Chińscy szpiedzy nad Wisłą: czego szukają?
Chiny dysponują potężnym wywiadem. Kilkadziesiąt tysięcy osób na całym świecie pracuje dla chińskich służb specjalnych. Agenci Pekinu działają również w Polsce. Choć wszystko wskazuje na to, że zaginiony w zeszłym roku szyfrant polskiego wywiadu wojskowego, wbrew doniesieniom medialnym, nie mieszka z rodziną pod Szanghajem, to szpiedzy Państwa Środka z pewnością prowadzą swoją działalność również nad Wisłą. Czym jest chiński wywiad i jak działa? Kto powinien się go bać?
10.05.2010 | aktual.: 06.09.2011 09:50
Chiński wywiad to jedna z najpotężniejszych służb specjalnych na całym świecie. Jego najpotężniejszą instytucją jest tajemnicze Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego (MPB), znane również pod chińską nazwą Guoanbu. To właśnie ta służba, zdaniem francuskiego portalu Intelligenceonline.fr miała odpowiadać za zniknięcie chorążego Stefana Zielonki, szyfranta wywiadu wojskowego.
Guoanbu to potężne ministerstwo, które zajmuje się zarówno wywiadem zagranicznym jak i krajowym. Odpowiada za "neutralizację" chińskich opozycjonistów dążących do obalenia rządów Komunistycznej Partii Chinoraz za zdobywanie informacji z zagranicy - w tym przez pozyskiwanie szpiegów w kręgach władzy innych państw. MBP zajmuje się również kontrwywiadem. Jego zadaniem jest walka z obcymi służbami specjalnymi, które chcą przeniknąć do wnętrza chińskiego systemu politycznego i wojskowego.
Prócz tego bardzo ważną częścią Guoanbu jest Chiński Instytut Współczesnych Stosunków Międzynarodowych. W tej ważnej jednostce badawczej pracuje ponad 500 analityków, którzy dzień po dniu mozolnie analizują sytuację wewnętrzną oraz nastroje w stosunku do Chin we wszystkich państwach świata, w których Pekin może mieć interesy. Sama struktura MBP jest niejawna. Cała nasza wiedza o niej pochodzi z rekonstrukcji. Z pewnością wiemy też, że w ostatnich latach na znaczeniu ogromnie zyskał wydział odpowiedzialny za wywiad technologiczny, w tym elektroniczny.
Chińczycy, podobnie jak niemal wszystkie inne państwa świata dysponują wywiadem wojskowym, znanym jako II Wydział Sztabu Generalnego Armii Ludowo-Wyzwoleńczej - Quingbaobu. Oprócz pracy "ofensywnej”, zajmuje się on kontrwywiadem i walczy ze szpiegami, którzy próbują zdobyć tajne informacje chińskiej armii. Przez swoją wielkość i ogromny zakres działań dużo ważniejszy jest jednak wywiad cywilny.
Co interesuje Chińczyków?
Jedną z podstawowych zasad chińskich służb specjalnych można sformułować w słowach "dużo ludzi, mało informacji". Chińczycy stawiają na rozproszenie źródeł pozyskiwania danych, bardziej niż na ich jakość. To znaczy, że nie muszą przekupywać czy podsłuchiwać w ryzykowny sposób wpływowych polityków i wysoko postawionych agentów obcych służb. Wystarczy, że wielu "informatorów” przekaże im strzępki danych na temat sposobu zachowania interesującej ich osoby czy wynalazku technicznego. W ten sposób nie zyskają co prawda np. kompletnej listy agentów obcego wywiadu lub ich "kontaktów operacyjnych”, ale są w stanie dowiedzieć się, że dany polityk czy pracownik agencji wywiadowczej spotyka się z konkretną osobą w jakiejś chińskiej restauracji.
Jak to ujął metaforycznie jeden z moich rozmówców: jeśli amerykański wywiad, chce pobrać próbkę piasku z konkretnej plaży, wyśle tam pod osłoną nocy przy pomocy małej łodzi podwodnej oddział komandosów, którzy zbiorą materiał niezbędny do przeprowadzenia badań. Chińczycy za to wyślą na tę plażę 5000 turystów a każdy z nich weźmie z niej ziarenko piasku. I w ten sposób również zdobędą materiał do analizy.
Guoanbu zainteresowane jest wszystkim, co może zagrażać bezpieczeństwu Chin - z perspektywy komunistycznej partii oczywiście. Na celowniku ich agentów znajdują się więc przede wszystkim przedstawiciele ruchów, które dążą do "rozbicia Chin”, np. mniejszość tybetańska i jej orędownicy na całym świecie, a także Ujgurzy czy przedstawiciele ruchu Falun Gong.
Agenci Guoanbu wnikają do emigracyjnych wspólnot chińskich na całym świecie. Latami "zakorzeniają się” w danej diasporze, np. prowadząc legalny biznes na terenie obcego państwa. Są w stanie dobrze poznać poglądy i wpływy poszczególnych członków emigracji. Tych najbardziej niepokornych wobec komunistycznej władzy neutralizują nierzadko w sposób bardzo zręczny, np. budząc podejrzenia, że dany opozycjonista jest właśnie agentem wywiadu.
