Cel Kremla na wybory prezydenckie: Putin ma zdobyć 70 proc. głosów
70 proc. głosów dla kandydata Kremla przy 70 proc. frekwencji - tak mają wyglądać wyniki wyborów prezydenckich w Rosji w 2018 roku. Takie wymagania przed roku przed władzami regionalnymi miał przedstawić wiceszef prezydenckiej administracji Siergiej Kirijenko podczas tajnego spotkania z wicegubernatorami regionów - donosi portal RBC.ru.
26.12.2016 | aktual.: 26.12.2016 18:22
Do spotkania miało dojść 24 grudnia w uniwersytecie korporacyjnym Sbierbanku w Moskwie. Portal powołuje się na trzech anonimowych uczestników rozmów. Wszyscy potwierdzają, że Kirijenko jasno przedstawił swoje oczekiwania co do wyniku wyborów, jednak nie wszyscy słowa te zinterpretowali tak samo. Według dwóch uczestników, było to wyraźnie przedstawione zadanie do wykonania. Według kolejnego, był to jeden z "celów szkoleniowych" przedstawionych na seminarium.
Przedstawiciel Kremla miał powiedzieć, że przyszłe wybory stanowić być "referendum zaufania" dla władz w Moskwie - stąd nacisk na wysoką frekwencję. Według źródeł RBC, wybory mają się odbyć w marcu 2018 roku. Wcześniej spekulowano, że dojdzie do przedterminowych wyborów. Podczas corocznej konferencji prasowej, pytany o to Putin powiedział jednak, że nie jest zwolennikiem takiego rozwiązania. Nie potwierdził też, czy wystartuje w najbliższych wyborach.
Zdaniem ekspertów, wynik 70 proc. głosów oddanych na obecnego prezydenta jest absolutnie w zasięgu możliwości. Kandydaci Kremla dwukrotnie otrzymywali wynik powyżej tego progu; w 2004 był to Putin (71,3 proc), w 2008 - Dmitrij Miedwiediew (70,3). Problemem jest jednak frekwencja. Najwyższą do tej pory frekwencję zanotowano w 2008 roku, kiedy wyniosła ona 69 proc.
- Wynik będzie taki, jaki zdecydują na Kremlu. Ale większy kłopot jest z frekwencją. Wskazuje to, że dojdzie prawdopodobnie do fałszerstw na szeroką skalę - mówi Aleksander Kokczarow, analityk IHS Jane w Londynie.
Tymczasem z frekwencją w przyszłych wyborach może być trudno. Jak przyznał na spotkaniu Kirijenko, rosyjska gospodarka tkwi w stagnacji i nawet jeśli ceny ropy naftowej wzrosłyby drastycznie, to i tak w budżecie nie będzie pieniędzy, by przykryć "pewne niepopularne decyzje", jakie będą musiały podjąć władze regionalne.