Chcą zniszczyć tych, co ratują życie
Zatrudnieni w Państwowym Ratownictwie Medycznym (PRM) wyraźnie wskazują problemy z kontraktacją usług ratownictwa medycznego na 2009 r. i podają przykład za przykładem miast, w których prywatne firmy wygrały przetargi w niejasnych okolicznościach - informuje "Trybuna Robotnicza".
08.04.2009 | aktual.: 08.04.2009 10:34
Ratownicy nazywają to wprost „dziką prywatyzacją” placówek ochrony zdrowia. I mówią, że jest to tak zwany „plan B” Platformy Obywatelskiej dotyczący prywatyzacji placówek leczniczych, gdzie najpierw kawałek po kawałku wyprzedaje się najbardziej dochodowe ich części, by następnie oficjalnie już pchnąć w prywatne ręce to, co pozostanie.
Podczas wystąpień związkowców w Warszawie żądano wprowadzenia zakazu świadczenia usług Państwowego Ratownictwa Medycznego przez firmy prywatne, a także sformułowania czytelnych zasad kontraktowania usług ratownictwa medycznego. - Przyjechaliśmy tu po to, żeby pokazać pani minister, że ratownictwo medyczne ma być państwowe, jak policja, straż, czy wymiar sprawiedliwości. - Są pewne dziedziny gospodarki, których się nie prywatyzuje - stwierdził wówczas szef KZZPRM Robert Szulc.
Podczas II Zjazdu ratownictwa związki tej branży powołały wspólny Komitet Protestacyjny. Zapowiadają dalsze protesty, a także będą domagać się powołania Sejmowej Komisji Śledczej w sprawie wyjaśnienia nieprawidłowości przy prywatyzacji służby zdrowia. Prace takiej Komisji mogą być ciekawe, tym bardziej, że procesie prywatyzacyjnym przewijają się nazwiska osób związanych z PO. Głównym bohaterem tu jest Lech Barycki, przewodniczący Regionalnego Sądu Koleżeńskiego struktur Platformy na Mazowszu.
Barycki od 2005 r. był doradcą prezesa firmy Falck Medycyna. Falck ostatnio, jako podmiot prywatny, przejęło usługi przyszpitalnego pogotowia ratunkowego placówek publicznych. Przejęcia te wzbudziły wiele kontrowersji, gdyż zdaniem związkowców odbyły się z naruszeniem prawa i wymogów kontraktowych Narodowego Funduszu Zdrowia. Chodzi o to, że firma nie ma wystarczającej liczby pracowników etatowych i posiada braki w sprzęcie, którego wymaga się w specyfikacji NFZ. Falck jednak tam, gdzie chciał, powygrywał kontrakty na świadczenie usług ratownictwa. Dziwne?
Wcale nie dziwne. Wystarczy trochę pogrzebać, by dowiedzieć się, że choć dziś pan Lech Barycki nie jest już doradcą prezesa firmy Falck, jego żona pracuje tam na intratnym stanowisku kierowniczym i zarządza wszystkimi oddziałami. Po szczeblach kariery Lech piął się błyskawicznie. W Falcku doradzał prezesowi i obsługiwał media. Znaleźliśmy nawet jakieś sprostowanie na stronie portalu Linia Otwocka, pod którym podpisuje się Barycki, pisząc m.in.: „Falck Medycyna bardzo dobrze współpracuje z samorządem terytorialnym”. Jak ujawnił "Dziennik", Lech Barycki w 2006 r. pojawił się na Senackiej Komisji Zdrowia, która pracowała nad ustawą o ratownictwie medycznym. Pracował dla Falcka, ale wystąpił jako... przedstawiciel Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych. Gdy PO wygrała wybory parlamentarne, trafił do Ministerstwa Zdrowia kierowanego przez minister Ewę Kopacz. Dostał tam bardzo ważne stanowisko szefa gabinetu politycznego ministra. Głównym celem politycznym resortu zdrowia jest - prywatyzować szpitale i
wszystko inne!
