Polska"Butelka Coca-Coli i zdajesz - Polacy mają to we krwi"

"Butelka Coca-Coli i zdajesz - Polacy mają to we krwi"

Kupują sprzęt szpiegowski, nagrywają na komórki, kopiują. – Ściąganie to jeden objawów tego, że polskim studentom zbyt często nie chce się uczyć. Coraz częściej spotykam się z przypadkami, kiedy student legitymuje się ściągniętym wcześniej z internetu programem, w żywe oczy kłamiąc wykładowcy, że jest jego – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Andrzej Zalewski z Instytutu Automatyki i Informatyki Stosowanej Politechniki Warszawskiej. Sami uczniowie otwarcie przyznają się do oszustw: "Polacy mają ściąganie we krwi. To cwaniactwo i nieuctwo, ale takie, które popłaca".

"Butelka Coca-Coli i zdajesz - Polacy mają to we krwi"
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

26.02.2010 | aktual.: 15.10.2012 09:25

Luty 2010 r. – prof. Włodzimierz Gromski, dziekan Wydziału Prawa, Administracji i Ekonomii, kupuje urządzenia do wykrywania nadajników, w tym telefonów komórkowych. Wypowiada w ten sposób wojnę nieuczciwym studentom. Dziennikarzom „Gazety Wyborczej Wrocław” mówi, że na jednym egzaminie można przyłapać na ściąganiu nawet do kilku osób – fotografowali test i wysyłali telefonem komórkowym na zewnątrz. Tą samą drogą otrzymywali odpowiedzi. Sposobem na ukrócenie procederu ma być zainstalowanie wykrywacza sygnału. Przed egzaminem student dowie się, że korzystanie z telefonów komórkowych jest zabronione. Każda próba złamania zakazu, którą odnotuje nadajnik, będzie karana.

Wcześniej, bo w roku 2006, wojnę ściąganiu wypowiedziała warszawska Szkoła Główna Handlowa. Pod hasłem „Jedenaste – nie ściągaj!” zbierali – od studentów! – najlepsze pomysły na ukrócenie procederu nielegalnego kopiowania. W zamian oferowali notebook i realizację pomysłu na uczelni. Swoje propozycje złożyło 31 śmiałków. Ile z tego wyszło? "Niewiele" - mówią studenci, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska. Choć z telefonów komórkowych faktycznie trudno korzystać - gdyż plecak często trzeba zostawić przy drzwiach lub pod tablicą - to tradycyjne ściągi, w postaci papierowych harmonijek czy zapisów na ciele, wciąż są popularne.

- W polskim prawie ściąganie nie stanowi odrębnego przestępstwa ani wykroczenia w rozumieniu Kodeksu karnego lub Kodeksu wykroczeń – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Mikołaj Zdyb z KPMG D. Dobkowski sp. k. Kwestie związane z zapobieganiem, monitorowaniem oraz sankcjonowaniem ściągania na egzaminach regulowane są przez statuty oraz inne wewnętrzne regulacje poszczególnych uczelni, w ramach ich autonomii. Najczęściej kary obejmują unieważnienie wyników egzaminu lub usunięcie z uczelni.

Zdyb zauważa, że w kwalifikowanych przypadkach - kiedy ściąganie nie ogranicza się wyłącznie do komunikacji z innymi zdającymi, bądź do przepisywania z karteczki - można rozważać podciągnięcie ściągania pod sankcje karne wynikające z przepisów prawa powszechnie obowiązującego. Przykładowo, zdawanie egzaminu za kogoś, połączone z podawaniem się za tę osobę może być uznane za wykroczenie z art. 65 § 1 Kodeksu wykroczeń, a w przypadku posługiwania się ponadto cudzym dokumentem tożsamości można już rozważać popełnienie przestępstwa z 275 § Kodeksu karnego.

