Chciał zdetonować furgonetkę pod Białym Domem
Mężczyzna, który groził
zdetonowaniem swojej furgonetki zaparkowanej niedaleko Białego
Domu w centrum Waszyngtonu, oddał się we wtorek wieczorem w ręce policji.
Groźby kierowcy były wyrazem jego rozpaczy, wywołanej nieporozumieniami rodzinnymi. Prawdopodobnie spiera się on w sądzie z żoną o prawo do opieki nad dzieckiem.
Desperat postawił swój pojazd koło Sekretariatu Skarbu, sąsiadującego z Białym Domem, i ostrzegł, że w furgonetce znajduje się 56 litrów benzyny. Zapowiedział, że jeśli nie odzyska dziecka, wysadzi samochód w powietrze.
Prezydenta nie było w tym czasie w Białym Domu.
Zdarzenie wywołało zaniepokojenie w Waszyngtonie szykującym się do czwartkowej ceremonii inauguracji na drugą kadencję prezydenta George'a W. Busha. Okazało się bowiem, że pieczołowicie budowany na tę okazję system bezpieczeństwa może mieć dziury.