tajwan czy Filipiny wznosiły konstrukcje na istniejących wyspach, podczas gdy Chiny tworzą zupełnie nowe lądy.
Chiny przechodzą do ofensywy
Zhang Jie, ekspert ds. bezpieczeństwa regionalnego z Chinese Academy of Social Sciences, jednego z najbardziej wpływowych think thanków w Azji, twierdzi, że bieżący rok jest "punktem zwrotnym" w polityce Pekinu na Morzu Południowochińskim. Najpierw Chiny umieściły wieżę wiertniczą w pobliżu Wysp Paracelskich, które Wietnam uważa za swoje, co wywołało falę antychińskich zamieszek w tym kraju. Teraz emocje rozpalają przedsięwzięcia na Wyspach Spratly. Zdaniem Zhanga oznacza to, iż Państwo Środka w tym roku przeszło z "defensywy" do "ofensywy" na spornych obszarach, a to w jego opinii "bardzo poważnie i negatywnie odbije się na regionie".
- Mieliśmy zdolność budowy sztucznych wysp już lata temu, ale powstrzymywaliśmy się, bo nie chcieliśmy wywoływać zbyt wielkich kontrowersji - wskazuje ekspert cytowany przez "South China Morning Post", dodając, że takie ruchy jeszcze bardziej pogłębią nieufność między Chinami a ich sąsiadami, co przyczyni się do dalszej destabilizacji regionu.
"Coraz bardziej pewne siebie i pragnące szybkiego, pokojowego zbliżenia z Tajwanem Chiny nie odpuszczają, coraz bardziej pogrążając się w "chińskim śnie", przez wielu utożsamianym z powrotem do mocarstwowości i nacjonalizmu. Źle to wróży, zarówno im, jak ich sąsiadom. Czy chcemy, czy nie, o Morzu Południowochińskim jeszcze pewnie nie raz usłyszymy" - pisał przed rokiem dla Wirtualnej Polski prof. Bogdan Góralczyk, znawca regionu Azji i Pacyfiku. Nic dodać, nic ująć.
Tomasz Bednarzak, Wirtualna Polska