Były agent CBA donosi o seksskandalu, łapówkach i związkach posłów z przestępcami
Korupcja w sądzie, łapówki dla funkcjonariuszy publicznych i związki polityków z grupą przestępczą. Wirtualna Polska ujawnia nieznane wcześniej informacje pochodzące od byłego agenta specjalnego Centralnego Biura Antykorupcyjnego Wojciecha J. CBA niezmiennie twierdzi: to kłamstwa.
15.03.2019 | aktual.: 15.03.2019 15:21
Informacje znajdują się w poufnym raporcie skierowanym w maju ubiegłego roku do premiera Mateusza Morawieckiego oraz szefa CBA Ernesta Bejdy.
CBA – zdaniem J. – miało nie tylko zatuszować ujawniony przez Radio Zet obyczajowy skandal z udziałem ważnego polityka PiS, który wstrząsnął opinią publiczną. Biuro miało także zignorować informacje m.in. o domniemanej korupcji w sądzie w Szczecinie czy łapówkach przyjmowanych przez funkcjonariuszy publicznych.
Tuszowanych spraw miało rzekomo być więcej. W poufnym raporcie, który widziała WP, J. pisze o posłach, którzy mieli związki ze zorganizowaną grupą przestępczą.
– Tezy, o których mówi J., były weryfikowane przez CBA. Nie potwierdzono opisywanych przez b. funkcjonariusza wydarzeń. Sam autor pisma nie dostarczył żadnych dowodów w opisywanej przez siebie sprawie – stwierdził w rozmowie z Wirtualną Polską rzecznik CBA Temistokles Brodowski.
CZYTAJ TEŻ:* *Agent CBA: poseł PiS mnie szantażował. W tle ukraińska prostytutka. CBA: nie ma dowodów
Cel: odpuścić
Opisywane sprawy – pisze J. – nigdy jego zdaniem miały nie wyjść na jaw.
Fragment raportu: "W czasie pełnienia służby w Departamencie Analiz CBA, wielokrotnie byłem wzywany do Dyrektora tej jednostki w sprawie podejmowanych przeze mnie czynności służbowych z zakresu operacyjno-rozpoznawczego. Często próbowano ograniczać podejmowane przeze mnie czynności oraz zmieniać postawione wcześniej zadania przez szefa CBA. Zdarzały się również takie sytuacje, podczas których Dyrektor Departamentu Analiz CBA twierdził, że mam ‘odpuścić tematy Podkarpacia oraz Szczecina’ (korupcja w Sądzie Rejonowym oraz Okręgowym oraz powiązania posłów z grupami przestępczymi), ponieważ są to sprawy, które przerastają możliwości Biura".
J. pisze także, że "zakazano mu pobierać fundusz operacyjny, niezbędny do zabezpieczenia spotkań z informatorami". Jak stwierdza agent w raporcie, próbował w tej sprawie informować szefa CBA, ale utrudniano mu do niego dostęp.
Korupcja, Amber Gold i funkcjonariusze z PRL
W poufnym raporcie zaadresowanym do premiera, agent specjalny wskazuje sprawy, co do których miał otrzymywać polecenia "odpuszczenia" czynności służbowych i operacyjnych.
J. wymienia m.in:
- "przyjmowanie korzyści majątkowych przez funkcjonariusza policji, byłego Komendanta Wojewódzkiego Policji w Rzeszowie";
- "uzyskanie wiarygodnych i potwierdzonych informacji o przyjęciu korzyści majątkowych przez sędziów Sądów Rejonowego i Okręgowego w Szczecinie";
- "powiązania oraz kontakty prezesa Amber Gold Marcina P. z funkcjonariuszami publicznymi z terenu Trójmiasta i Szczecina, dzięki którym P. uzyskiwał informacje o prowadzonych wobec niego czynnościach przez Policję oraz Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego";
- "przyjmowanie korzyści majątkowych przez funkcjonariusza Straży Granicznej, byłego komendanta (…), dotyczących zamówień publicznych z tzw. wolnej ręki, które były później anulowane; kwotami zaliczki miał się on dzielić z wykonawcami usług dla podległych sobie jednostek";
- "uzyskanie informacji o pełnieniu służby w jednostkach podległych Ministrowi właściwemu do spraw wewnętrznych przez funkcjonariuszy pełniących służbę w organach bezpieczeństwa PRL (…)";
- "uzyskanie potwierdzonych informacji o przekazywaniu przez funkcjonariuszy CBA informacji niejawnych osobom nieuprawnionym, w tym figurantom prowadzonych spraw operacyjnych".
Poseł PiS i agencja towarzyska
Agent J. wskazuje w raporcie, że jest "zmuszony bezpośrednio poinformować premiera" o przypadkach nieprawidłowości w CBA, ponieważ – jak pisze J. – zetknął się on "wielokrotnie z przypadkami niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy Biura”.
"Wielokrotnie namawiano mnie także do wycofania pisanych notatek oraz straszono wyciągnięciem wobec mnie bliżej nieokreślonych konsekwencji. Pisane przeze mnie meldunki nie zostały przekazywane szefowi CBA" – czytamy w piśmie do Mateusza Morawieckiego datowanym na 14 maja 2018 r.
