"Chcę, by wrak znalazł się w Polsce przed 10 kwietnia"
Premier Donald Tusk powiedział, że chciałby, aby przed 10 kwietnia wrak prezydenckiego Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem, znalazł się w Polsce. Podkreślił, że rząd zapewni wszelkie warunki finansowe i logistyczne, żeby przeniesienie wraku odbyło się sprawnie i godnie.
03.12.2010 | aktual.: 03.12.2010 15:32
- To jest moja intencja, moje pragnienie - dobrze by było, żeby przed 10 kwietnia wrak znalazł się w Polsce. To oczywiście ważne dla nas z czysto symbolicznego powodu - powiedział premier dziennikarzom w sejmie. Poinformował, że o ściągnięcie szczątków samolotu do Polski rozmawiał w środę z prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem.
- Instytucją, którą jest odpowiedzialna z oczywistych względów za ściągnięcie szczątków samolotu do Polski, jest prokuratura. Nie na zasadzie obowiązku, ale prokuratura musi mieć pierwszeństwo w dysponowaniu szczątkami. To przedsięwzięcie trudne pod każdym względem, ale nie mamy wątpliwości z prokuratorem Seremetem, że - po pierwsze - wrak sprowadzimy tak szybko, jak to możliwe, po drugie - prokuratura będzie prowadziła badania wraku tak szybko, jak to możliwe, żeby nie przeciągać tego przedsięwzięcia - mówił szef rządu.
Jak podkreślił, rząd zapewni wszystkie niezbędne warunki finansowe, organizacyjne, logistyczne, żeby przeniesienie wraku do Polski odbyło się sprawnie i godnie.
Tusk powiedział też, że rodzi się idea, o której informował prezydent Bronisław Komorowski, aby wrak samolotu stał się symbolem upamiętniającym katastrofę.
Premier podkreślił, że nie przewiduje żadnych istotnych problemów ze strony rosyjskiej - jeśli chodzi o przeniesienie wraku.
Poinformował, że będzie informował prezydenta Dmitrija Miedwiediewa, że polska strona jest zainteresowana jak najszybszym ściągnięciem wraku. - Taka jest moja prognoza - myślę, że ze strony rosyjskiej nie będzie ani dnia zwłoki. Kiedy będziemy przygotowani do transportu i przygotujemy miejsce, gdzie prokuratura będzie mogła badać szczątki samolotu, to mam prawo sądzić, że Rosjanie nie będą stawiali tutaj żadnych przeszkód - ocenił.
- Mam prawo przypuszczać, że strona rosyjska będzie skłonna do współpracy na rzecz jak najszybszego przekazania wraku, ale zobaczymy, bo oczywiście lepiej mówić o faktach niż o przypuszczeniach. Na razie ze strony rosyjskiej mamy sygnały, że nie będzie przeszkód, żeby ten wrak jak najszybciej ściągnąć, jak najszybciej to znaczy w sposób dobrze przygotowany. My też w Polsce musimy być bardzo dobrze przygotowani do tej logistycznej operacji, bo nie są to dla nas zwykłe szczątki - mówił szef rządu.
Tusk podkreślił, że sprowadzenie wraku musi odbyć się taki sposób, "żeby w przyszłości wrak samolotu mógł być tą symboliczną, najważniejszą dla nas pamiątką".
Minister kultury Bogdan Zdrojewski i szef MON Bogdan Klich zgodnie twierdzą, że najlepszą lokalizacją dla wraku Tu-154M byłaby Cytadela Warszawska.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział, że nie zastanawia się, gdzie w Polsce powinien być umieszczony wrak samolotu Tu-154M. - Nie będę się w tej chwili zastanawiał, gdzie powinien być wrak. Na razie nie mamy wyjaśnionych przyczyn katastrofy - mówił dziennikarzom w Sejmie Kaczyński.
Szef PiS powiedział też, że nie ma żadnych oczekiwań wobec wizyty prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa.
- Polityka, która prowadzi do tego, że zbrodnia katyńska jest atutem w ręku Rosjan wobec Polski, to jest polityka, która będzie pewnie kiedyś w podręcznikach historii dyplomacji opisywana jako wzór polityki niedołężnej - powiedział.
Kaczyński odpowiedział też na pytanie dotyczące przekazania przez Rosję Polsce około 50 tomów akt katyńskich. - Sprawa powinna być postawiona jasno i krótko. Albo dajecie wszystko, uznajecie to za ludobójstwo i płacicie odszkodowania, albo w ogóle nie ma o czym rozmawiać - podkreślił szef PiS. "Zachowanie senatora Ludwiczuka - niedopuszczalne"
Niedopuszczalne zachowanie - tak premier Donald Tusk skomentował sprawę senatora Romana Ludwiczuka, który miał proponować stanowisko wicestarosty wałbrzyskiego pełnomocnikowi sztabu wyborczego rywala PO w wyborach prezydenta Wałbrzycha.