Nasz bohater z resortu zdrowia wyleciał w 2008 r. Oficjalnie jego szefowa Kopacz straciła ochotę do współpracy z nim. Jednak w polityce to, co oficjalne, rzadko bywa prawdziwe. Na bezrobociu nie był długo. Przecież zasłużonego wieloletniego działacza najpierw Unii Wolności, a teraz Platformy, nie można zostawić na pastwę losu. Zaczął więc kierować gabinetem politycznym ministra sportu, Mirosława Drzewieckiego. Zajmował się tam m.in. boiskami z programu „Orlik”.
Ale Lech Barycki jeżdżąc po Polsce i otwierając boiska dla dzieci i młodzieży wcale nie interesował się rozgrywanymi przez młodzików meczami. Nawet nie wiadomo, czy lubi sport i czy się na nim zna. Pokazuje to przykład ze Szczytna, który opisał go "Dziennik". Barycki miał lobbować u starosty szczytnickiego za firmą Falck! - Jestem z Platformy, od spraw politycznych, a nie merytorycznych. Macie tu nieciekawą sytuację w szpitalu - miał powiedzieć. A dalej podnosił głos na starostę, że źle zarządza szpitalem i że ma fatalnego dyrektora.
Skąd takie emocje? „Dyrektor Marek Michniewicz ma własną przychodnię, która zapewnia obsadę karetek WOPR na mazurskich jeziorach. A o przejęcie wodnych karetek walczy warszawska spółka Falck. Samorządowcy twierdzą, że dla Falcka łakomym kąskiem byłoby też przejęcie zwyczajnych karetek, które ma miejscowy szpital” - wyjaśnia "Dziennik". Na tym samym spotkaniu Barycki podszedł też do wojewody warmińsko-mazurskiego i zamiast o sportowe inwestycje pytał przedstawiciela rządu w terenie o to, ile placówek prowadzi Falck w tym województwie. Po kilku dniach w podobnej sprawie do Urzędu Wojewódzkiego w Olsztynie przyjechała prezes Falck Medycyna, Katarzyna Czajka. Chciała porozmawiać z wojewodą o interesach spółki w województwie.
Samorządowcy ze Szczytna o dziwnym zachowaniu Lecha Baryckiego poinformowali zaprzyjaźnionych parlamentarzystów z PO i PSL. W sejmie o sprawie huczało, lecz nikt nie raczył powiadomić ani ministra sportu, ani CBA. Dlaczego? Ponoć poszła fama, że za Baryckim kręcą się służby. Nikt nie chciał poskromić lobbysty z Platformy Obywatelskiej, któremu bardziej, niż na sporcie, zależało na dobru najwyższym firmy Falck. Dobru polegającym, jak dziś wiemy na przejmowaniu usług Państwowego Ratownictwa Medycznego i publicznych placówek ochrony zdrowia.
- Przy tak niejasnych okolicznościach zarówno politycznych, jak i prawnych, dotyczących wymogów NFZ, należy przyjrzeć się wszystkim przypadkom, w których firma Falck wygrała kontrakty na świadczenie usług w publicznych jednostkach - uważa dr Zbigniew Zdónek, który w Komisji Krajowej „Sierpnia 80” odpowiedzialny jest za ratownictwo medyczne. I właśnie, wiemy tylko o przypadku ze Szczytna, gdzie Barycki miał lobbować, by firma Falck przejęła WOPR-owskie karetki wodne, a nie mamy pewności, czy takich nacisków nie było więcej, gdyż samorządowcy boją się mówić…
Państwowe Ratownictwo Medyczne jest dziś pożywką dla polityków Platformy Obywatelskiej i prywatnych firm. Każdy kto tylko może, doi je jak tylko może. Doi, wyniszcza i grabi. Temat, choć niezwykle ważny, nie jest tak medialny, jak to, gdzie za młodu skakał Lech Wałęsa… W pewnym momencie okaże się jednak, że karetki masowo nie będą przyjeżdżać na czas do pacjentów z zagrożeniem życia. I najgorsze jest to, że konsekwencje tego spadną na najbiedniejszych. Bo bogaci sobie poradzą.
Patryk Kosela