Były dyrektor szpitala: Panowie z PiS zmusili mnie do odejścia
Janusz Jerzak, były dyrektor szpitala przy ul. Koszarowej we Wrocławiu w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" wyjawił kulisy swojego odejścia. - Panowie z PiS wymusili na mnie, żebym odszedł na emeryturę - stwierdził.
27.11.2024 | aktual.: 27.11.2024 12:26
Zmiany w zarządzie szpitala nastąpiły w czasie, gdy wicemarszałkiem sejmiku wojewódzkiego był Marcin Krzyżanowski z PiS. Janusz Jerzak, który przez 26 lat kierował szpitalem im. Gromkowskiego przy ul. Koszarowej we Wrocławiu, odszedł ze stanowiska, a na jego miejsce powołano Dominika Krzyżanowskiego (zbieżność nazwisk przypadkowa - przyp. red.).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
- Obaj panowie Krzyżanowscy (Dominik Krzyżanowski wcześniej pełnił funkcję dyrektora Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego - przyp. red.) ciągle pytali, kiedy wreszcie pójdę na emeryturę. W końcu wezwali mnie i zaczęli straszyć, że zostanę odwołany i będę miał zszarganą opinię. Miałem po prostu dosyć i złożyłem rezygnację. Odszedłem na emeryturę, mimo że wcale się do tego nie spieszyłem. Szpital miałem dobrze ułożony, świetnie pracował, był tam doskonały zespół - relacjonuje w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" były dyrektor wrocławskiego szpitala Janusz Jerzak.
Zapytany o potencjalną przyczynę odwołania, Jerzak przytacza historię centrum psychiatrii dziecięcej. - Zażądano ode mnie czegoś niemożliwego - wybudowania w ciągu dwóch lat centrum psychiatrii dziecięcej, i to z własnych środków - ujawnia.
Oddziału nie ma, są nowi pracownicy
Wskazuje, że zaczął prace nad tym projektem, ale z braku środków nie mógł rozpocząć budowy. Do dzisiaj - mimo że placówka od dwóch lat ma nowego szefa - centrum psychiatrii nie ma.
Nowy zarząd zwiększył zatrudnienie i liczby kierowników, ale nie kontynuował zaplanowanych inwestycji - remontu dachu czy budowy oddziału rehabilitacji.
Jerzak obawia się o przyszłość szpitala, zwracając uwagę na niepewność finansowania nadwykonań przez NFZ i prognozowane wyniki finansowe, które mogą okazać się zbyt optymistyczne.
Dodał, że zespół kompletował przez wiele lat, i który - jak twierdzi - "wynieśli szpital na wysoki poziom". Jak mówi, wielu pracowników "zostało namówionych" do odejścia z pracy "w sposób naganny z punktu widzenia szpitala publicznego". - Jeśli pracownikowi proponuje się, by sam złożył wypowiedzenie, daje mu się wielomiesięczne wynagrodzenie i zwalnia z obowiązku świadczenia pracy, a w to miejsce zatrudnia następną osobę, to przez ileś miesięcy jest płacone podwójnie. Ten, którego namówiono do odejścia, pobiera wynagrodzenie i ten, który przyszedł na jego miejsce. Nie bardzo rozumiem takie rozwiązanie, dla mnie to jest rodzaj działalności na szkodę finansów szpitala, czyli środków publicznych - stwierdził w rozmowie z "GW" były dyrektor szpitala.
Źródło: "Gazeta Wyborcza".