Chcą wiedzieć, czy był to jedyny przypadek
Po przekazaniu przez polską prokuraturę władzom w Mińsku informacji dotyczących opozycjonisty Alesia Bialackiego białoruscy obrońcy praw człowieka chcą wiedzieć, czy był to jedyny przypadek - powiedział Uładzimir Łabkowicz z organizacji "Wiasna".
12.08.2011 | aktual.: 12.08.2011 15:37
- Mamy wielką nadzieję, że jak najszybciej padnie jednoznaczna odpowiedź w sprawie innych obywateli Białorusi: czy dane o nich zostały przekazane, czy też nie. (...). Apelujemy do strony polskiej, by możliwie najszybciej udzieliła jednoznacznej i dokładnej odpowiedzi. Dla białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego jest to kwestia kluczowa - powiedział Łabkowicz.
Dodał, że obrońcy praw człowieka "oczywiście przyjmują przeprosiny" szefa MSZ Polski Radosława Sikorskiego za przekazanie przez polską prokuraturę informacji białoruskim śledczym. Podkreślił jednocześnie, że dla opozycjonistów jest to "absolutnie niedopuszczalna katastrofa". Zaznaczył, że nie będą oni komentować dochodzenia w polskich resortach w tej sprawie, ani "uczestniczyć w przerzucaniu się odpowiedzialnością" między nimi.
Informacja o ewentualnych innych przypadkach "jest niezbędna, byśmy zrozumieli skalę tej katastrofy i zakres represji, które będą zastosowane przez białoruskie służby specjalne" - podkreślił Łabkowicz. Przyznał, że działacze sami nie mają informacji o innych przypadkach.
Białoruskie media niezależne podały w czwartek, że Polska przekazała dane o 15 innych osobach, oprócz Bialackiego.
Maciej Kujawski z polskiej Prokuratury Generalnej powiedział, że "wszystko wskazuje na to", iż nie było innych spraw, w których Polska udzieliła pomocy białoruskim władzom w sprawie opozycjonistów. Według niego poza sprawą Bialackiego dotąd ujawniono jeszcze jeden wniosek dotyczący pomocy prawnej w sprawie osoby, o której białoruska prokuratura stwierdziła, że była uczestnikiem opozycyjnej demonstracji i w tej sprawie polska prokuratura odmówiła udzielenia pomocy. Kujawski zapewnił też, że w przyszłości wnioski władz Białorusi, co których będą wątpliwości, czy dotyczą opozycjonistów, będą konsultowane z MSZ.
Opozycyjny polityk białoruski Wincuk Wiaczorka ocenił, że "tylko niezbyt mądry człowiek" mógł spodziewać się, że władze Białorusi nie wykorzystają mechanizmu pomocy prawnej przeciwko opozycjonistom w swoim kraju. W jego ocenie, ostatnie wydarzenia to skutek prób ocieplenia stosunków z oficjalnym Mińskiem, podejmowanych wcześniej przez Unię Europejską.
- Tylko niezbyt mądry człowiek mógłby myśleć inaczej - albo człowiek zależny w pewnym stopniu od oficjalnego Mińska, czy wykonujący pewien scenariusz polityczny. Reżim (prezydenta Białorusi Alaksandra) Łukaszenki nie ma nic wspólnego z demokracją i normalnymi zachowaniami właściwymi krajom demokratycznym. Niestety, gdy w ostatnich kilku latach zaczął się ten dziwny zwrot w polityce europejskiej - mam na myśli rozmowy, spotkania, dialogi, oczekiwania, że reżim się reedukuje - to doprowadziło do myślenia, że niby można z nim i jego instytucjami postępować jak z normalnymi instytucjami demokratycznymi. To było błędem, a teraz doprowadziło do wsadzenia niewinnego bohatera, Bialackiego, do więzienia - powiedział Wiaczorka.
W jego ocenie, postępowanie wyjaśniające w polskiej Prokuraturze Generalnej czy ewentualne dymisje nie są obecnie najważniejsze; Polska powinna teraz twardo bronić Bialackiego, który w wyniku przekazania danych został aresztowany.
- Dymisje, wyjaśnienia, itd. - to jest chyba potrzebne do pewnego wznowienia klimatu wartości demokratycznych tak w Polsce, jak i na Litwie (także przekazała władzom Białorusi dane o Bialackim). Ale nas teraz bardziej nurtuje i niepokoi los Bialackiego. Nie można dopuścić, by był on kolejnym towarem na sprzedaż przez Łukaszenkę. Tylko twarde, konsekwentne stanowisko Polski i Unii Europejskiej, z wykorzystaniem wszelkich możliwych instrumentów, może doprowadzić do zwolnienia Bialackiego i innych więźniów politycznych - powiedział Wiaczorka.
W ubiegłym tygodniu białoruskie służby zatrzymały Bialackiego, szefa "Wiasny", zarzucając mu ukrywanie dochodów. Zatrzymanie było możliwe m.in. dzięki danym o jego koncie bankowym na Litwie przekazanym przez litewskie Ministerstwo Sprawiedliwości w ramach mechanizmu pomocy prawnej. Litwa przekazała również dane o kontach innych obywateli Białorusi, być może również związanych z opozycją. Następnie okazało się, że pomocy prawnej w sprawie Bialackiego udzieliła władzom w Mińsku także Polska. Szef MSZ Radosław Sikorski przeprosił w piątek w imieniu Polski za przekazanie tych informacji.
O wydaniu przez Polskę danych dotyczących szefa "Wiasny" nie informują dotąd białoruskie media państwowe; wcześniej ogłosiły one, informując o zatrzymaniu Bialackiego, że białoruskie służby otrzymały informacje z Litwy.