Całe Pomorze żegnało Papieża
Pomorzanie chcieli być w piątek jak najbliżej Papieża, ale też, jak najbliżej siebie. Przed południem wyludniły się ulice - zapełniły kościoły. Wspólne spotkania urządzano także w nietypowych miejscach, jak np. w gdańskiej hali Olivia. Były też spotkania w miejscach typowych, jak np. pod pomnikiem Trzech Krzyży.
09.04.2005 | aktual.: 09.04.2005 09:18
O godz. 10 zawyły syreny. Kilka osób odchodzi spod pomnika. Idą pod bramę stoczni. Tam zapalają świece i układają kwiaty. Wszystko dzieje się przy akompaniamencie syren i miarowym uderzaniu kropel deszczu. Poza tym - cisza. W piątek rano ulice były puste. Trójmiasto i wszystkie miasta Pomorza zdawały się być opuszczonymi przez mieszkańców.
Pod gdańskie krzyże przyszli wszyscy ci, do których Ojciec Święty przez 27 lat kierował swoje słowa. Bogaci i biedni, starzy i młodzi. Na tym samym placu modlił się prezydent Gdańska i mężczyzna trzymający kurczowo wózek z całym swym dobytkiem. W brudnej, ale prawdopodobnie najświetniejszej marynarce, przyczesujący od dawna nie myte włosy. On też przyniósł ze sobą świeczkę. Długo ustawiał ją pośród tysięcy takich samych świec. Widać było, że cieszył się mogąc choć tyle zrobić dla Papieża. Kiedy rozpoczęła się transmisji nie było już bogatych, ani biednych.
Wszystko, co tak naprawdę wydarzyło się pod Trzema Krzyżami, wydarzyło się w sercach zebranych tam ludzi. To trzygodzinne trwanie w deszczu, na stojąco lub na kolanach, ta przejmująca cisza i płynące po policzkach łzy - to był prawdziwy hołd jaki gdańszczanie złożyli Papieżowi. Ta scena lepiej niż cokolwiek innego ukazała jak wielkim człowiekiem był Jan Paweł II.
Gdański Teatr "Wybrzeże" takiej chwili jeszcze nie przeżył. Widownia wypełniona była do ostatniego miejsca... stojącego. Ludzie siedzieli także na schodach. Stali w przejściach i między rzędami. Ale mimo takiego tłumu było niezwykle cicho i spokojnie. Czuło się skupienie, na przemian ze wzruszeniem. Jak w kościele, wstawano podczas czytania Ewangelii, klękano wspólnie podczas podniesienia. A na koniec przekazywano sobie znak pokoju.
Gdański teatr "Wybrzeże" zorganizował projekcję transmisji telewizyjnej z pogrzebu Ojca Świętego. Dla wszystkich, którzy pragnęli przeżyć w przyjacielskiej wspólnocie żałobę. Przyszło bardzo wielu młodych ludzi. Tych, których Jan Paweł II lubił nazywać przyszłością i nadzieją Kościoła. Pojawili się nawet hiphopowcy. Na moje pytanie - z jakiego powodu są tutaj, odpowiadali krótko: - Z szacunku dla Ojca Świętego.
Do gdańskiego teatru przyjechali również ludzie z Sopotu i Gdyni całymi rodzinami, z przyjaciółmi, rzadko samotnie. Łukasz Konkol, 24-letni gdynianin, student Wyższej Szkoły Wychowania Fizycznego chciał być też podczas pogrzebu papieża z innymi. - Mam tylko taką nadzieję, że to zjednoczenie ludzi, ta wspólnota, która mnie młodego dzisiaj wzrusza, będzie trwać. Że nie skończy się wraz z żałobą. W każdym razie ja bym bardzo tego chciał. Cieszę się, że miałem możliwość żyć w czasach Jana Pawła II. To mój jedyny Ojciec Święty jakiego do tej pory znałem i jakiego miałem.
Mirosława Szmelter, na codzień funkcjonariuszka celna z Gdyni, przyjechała do teatru z wnuczką Nelą. Przyjechała, bo jak mówi, nie chciała sama przeżywać pożegnania z Janem Pawłem II. - Wzruszenie i ból najlepiej dzielić z innymi - mówiła. Tak też powtarzali inni, którzy byli w teatrze.
W Gdyni w klasztorze ojców franciszkanów na Wzgórzu św. Maksymiliana na wielkim ekranie transmisję z Rzymu oglądało około 2,5 tysiąca mieszkańców. Od początku uroczystości panowało ogromne skupienie i powaga. Gdy skromna, cyprysowa trumna opuszczała plac Świętego Piotra, ludzie płakali najbardziej. Tak jak wierni w Rzymie, długo i gorąco klaskali.
- Między nami jest dużo zwaśnionych ludzi - powiedział po zakończeniu transmisji ojciec Paweł Blok. - Przekażmy sobie znak pojednania, jakiego nas uczył Ojciec Święty i zanieśmy go do domu. Zróbmy to dla Papieża, który pokazał nam, jak umierają chrześcijanie. Pokazał, że pomimo żalu jest nadzieja, pomimo smutku i rozstania, jest zmartwychwstanie, pomimo bólu jest życie wieczne. Dlatego śmierć może być pogodna.
Wierni trzymając się za ręce odśpiewali "Barkę", ulubioną pieśń Jana Pawła II. - To, że żegnaliśmy Papieża w kościele, że przeżywaliśmy to razem, bardzo mnie zbliżyło do tych ludzi i myślę, że wszyscy poczuli się w jakiś niebiański sposób złączeni - dodał ojciec Blok. - W tym ważnym momencie pragnąłem być we wspólnocie, razem z innymi ludźmi - powiedział Arkadiusz Jachowski.
- Wzruszająca atmosfera, bliskość innych ludzi, święte miejsce, to wszystko pomogło mi lepiej przeżyć pożegnanie z Ojcem Świętym - stwierdziła Magdalena Dzierżawska. (at)