Były dziennikarz ma ugasić wizerunkowy pożar wywołany przez protest rodziców
Najbardziej milczący marszałek Sejmu ma idealnie dobranego współpracownika. Andrzej Grzegrzółka był dobrze zapowiadającym się reporterem. Jako szef biura prasowego w Sejmie staje na głowie, by uzasadnić ograniczanie praw dziennikarzy. Próbuje też ugasić wizerunkowy pożar wywołany przez protest rodziców.
Wtorkowe popołudnie. W Sejmie trwa protest rodziców niepełnosprawnych dorosłych. Protestujący nie kryjąc emocji odrzucają propozycję porozumienia przedstawionego przez rzeczniczkę rządu. Joanna Kopcińska jak niepyszna wychodzi z budynku. Marszałek Sejmu jest tego dnia w Tallinie. Na Twitterze poetyckie zdjęcie, na którym patrzy w dal. Nad nim przelatuje ptak.
Nieco bliżej ziemi jest w tym czasie współpracownik marszałka Andrzej Grzegrzółka. Szef sejmowego biura prasowego towarzyszy Kuchcińskiemu w Estonii, ale zajmuje się gaszeniem wizerunkowego pożaru na Wiejskiej. Na Twitterze reaguje na publikacje mediów, broni stanowiska kancelarii Sejmu i zapowiada, że wbrew twierdzeniom dziennikarzy do niepełnosprawnych zostaną wpuszczeni rehabilitanci.
Lot marszałka odwołany w ostatniej chwili
Środa, lotnisko Chopina. Pod Sejmem ma się odbyć protest wsparcia dla rodziców koczujących od tygodnia na sejmowym korytarzu. Rządowy samolot jest gotowy do startu i czeka tylko na Marka Kuchcińskiego. Marszałek Sejmu ma polecieć na dwa dni do Gruzji. W ostatniej chwili lot jest odwołany. Z informacji Wirtualnej Polski wynika, że w nieoficjalnych rozmowach przyznawał, że odwołanie wizyty nie wchodzi w grę, bo jej termin był wcześniej zmieniany kilkakrotnie. Pożar został uznany za groźny. Kancelaria Sejmu wydaje zakaz wejścia do gmachu na podstawie jednorazowych przepustek. To oznacza, że go gmachu nie wejdą żądni goście zaproszeni przez posłów, a także duża część dziennikarzy.
Grzegrzółka tłumaczy dziennikarzom, że „bardzo ważna" wizyta międzynarodowa została odwołana, bo marszałek „chce dokładnie obserwować”, co się dzieje w Sejmie.
Dlaczego zamknięto gmach dla wszystkich, którzy nie mają stałych przepustek? – dopytują reporterzy.
- To jest decyzja, która wynika z poczucia bezpieczeństwa i porządku. Z jednej strony protest, ale z drugiej pewne chwilowe rozwiązania, które mogą pozwolić kancelarii na większe wyważenie tych akcentów – odpowiada enigmatycznie szef Centrum Informacyjnego Sejmu.
Nie mniej enigmatycznie tłumaczył wprowadzone w zeszłym roku ograniczenie, które umożliwia politykom PiS skuteczną ucieczkę przed niewygodnymi pytaniami. Podczas posiedzeń Sejmu dziennikarze są od ministrów odgrodzeni taśmą pilnowaną przez strażników. Powód? Według komunikatu biura prasowego chodzi wyłącznie o ułatwienie dostępu do szatni. Pod komunikatem napisanym językiem rodem z komedii "Miś” nikt się nie podpisał.
"Jak zobaczyliśmy co spłodził, to się złapaliśmy za głowy"
- On sam pisze takie komunikaty. Wprowadził w kancelarii Sejmu nowe zwyczaje. Kiedyś biuro prasowe starało się trzymać dystans od polityki. Teraz Grzegrzółka nawet nie kryje, że trzyma stronę PiS i marszałka. Lubi pisać o „fakenewsach” i oceniać pracę dziennikarzy – mówi Wirtualnej Polsce były współpracownik szefa CIS.
Wtóruje mu inny były pracownik kancelarii Sejmu: - Dzień zaczyna od lektury „Gazety Polskiej Codziennie”. Łatwo ulega emocjom, gdy go zdenerwuje jakaś publikacja. Gdy Wirtualna Polska napisała tekst o ochronie Kuchcińskiego tak się wściekł, że usiadł przy komputerze i zaczął pisać. Jak zobaczyliśmy co spłodził, to się złapaliśmy za głowy.
Zamiast wniosku o sprostowanie Grzegrzółka napisał swoistą polemikę, w której zarzucił WP "insynuacje i spekulacje w wersji hard political fiction".
Dziennikarz TVN: - Na początku był miły, nawet się próbował podlizywać. To się skończyło gdy zaczęliśmy zadawać pytania. Jest nieuchwytny, prosi o wysyłanie sms-ów. Odpowiada po kilku godzinach albo wcale.
Według naszych rozmówców szef sejmowego biura prasowego nie ma pewnej swobody wypowiedzi, bo często musi się konsultować z doradcami marszałka – Tomaszem Żukowskim i Waldemarem Paruchem, który został szefem rządowego think tanku. Współpracowników trzyma na dystans, a ze względu na dbałość o wygląd i używanie żelu do włosów jest przez nich nazywany „żelem”.
