Cena polskiej krwi
Najwyższa Izba Kontroli już dwa lata temu
postulowała powołanie Krajowej Rady ds. Krwiodawstwa i
Krwiolecznictwa, która miałaby nadzór nad służbą krwi w Polsce.
Zalecenia NIK pozostają jednak na papierze - pisze "Życie".
W Ministerstwie Zdrowia uzyskaliśmy informację, że ponieważ zostawiamy w Szwajcarii jeden ze składników przetwarzanego tam polskiego osocza, immunoglobuliny (według ministerstwa w Polsce jakoby jest nadmiar immunoglobulin), uzyskujemy 20-procentowy ekwiwalent w postaci dodatkowych ilości leków. To daje razem leki o wartości 90 dolarów z litra osocza, czyli wciąż niewspółmiernie mało w stosunku do poniesionych kosztów.
Co więcej, banki krwi, do których trafia przerobiona w Szwajcarii albumina, sprzedają ją szpitalom, uzyskując równowartość dwóch dolarów za gram. Ponieważ z jednego litra osocza uzyskuje się ok. 30 gram albuminy, banki krwi zarabiają równowartość 60 dolarów z jednego litra osocza. Tyle samo jednak traci skarb państwa, który już raz, w Szwajcarii, zapłacił za albuminę, a teraz płaci drugi raz, ponieważ szpitale refundują poniesione koszty z Narodowego Funduszu Zdrowia.
W efekcie produkty uzyskane z litra osocza kosztują budżet państwa ponad 200 dolarów, choć ich wartość rynkowa wynosi grubo poniżej 100 dolarów. Tak sytuacja trwa od lat. Jest to możliwe, ponieważ monopol na podejmowanie wiążących decyzji, które mogłyby ten stan zmienić, od lat ma grupa osób z dawnego Krajowego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa, Instytutu Hematologii i Transfuzjologii oraz Ministerstwa Zdrowia, które obsadziły kluczowe stanowiska i stworzyły doskonale współdziałający mechanizm. Zamieniają się tylko stołkami, ale to cały czas ten sam krąg osób - twierdzą nasi informatorzy z Ministerstwa Zdrowia.
Według resortu nie jest prawdą, że w Polsce brakuje immunoglobuliny. Podobnego zdania są specjaliści z Instytutu Hematologii.
Poprosiliśmy przedstawicieli kilkunastu ośrodków w kraju o opinię na temat służby krwi w Polsce i zaopatrzenia rynku w immunoglobulinę. Wszędzie usłyszeliśmy podobne oceny: polskie immunoglobuliny występują na rynku sporadycznie i żeby je zastąpić, kliniki płacą importerom bajońskie sumy - pisze gazeta.
Całe nieszczęście rynku osocza w Polsce polega na tym, że autentycznie istniejący problem, którego wynikiem są ludzkie tragedie i wymierne straty skarbu państwa, pozostaje w cieniu tzw. "afery LFO" i wielkiej gry, w której chodzi o import za kilkadziesiąt milionów dolarów rocznie. Zwracałem na to uwagę w rozmowach z czterema ministrami, ale tu dochodzimy do kolejnego problemu - olbrzymiej rotacji w kierownictwie resortu, która powoduje, że zanim nowy minister zgłębi sprawę, na jego miejsce przychodzi już następny. Konia z rzędem temu, kto rozwiąże ten dramatyczny pat - mówi prof. Wiesław Jędrzejczak, krajowy konsultant hematologii. (PAP)
Więcej: * Życie - Cena krwi*