Chciał odpalić bombę w samolocie. Usłyszał zarzuty
Mężczyźnie, który przybył na lotnisko w Manchesterze z bombą domowej roboty w walizce i próbował przemycić ją na pokład samolotu, postawiono zarzuty. 43-letni Nadeem Muhammad nie przyznał się do winy, twierdząc, że "nie miał z tym nic wspólnego".
Do zdarzenia doszło 30 stycznia. Podczas kontroli bezpieczeństwa w bagażu podręcznym Muhammada znaleziono improwizowany ładunek wybuchowy zbudowany z taśmy maskującej, kabli, szpilek, baterii i tubki po markerze. Po zatrzymaniu przez funkcjonariuszy bezpieczeństwa na lotnisku mężczyzna powiedział, że bomba została mu przez kogoś podrzucona. Mężczyznę przesłuchano, a ładunek zabezpieczono. Muhammad nie został aresztowany i po kilku dniach poleciał do Włoch.
Zobacz też: Zamach w Manchesterze
Po jego wylocie biegły zbadał ładunek i stwierdził, że jest "prymitywny, lecz potencjalnie zdolny do wybuchu". Zdaniem ekspertów ładunek zawierał nitroglicerynę i nitrocelulozę.
Urodzony w Pakistanie Muhammad, który ma też paszport włoski, został zatrzymany po powrocie do Wielkiej Brytanii.
Podczas wtorkowej rozprawy prokuratorzy oświadczyli, że służby bezpieczeństwa początkowo nie uznały tej improwizowanej bomby za zdolną do eksplozji.
Zdaniem prokuratury mężczyzna zamierzał zdetonować ładunek podczas lotu linią Ryanair do Bergamo we Włoszech. Sąd uznał go za winnego posiadania ładunków wybuchowych, które mogły narazić życie lub mienie. Na 23 sierpnia zaplanowano rozprawę, podczas której ma zapaść decyzja o wymiarze kary.
Na sali sądowej Muhammad utrzymywał, że nigdy wcześniej nie widział tego urządzenia i nie miał z tym nic wspólnego. Dodał, że najprawdopodobniej domowej roboty bombę włożyło do walizki jego dziecko.
Przedstawicielka prokuratury zajmującej się walką z terroryzmem Sue Hemming powiedziała po ogłoszeniu wyroku, że "pomimo długiego dochodzenia nadal nie jest znany motyw Nadeema Muhammada". - Jednak gdyby mu się udało (przemycić ładunek na pokład samolotu - PAP), konsekwencje mogłyby być tragiczne - dodała.