"Zatrudnił ludzi, który nie wiedzieli, co to jest hasztag"
- Jest uprzejmy, ale ma jeden problem. Jest niekompetentny i nie chce się uczyć. Praca w biurze prasowym polega głównie na sprawnym poruszaniu się w mediach społecznościowych, a to dla niego czarna magia. Założył konto na Twitterze, ale nie potrafi go prowadzić. Zatrudnił ludzi, który nie wiedzieli, co to jest hasztag – przyznaje kolejny rozmówca.
Grzegrzółka towarzyszy marszałkowi podczas wizyt zagranicznych i zabiega, by stroniący od dziennikarzy Kuchciński czuł się komfortowo. - Dba o to, by podczas konferencji prasowej nie padły pytania dotyczące krajowej polityki. Wie, że może stracić za to głowę – opowiada jeden z sejmowych dziennikarzy.
O spokój marszałka jego służby prasowe dbają już przed wylotem – na pokład jego samolotu z reguły są zapraszane wyłącznie Polskie Radio, PAP i media prorządowe, jak TV Info, TV Trwam, czy TV Republika.
Dziennikarz TVN: - Do nas nie docierają zaproszenia na takie wyjazdy. To najgorszy szef biura prasowego od lat. Jest niedostępny, nie odbiera telefonów i faworyzuje media narodowe – denerwuje się dziennikarz TVN.
Jego redakcyjna koleżanka zwraca jednak uwagę, że na dyrektora jest sposób. - Nagrać go można tylko w jednym miejscu – w centrum prasowym. Ma na tym punkcie obsesję – śmieje się reporterka TVN Agata Adamek.
Obsesja Grzegrzółki to pozostałość po pomyśle wyekspediowania reporterów do odległego od sali plenarnej budynku. Oficjalnie nie chodziło o ograniczenie praw dziennikarzy ale o poprawienie warunków ich pracy. Dlatego za ponad 100 tys. zł stworzono centrum prasowe, w którym postawiono ściankę z logo Sejmu. To na jej tle wypowiada się przed kamerami szef Grzegrzółka. Poza tym niewiele się w nowym centrum dzieje, bo nawet posłowie przyznają, że tworzenie go nie miało sensu.
Zanim przeszedł „na drugą stronę barykady” dyrektor CIS był dobrze zapowiadającym się dziennikarzem. Zaczynał w dzienniku „Polska the Times”, potem pracował w TVP - w „Wiadomościach” i w programie Polonia 24.
- Nie mogę o nim powiedzieć złego słowa. Był jednym z najlepszych reporterów, którzy pracowali dla wydań „Wiadomości” o godz. 12 i 15. Był nawet pomysł, by zaczął robić materiały do głównego wydania o 19.30. W Poloni24 był głównym reporterem – opowiada były reporter „Wiadomości”.
Dobrze Grzegrzółkę wspomina też dziennikarz „Superstacji”, do której trafił z TVP. - Jako wydawca był dobry, konkretny, wiedział, czego chciał. Dobrze się z nim pracowało. Niektórzy byli niezadowoleni, bo był wymagający. Byli to głownie ci, którzy nie lubą się przepracowywać – mówi nam Tomasz Grzelewski, sejmowy reporter „Superstacji”.
Według niego Grzegrzółka nie zdradzał swoich sympatii politycznych, ale w prywatnych rozmowach dało się wyczuć, że ma poglądy propisowskie.
- Zniknął nagle z grafiku w połowie miesiąca. Potem się dowiedzieliśmy, że odchodzi. Wszyscy się głowili gdzie. Gdy się dowiedziałem i go o to spytałem powiedział tylko, że nie zaprzecza – opowiada Grzelewski.
Andrzej Grzegrzółka nie zgodził się na rozmowę z Wirtualną Polską tłumacząc to brakiem czasu. Prosił o wysłanie pytań mailem i obiecał, że odpowiedzi będą „rzeczowe i ciekawe”.
Z 6 zadanych pytań najwięcej uwagi szef CIS poświecił pierwszemu – o powód odejścia z dziennikarstwa.
„Podjęcie pracy w administracji publicznej - w tak prestiżowym miejscu jak Sejm - było decyzją bardzo poważną, ale też podjętą odpowiedzialnie. Kierowanie Centrum Informacyjnym Sejmu to bez wątpienia duże wyzwanie, ale też wyróżnienie. Kluczowa okazała się możliwość realizowania nowych zadań i projektów medialnych oraz PR-owych” – napisał Grzegrzółka.
Na pozostałe 5 pytań (m.in. o faworyzowanie mediów prorządowych ograniczanie praw mediów w Sejmie i czy konsultuje swoje wypowiedzi z doradcami marszałka) odpowiedział w 3 zdaniach.
„Obsługę wyjazdów zagranicznych Marszałka Sejmu prowadzą dziennikarze z bardzo wielu redakcji. W zależności od zainteresowania i możliwości, uczestniczy w nich najczęściej kilkoro przedstawicieli różnych mediów: reporterów stacji telewizyjnych i radiowych, gazet i portali internetowych. Komunikacja zewnętrzna Kancelarii Sejmu w wielu aspektach jest pracą zespołową, co oznacza także konsultacje w szerszym gronie” – napisał szef służb prasowych Sejmu. W ten sposób o udowodnił, że pasuje do Marka Kuchcińskiego, nazywanego najbardziej milczącym marszałkiem w historii Sejmu.
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl