Chaos w okolicach Watykanu z powodu nielegalnego handlu
Wraz z napływem dziesiątek tysięcy turystów i pielgrzymów na każde spotkanie z papieżem Franciszkiem okolice Watykanu zostały opanowane przez obnośnych sprzedawców "podróbek" i tanich pamiątek. Obliczono, że na metr chodnika przypada dwóch handlarzy.
Siły porządkowe są całkowicie bezradne wobec zjawiska nielegalnego handlu w rejonie placu Świętego Piotra oraz ogromnego chaosu, jaki tam powstał w jego rezultacie. Właściciele okolicznych sklepów domagają się podjęcia stanowczych działań wobec tego bezprawia, ponieważ - jak argumentują - ponoszą ogromne straty finansowe z powodu nieuczciwej konkurencji ze strony obnośnych sprzedawców, pochodzących z Trzeciego Świata.
Rzędy handlarzy stoją wzdłuż murów watykańskich blokując drogę do Muzeów. Opanowali także szeroką ulicę między placem przed bazyliką a Muzeami Watykańskimi oraz wszystkie zaułki. Wszędzie turyści muszą przedzierać się wśród tłumów handlarzy.
Kompletny chaos panuje też pod pobliskim Zamkiem Świętego Anioła, gdzie wszyscy zmuszeni są do slalomu między ustawianymi na chodniku torebkami i przenośnymi małymi straganami.
Sprzedawcy nie wchodzą natomiast na sam plac Świętego Piotra, bo stamtąd zostaliby natychmiast wyprowadzeni zarówno przez włoską, jak i watykańską ochronę.
Przeciwdziałanie procederowi jest tym trudniejsze, że handlarze wywołują zainteresowanie pojedynczych turystów i całych wycieczek, a zatem nie tylko irytację ze strony osób nagabywanych i zachęcanych do zakupów.
Zwiedzający z wielu krajów, którzy kupują podrobione okulary słoneczne, torebki, paski i apaszki, zwracają jednak uwagę na to, że nigdzie nie widzą tabliczek zabraniających obnośnego handlu. A takie zakazy powinny być wszędzie widoczne - mówią turyści, cytowani we włoskiej prasie.
Straż miejska odstąpiła od poprzedniej praktyki, gdy karała również surowo bardzo wysokimi grzywnami klientów sprzedawców. Teraz postanowiła skoncentrować się na walce ze sprzedającymi, chociaż najczęściej polega ona na tym, że radiowozy straży, policji, karabinierów lub Gwardii Finansowej przejeżdżają tylko powoli uliczkami, opanowanymi przez handlarzy. W ten sposób zmuszani są oni do ucieczki stosując przy tym system wzajemnego ostrzegania. Wracają jednak po chwili, gdy tylko samochody znikną za rogiem.
Wielokrotnie podjęte próby stanowczych działań kończyły się incydentami, gdy grupy handlarzy rzucały się z pięściami na funkcjonariuszy straży miejskiej.
Ale nie brakuje też głosów, że bardziej niż imigrantów, sprzedających najczęściej nielegalny towar należy karać jego dostawców. Ponieważ niemal wszyscy mają to samo, istnieje według prasy pewność co do tego, że za tym procederem stoją zorganizowane grupy, zamieszane w produkcję, import z Chin i dystrybucję fałszywych artykułów.
Rzymska prasa, zaniepokojona rosnącym chaosem w okolicach Watykanu, określa zgodnie to, co się tam dzieje jednym słowem: "suk", czyli arabskie targowisko.