Kilka dni wcześniej dziennikarz śledczy Mariusz Gierszewski ujawnił fragment pisma J. Dzięki temu mogliśmy się dowiedzieć, iż z CBA miało zniknąć nagranie, które J. otrzymał w lipcu 2017 od informatora, rejestrujące wizytę polityka PiS z Podkarpacia w agencji towarzyskiej.
CZYTAJ TEŻ:* *Skandal z politykiem PiS w roli głównej? Poseł Andrzej Matusiewicz: "oszczercze" informacje
Posłowie Platformy Obywatelskiej zwrócili się w tym tygodniu do marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego o "podjęcie niezwłocznych działań" w celu wyjaśnienia sprawy rzekomego "tuszowania" śledztwa CBA w tej sprawie.
Agent specjalny CBA poinformował szefa Biura Ernesta Bejdę, że poseł PiS próbował go przekupić. Jak wynika z raportu, polityk chciał odzyskać nagrania, na których został rzekomo uwieczniony. Na filmie miał uprawiać seks z nieletnią prostytutką.
– Wpłynął taki raport, ale nie mamy na to dowodów – potwierdza Wirtualnej Polsce Temistokles Brodowski, rzecznik CBA.
Agent specjalny pisze w raporcie, że próbował prowadzić śledztwo w tej sprawie, ale wszczęto wobec niego postępowanie sprawdzające, wysłano na badania psychiatryczne i oddano do dyspozycji szefa. W tym czasie pod jego nieobecność otwierano szafę pancerną i nagranie razem z wieloma dokumentami miało z niej zniknąć.
J.: Zamiatano to pod dywan
Wirtualna Polska widziała fragmenty raportu, w którym J. opisuje, jak jego zdaniem, dążono do wyrzucenia go ze służby.
"Sytuacja ta rozpoczęła się w chwili uzyskania przeze mnie informacji (lipiec 2016 r.) o nieprawidłowościach w działaniach podejmowanych przez byłego Dyrektora Delegatury CBA w Rzeszowie oraz byłą Dyrektor Departamentu Ochrony CBA. Z uzyskanych informacji, z których część znajdowała się w Archiwum CBA, wynikało, że funkcjonariusze ci nie dopełnili obowiązków dotyczących przekazania informacji do postępowania sprawdzającego prowadzonego przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego wobec byłego Komendanta Głównego Straży Granicznej. Informację uzyskaną przekazałem niezwłocznie do kierownictwa CBA w formie notatki służbowej" – czytamy w piśmie.
J. dodaje, iż "w dalszym ciągu zdarzeń" miał zostać wzywany przez funkcjonariuszy pionu wewnętrznego, którzy mieli go przysłuchiwać. Agentowi zarzucano – wedle jego relacji - "poświadczenie nieprawdy".
Wojciech J. podaje kolejny przykład.
"Przekazałem przełożonym informacje (sierpień-wrzesień 2016 r.) dotyczące nieprawidłowości w działaniach podejmowanych przez byłego Dyrektora Delegatury CBA w Warszawie, byłego Zastępcę Dyrektora Departamentu Operacyjno-Śledczego CBA oraz Naczelnika jednego z Wydziałów Departamentu Operacyjno-Śledczego CBA. Informacje uzyskane przeze mnie zostały niezwłocznie zweryfikowane, również przez innych funkcjonariuszy Biura, a notatka dotycząca nieprawidłowości przekazana kierownictwu CBA. Po raz kolejny byłem świadkiem oczerniania mnie (…). Całą sprawę zamieciono pod dywan, choć były niezbite dowody świadczące o niedopełnieniu przez tych funkcjonariuszy obowiązków służbowych" – czytamy w raporcie.
J. został przyjęty do CBA w maju 2016 r. Jak przyznaje w raporcie do szefa rządu, jego przyjęcie odbyło się "z pominięciem służby przygotowawczej", co miało utwierdzić J. w przekonaniu, że "pan minister Bejda żywi wobec jego osoby plany związane z uzyskiwaniem wysokich wyników w pracy".
Jak przyznaje były agent, wielokrotnie był o tym informowany. Jak twierdzi, uzyskał "dużą autonomię w działaniu" (szczególnie we współpracy z funkcjonariuszami innych służb), a swoimi wynikami dzielił się bezpośrednio z kierownictwem CBA.
Pytania o wiarygodność
Rzecznik CBA w rozmowie z WP kilka dni temu oświadczył, iż do Biura faktycznie wpłynął opisywany wyżej raport. Podkreślił jednak, iż nie ma dowodów na prawdziwość opisywanych przez Wojciecha J. sytuacji.
Bezspornym faktem jest jednak to, iż dokument, który miał trafić do premiera i szefa CBA, jest autentyczny.
Na raporcie jest też pieczątka CBA, potwierdzająca fakt, że pismo wpłynęło w maju 2018 r. Potwierdzało nam to Biuro, które podważa wiarygodność relacji J.
– Autorem wskazanego dokumentu jest funkcjonariusz, który w maju ubiegłego roku został zwolniony z CBA. Wcześniej wobec funkcjonariusza prowadzone było kontrolne postępowanie sprawdzające, tym samym był odsunięty od informacji niejawnych. Tezy, o których mówi, były weryfikowane przez CBA. Nie potwierdzono opisywanych przez b. funkcjonariusza wydarzeń. Co więcej, sam autor pisma nie dostarczył żadnych dowodów w opisywanej przez siebie sprawie – mówił Wirtualnej Polsce rzecznik CBA Temistokles Brodowski.