W niektórych krajach zachodnich chiński wywiad miał używać m.in. zwykłych gangsterów czy mafiosów do likwidacji znanych działaczy ujgurskich. Agenci Guoanbu mieli również udawać na emigracji członków Falun Gong, zwolnionych z chińskich obozów pracy czy potajemnie zbiegłych z Chin. Regularnie starają się także utrudniać działania organizacji protybetańskich.
Konstanty Miodowicz, były szef polskiego kontrwywiadu, jest przekonany, że w Polsce działają w ten sam sposób. - Wywiad chiński w Polsce skoncentrowany jest na tłumieniu ruchu tybetańskiego - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską poseł Miodowicz, przewodniczący sejmowej komisji ds. służb specjalnych. - Buduje także silne lobby prochińskie w parlamencie. W tym drugim są niezwykle skuteczni - dodaje były szef kontrwywiadu. Jego zdaniem Guoanbu nie prowadzi w Polsce tradycyjnej działalności informacyjnej.
- Są za to zainteresowani tworzeniem relacji ze środowiskiem akademickim - dodaje Miodowicz.
Uczelnie wyższe są interesujące dla każdego wywiadu. Z jednej strony tu najłatwiej złowić młodych wartościowych ludzi, którzy w przyszłości będą znaczącymi postaciami w polityce, biznesie czy nauce. Z drugiej, studenci mogą się stać po prostu informatorami. Tym bardziej przydatnymi, że nieświadomie będą przekazywali chińskim "przyjaciołom” strzępy ważnych danych. Chiński wywiad jest bowiem bardzo cierpliwy. Młodych, interesujących ludzi zaprasza się na wymiany studenckie. Zachęca się ich do napisania pozornie niezwiązanych z pracą wywiadu analiz na tematy społeczne czy naukowe. W zamian oferuje się stypendia i jednorazowe wynagrodzenia. W ten sposób rodzi się dług wdzięczności. Kiedyś będzie można poprosić o jego spłatę.
Młodzi fizycy mogą przekazywać w ten sposób ważne informacje o szczegółowych badaniach jakie prowadzi się w ich instytucie czy laboratorium. Te pozornie mało ważne dane, mogą posłużyć potem do rekonstrukcji znacznie większych obszarów badań. Z kolei menedżerowie i biznesmeni mogą być cennym źródłem wiedzy nt. organizacji korporacji czy przedsiębiorstw.
Jak zauważa znawca chińskich służb specjalnych, Roger Faligot, dla nich nie ma informacji nieważnych.
Chiny wyspecjalizowały się w wywiadzie gospodarczym. Chińskie samochody, które podbijają rynki Azji, to kopie modeli BMW czy Smart. Również w technologiach wojskowych Chińczycy potrafili również odwzorować udane wynalazki państw zachodnich związane z technologią wojskową. 1 października 1999 roku podczas defilady Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, jaka odbywała się w Pekinie z okazji powstania Chińskiej Republiki Ludowej, francuski attaché wojskowy ze zdumnieniem stwierdził, że rakieta "Czerwony Sztandar” (Hongqi 7) jest wierną kopią francuskiego pocisku "Cortale”.
Kto może zostać chińskim "szpiegiem"?
Szacuje się, że dla chińskich służb specjalnych pracuje kilkadziesiąt tysięcy osób na całym świecie. FBI, które w Stanach Zjednoczonych zajmuje się m.in. kontrwywiadem, obliczyło, że ok. 2000 oficjalnych chińskich funkcjonariuszy, dyplomatów i dziennikarzy mieszkających w Kanadzie i USA to de facto agenci wywiadu. Do tej liczby doliczyć należy jednak chińskich naukowców, studentów i biznesmenów, którzy pracują i studiują za granicą. Wielu z nich przekazuje do Chin raporty ze swojej pracy.
- Chiński wywiad działa w sposób perswazyjny, wiążąc kontakty informacyjne np. ofertami staży czy badań - analizuje Miodowicz - Działa w sposób bardzo perspektywiczny i nienerwowy, nie stosując przemocy - kontynuuje poseł.
Agenci Guoanbu potrafią latami czekać na to, by ich kontakt operacyjny przekształcić w źródło autentycznych danych wywiadowczych. Agenci próbują wciągnąć w "znajomość” potencjalnie interesującego operacyjnie człowieka. Następnie przez długi czas utrzymują z nim relację o niskiej intensywności, obdarowując go podarunkami, biletami na widowisko sportowe. W międzyczasie w przyjacielskich rozmowach "kontakt” przekazuje mimochodem interesujące z punktu widzenia wywiadu informacje.
W ten sposób mogą stworzyć całą sieć "rozmytych” informatorów, których trudno kontrolować. Niemal żaden kontrwywiad na świecie nie jest w stanie poradzić sobie z tak wielorakimi źródłami "mało istotnych” informacji.