Ludwiczuk, który dzień wcześniej zrezygnował z członkostwa w PO, był pełnomocnikiem powiatowym komitetu wyborczego PO w Wałbrzychu. Do drugiej tury wyborów w tym mieście przeszedł obecny prezydent Piotr Kruczkowski (PO). W środę sztab wyborczy kontrkandydata Kruczkowskiego - Mirosława Lubińskiego z Wałbrzyskiej Wspólnoty Samorządowej - zawiadomił wałbrzyską prokuraturę o popełnieniu "korupcji politycznej" przez Ludwiczuka. Z zawiadomienia wynika, że Ludwiczuk proponował pełnomocnikowi sztabu wyborczego Lubińskiego, Longinowi Rosiakowi, stanowisko wicestarosty wałbrzyskiego, a jego żonie pracę w jednej ze spółek miejskich oraz atrakcyjny wyjazd na wakacje, jeśli ten przejdzie na stronę kontrkandydata.
Tusk powiedział dziennikarzom w sejmie, że aspekt karny zachowania Ludwiczuka będzie badała prokuratura. - Ja jej nie zastąpię. W sensie politycznym było to zachowanie niedopuszczalne - ocenił premier.
Pytany, czy uważa, że Ludwiczuk dopuścił się "korupcji politycznej", Tusk odparł: - Nie mam wrażenia, abyśmy mieli do czynienia z przestępstwem, mam za to stuprocentowe przekonanie, że mamy do czynienia z zachowaniem niedopuszczalnym. Dlatego - nie powiem, że z satysfakcją, bo w tej sprawie nie można mieć satysfakcji, cała sytuacja jest wyjątkowo szpetna, a zachowanie senatora nie ma żadnego usprawiedliwienia - ale z zadowoleniem przyjmuję jego względnie szybką, jak na polskie standardy, decyzję o opuszczeniu Platformy.
Premier przyznał, że "polityka to nie jest domena ludzi świętych". - To nie jest odkrycie ani dolnośląskie, ani polskie. Ja nie mam żadnych złudzeń co do natury niektórych zjawisk, co do tego, że będą się pojawiały w różnych miejscach. Ważne jest, aby nie było tolerancji dla tego typu zachowań. Póki będę miał zdrowie i siły, będę się starał reagować możliwie szybko i twardo, tak jak w przypadku obu senatorów (Ludwiczuka i Tomasza Misiaka)- zadeklarował szef rządu.
Powiedział też, że PO będzie się zastanawiać, dlaczego to właśnie na Dolnym Śląsku zdarza się kolejna sytuacja, która skutkuje odejściem polityka PO z partii. - Nie wykluczam, że mamy do czynienia z taką sytuacją wszędzie tam, gdzie ma się za dużo siły. Złe zachowania, korupcja, one z reguły towarzyszą najsilniejszym, a rzeczywiście PO na Dolnym Śląsku to jest bastion. Najważniejsze, żeby było zero tolerancji dla takich zjawisk - powiedział szef rządu.
Tusk wyraził też nadzieję, że przez sprawę Ludwiczuka wyborów samorządowych nie przegra w Wałbrzychu kandydat PO Piotr Kruczkowski. - Mam nadzieję, że kandydat na prezydenta Wałbrzycha nie będzie mimowolną ofiarą. Byłoby w tym coś koszmarnego, żeby wysoką cenę zapłacił ktoś, kto nie ma nic wspólnego ze sprawą. Mam nadzieję, że mieszkańcy Wałbrzycha będą w stanie rozróżnić niestosowne zachowanie i głupotę jednego człowieka od zachowania kandydata - powiedział Tusk.
"Ja głosowałbym za 50% parytetem"
Cieszę się, że zrobiliśmy chociaż tyle - w ten sposób premier Donald Tusk skomentował przyjęcie ustawy, która przewiduje, że nie mniej niż 35% kobiet i nie mniej niż 35% mężczyzn musi znaleźć się na liście wyborczej, żeby została zarejestrowana.
Tusk ocenił, że spór o parytety ma głębokie podłoże ideowe. Jak zauważył, również w Platformie są różne głosy i opinie w tej sprawie, a posłowie PO różnie głosowali nad projektem ustawy wprowadzającej parytety.
Premier zapewnił, że gdyby to zależało od niego, głosowałby za 50% parytetem i - jak mówił - "problem byłby z głowy".
- To nie jest tylko poprawność polityczna, mówimy o parytecie dla obu płci, tzn. minimum 35% mężczyzn lub kobiet - ta przewaga jednej płci na danej liście nie może być większa niż 65% To i tak jest naprawdę duża rzecz, biorąc pod uwagę atmosferę wokół parytetów jeszcze dwa lata temu. To, co stało się dzisiaj, wydawało się zupełnie niemożliwe jeszcze dwa lata temu. Cieszę się, że udało się to przeprowadzić, jestem zdeklarowanym rzecznikiem parytetów - powiedział szef rządu.
Tusk powiedział, że rozmawiał wielokrotnie ze środowiskami inicjującymi projekt wprowadzający parytety i - jego zdaniem - te środowiska uznają, że przyjęte przez sejm regulacje są obecnie satysfakcjonujące. - Więc może lepiej nie ruszać tego, co się - Bogu dzięki - udało - zaznaczył.
Premier poinformował też, że jest zwolennikiem wewnętrznych regulacji w Platformie, które zakładają, że na listach wyborczych PO (na tzw. miejscach biorących) kobiet jest więcej niż 35%.