PolskaChaos i bezradność na lotnisku Chopina

Chaos i bezradność na lotnisku Chopina

Czy bezpieczeństwo pasażerów w samolotach startujących z warszawskiego Okęcia jest zagrożone? Kontrole na lotnisku przejęli ochroniarze. Jest ich za mało, brakuje im kompetencji i doświadczenia - czytamy na stronach Wprost.pl.

Chaos i bezradność na lotnisku Chopina
Źródło zdjęć: © WP.PL | Andrzej Hulimka

23.06.2013 | aktual.: 24.06.2013 12:29

Warszawskie lotnisko im. Fryderyka Chopina, czyli popularne Okęcie. Jest 14 czerwca. Na hali odlotów trwa horror. Tłumy podróżnych stoją w gigantycznej kolejce, by dostać się do swojego samolotu. W piku, czyli w szczycie ruchu pracuje tylko jedna maszyna do prześwietlania bagaży i pasażerów – tzw. hajman. Obsługują go pracownicy firmy ochroniarskiej Konsalnet. Muszą ich wesprzeć funkcjonariusze Straży Ochrony Lotniska – obsługują od 4 do 7 tzw. nitek. – Pracownicy Konsalnetu zeszli z linii po 24 godzinach – mówi dwa dni po tych wydarzeniach osoba pracująca na lotnisku. Widziała to, czego nie można było zobaczyć stojąc w kolejce do hajmanów. Panował chaos i bezradność. Bo konsalnetowców było za mało, żeby sprawnie obsłużyć taka liczbę podróżnych.

Dyrektor PPL Michał Marzec podpisał umowę z Konsalnetem w kwietniu. W ciągu dwóch miesięcy mieli zastąpić Straż Ochrony Lotniska. Czy ochroniarze z Konsalnetu mają odpowiednie kwalifikacje, żeby pracować w tak newralgicznym miejscu? Wymogiem bezwzględnym jest certyfikat poświadczony egzaminem przed Urzędem Lotnictwa Cywilnego. Bez większego problemu udało się dotrzeć do pytań egzaminacyjnych i do screenów bagaży z zaznaczonymi w nich materiałami niebezpiecznymi – takie zadanie dostaje się na egzaminie praktycznym. Pytań jest około 100. Czy pracownicy Konsalnetu równie łatwo mogą dotrzeć do arkuszy egzaminacyjnych, żeby sobie poćwiczyć w domu? Pracownicy lotniska są o tym przekonani i mówią nam, że pytania kandydaci dostają na pendrivach. - Oni się po prostu uczą na pamięć tych obrazów. Ze wskazaniem, gdzie jest urządzenie wybuchowe, jak ono wygląda. Oni nie uczą się wyszukiwania takich przedmiotów, tylko uczą się dokładnie tego, co jest w ULC na egzaminie – mówi nasz informator.

Najbardziej jaskrawym przykładem naruszenia bezpieczeństwa przez pracowników Konsalnetu było przepychanie bagaży przez nieczynne hajmany. Rekonstruujemy to zdarzenie z wypowiedzi kilku pracowników lotniska. Gdy pracownicy Konsalnetu dokonywali kontroli bezpieczeństwa członków załogi nastąpiła awaria zasilania rentgena służącego do prześwietlania bagażu oraz bramki wykrywającej elementy metalowe. Wartownicy Konsalnetu mieli przepychać wtedy bagaże przez urządzenie. - Taka sytuacja jest jasna dla wszystkich, którzy przeszli kurs. Nie działa urządzenie to albo odmawiamy kontroli, a jeśli decydujemy się na kontrolę, to musi być to 100 procentowa kontrola bagażu manualna i 100 procentowa kontrola manualna osoby przechodzącej, bo bramka nie zadzwoni – tłumaczy jeden z wieloletnich pracowników SOL. Z informacji jakie uzyskaliśmy na lotnisku wynika, że bagaże zostały przez pracowników Konsalnetu przepchnięte przez urządzenie, a co najmniej cztery osoby przeszły przez niedziałającą bramkę bez żadnej kontroli. – Po
czymś takim powinno się sprawdzić całą strefę, przez którą poruszały się nieskontrolowane osoby. Straż Graniczna powinna wszystko sprawdzić z psami. Takie są procedury. To nie jest dworzec autobusowy za sklepem monopolowym, tylko lotnisko. My odpowiadamy za życie pasażerów – mówi jeden z wartowników SOL.

Formalnie za kontrolę pracy Konsalnetu odpowiada Straż Graniczna. Do tej pory nie wyciągnięto żadnych konsekwencji wobec nikogo. Dlaczego? Być może, dlatego, że do Konsalnetu przeszło wielu pracowników Straży Granicznej. Jak mówią pracownicy portu, z którymi rozmawialiśmy ich relacje są „koleżeńskie”. Dla przykładu kierownikiem zmiany w Konsalnecie jest Jacek Wojciechowski, wcześniej pracował w Straży Granicznej i nadzorował funkcjonariuszy Służby Ochrony Lotniska.

Wartownicy SOL widząc naruszenia bezpieczeństwa w kontrolach Konsalnetu zgłaszali to do funkcjonariuszy Straży Granicznej. – Jeden z nich powiedział nam wprost: „Dostaliśmy prikaz, żeby do Konsalnetu w ogóle nie podchodzić”. Aż żałowaliśmy z kolegą, że nie mieliśmy dyktafonu – mówi jeden z wartowników SOL.

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (266)