Doskonałymi pracownikami wywiadu są studenci i młodzi naukowcy. Chińczycy wysyłają na wymiany międzynarodowe doktorantów specjalizujących się w dziedzinach ważnych dla Pekinu - np. technologiach, które mogą mieć zastosowanie w armii. Do Polski przyjeżdżają studiować m.in. fizykę czy biotechnologię. I - jak to ujął jeden z moich rozmówców - "czyszczą” komputery swoich profesorów, kopiując z nich ważne informacje.
Również biznesmeni, którzy robią interesy z Chinami, mogą się stać cennym źródłem informacji wywiadowczych dla Guoanbu. Chińscy partnerzy, nierzadko inwestujący spore pieniądze w daną spółkę, chcą pozyskać szczegółowe plany danego wynalazku czy technologii - zwłaszcza, gdy można ją zastosować również w wojsku.
Chińskim agentom trudno jest działać w krajach tak odległych kulturowo od Państwa Środka jak Polska. Niemal niemożliwe jest umieszczenie "skośnookiego” szpiega, który np. pracując w polskim MSZ-cie, przekazywałby informacje swoim patronom. Pracownicy chińskiej ambasady wzbudzaliby pewnie zainteresowanie lub niepokój, obserwując dany budynek czy konkretną osobę na ulicach Warszawy lub Wrocławia. Działalność chińskiego szpiega w takich okolicznościach nie jest prosta.
Można jednak skorzystać z polskiego "przyjaciela”, który nieświadomie wykona przydatną robotę. Na Uniwersytecie Warszawskim na jednym ze spotkań z tybetańską mniszką zwolnioną z chińskiego więzienia młody mężczyzna, przed rozpoczęciem wykładu, robił z trybuny zdjęcia różnym fragmentom sali. Wyszedł ze spotkania długo przed końcem. Wyraźnie nie był zainteresowany osobą prelegentki. Bardziej ciekawili go uczestnicy wykładu. Choć nie ma pewności, że pomagał chińskim służbom specjalnym, to mógł być jednak pomocną dłonią jednego z agentów Guoanbu pracujących w Warszawie.
Duża kasa
Boom gospodarczy w Chinach spowodował, że chińskie służby zyskały olbrzymie środki na podkupywanie agentów. To daje im dużo większe możliwości działania. Skalę środków, jakimi dysponuje chiński wywiad, pokazuje afera z udziałem etatowego agenta Guoanbu, Qui Guanghuia, który był nałogowym hazardzistą.
Ten wysoko postawiony oficer deklarował, że całe środki przeznacza na koszta operacyjne. De facto często przegrywał je w kasynach w Makau i na Zachodnim Wybrzeżu USA. Jak wykazało wewnętrzne chińskie śledztwo pan Qui pobrał 1,2 mln dolarów na swoje rozrywki. Qui zaprzeczał wszystkim tym oskarżeniom. Nowy szef wywiadu nie dał mu jednak wiary. Sprawę załatwiono nieoficjalnie.
Dzień po rozmowie z przełożonym Qui został znaleziony martwy w swoim domu. Połknął zawartość swojej apteczki i "dla pewności” otruł się gazem. Jego przykład miał zniechęcić innych agentów przed mataczeniem.
Żadne państwo nie informuje, jakie środki przeznacza na działalność wywiadowczą. Możemy jednak być pewni, że Pekin znajduje się w światowej czołówce "inwestorów” w spec służby.
Chiny znajdują się również w światowej czołówce w dziedzinie wywiadu elektronicznego. Przypuszczalnie chińscy rządowi informatycy włamali się kilka lat temu do sieci komputerowej tybetańskiego rządu na wychodźstwie. A ostatnio "przeszukali” konta e-mailowe, jakie posiadali przeciwnicy chińskiej partii komunistycznej na serwerach Google’a. To po tej sprawie właściciele internetowego giganta postanowili częściowo wycofać się z Chin.
Guoanbu a sprawa polska
Jak zauważa Konstanty Miodowicz, wszystkie kontrwywiady poza amerykańskim i australijskim mają problem z dokładnym rozpoznaniem działalności chińskich agentów. Ich sieć jest bowiem bardzo rozproszona i mało określona. Jednym z jej ogniw miał być polski szyfrant, chorąży Stefan Zielonka - wieloletni, techniczny pracownik wywiadu wojskowego. Zniknięcie tego cichego człowieka, który w ostatnich latach borykał się z poważnymi problemami rodzinnymi i zawodowymi, stało się powodem medialnej burzy, karmionej mnóstwem podejrzeń i upodobaniem do teorii spiskowych.
Choć chiński wywiad z pewnością mógł zwerbować chor. Zielonkę, a potem wycofać go do Chin pozorując samobójstwo, to w tym przypadku szkoda byłoby na to środków. I czasu. Techniczny pracownik wywiadu nie posiada raczej wiedzy, która warta jest tak wiele zachodu.
Paweł Orłowski, Wirtualna Polska