Magiczna ściema

Studia podyplomowe na uczelni technicznej. Studenci wchodzą do sali egzaminacyjnej, siadają. Mają rozwiązać test jednokrotnego wyboru. Wolno im korzystać z notatek, ale nie wolno rozmawiać. Mimo tych ulg, i tak ściągają. - Jeśli korzystają z komputera z dostępem do internetu, to często wymieniają się mailami. Tego nie da się kontrolować – mówi prowadzący zajęcia. Dziwi to tym bardziej, że studia podyplomowe są dobrowolne, odpłatne, mają pomóc osobie w lepszym wykonywaniu przez nią obowiązków zawodowych. Zdarzało mu się już wyprosić kogoś z sali, unieważnić egzamin.

– Jeśli ktoś raz zajrzy do pracy kolegi, spyta go o coś, to przymykam na takie zachowanie oko. Inaczej, jeżeli robi tak często, licząc na to, że ktoś rozwiąże za niego test – mówi wykładowca. Spotykał się z przypadkami studentów aktywnie uczestniczących w zajęciach, o dużej wiedzy, którzy trafili na 2-3 trudne pytania. Gdyby nie łaskawość wykładowcy, musieliby się pożegnać z dobrą oceną. W takich przypadkach nawet sam podpowiada. Bo student coś umie, a nie tylko chce skończyć studia dla, przysłowiowego, papierka.

Dr Andrzej Zalewski, który pracuje ze studentami studiów dziennych na Politechnice Warszawskiej, mówi, że gorsza od ściągania jest powszechna moda na niemyślenie. – Zjawisko bezmyślnego kopiowania gotowych, ściągniętych z sieci informacji, czy rozwiązań zadań. Studenci często wolą, kiedy ktoś za nich rozwiąże zadanie niż sami, własnym wysiłkiem, mieliby do niego dojść – mówi.

Na Politechnice Warszawskiej oblany egzamin nie jest korzystny ani dla studenta, ani tym bardziej dla egzaminatora. – Wynagrodzenie obejmuje zarówno wykłady, jak i egzaminy. Nieprawdą jest więc, że wykładowcom opłaca się oblewać studentów, bo dostają za to dodatkowe pieniądze. Egzaminy poprawkowe nie wiążą się z żadnym dodatkowym wynagrodzeniem – mówi Zalewski. Wśród wykładowców panuje jednak opinia, że wypuszczenie słabego ucznia mści się później na wszystkich – uczelni, wykładowcach, rynku pracy. To jak wypuszczać wybrakowany towar dobrej marki. Taki z defektami, który legitymuje się dobrymi papierami, ale bez pokrycia.

Na wielu uczelniach utarł się termin tzw. magicznej ściany. Określa się tak poczucie niedostępności, niezauważalności, wyjątkowości u studentów. Że tych, którzy ściągają, chroni jakaś tajemnicza siła, niczym ściana, szczelnie odgradzająca ich od egzaminatora. Taka, do której nie ma on dostępu i poza którą nic nie widzi. – Od strony wykładowcy tak naprawdę widać dużo więcej niż się studentowi wydaje – mówi prowadzący zajęcia jednej z uczelni technicznych, dodając, że chodzi o każde, nawet najmniejsze gesty. Zerknięcie na test kolegi, zajrzenie mu przez ramię, ściąganie z ręki. Metod jest wiele. Ściąga na Coca-Coli

W rozmowie z Wirtualną Polską uczniowie i studenci otwarcie przyznają się, że ściąganie „to nic takiego”, „podnosi adrenalinę”, „jest sportem wyczynowym, który albo łamie kości, albo przynosi zadowolenie i frajdę”. Często stosują te same, sprawdzone metody. Michał z wydziału rolniczego w Krakowie podczas egzaminu wyciąga ściągę z kieszeni i wkłada ją pod rękę (prawą, bo jest praworęczny). Koniec ściągi wystaje spod krawędzi jego dłoni. Podczas pisania może suwać ściągą po blacie w dowolną stronę. – Jeszcze nikt mnie na tym nie złapał – mówi i zauważa, że równie skuteczną alternatywą jest położenie ściągi na krześle między nogami. Kiedy wykładowca się zbliża, wystarczy złączyć kolana, by niczego nie zauważył.

Niektórzy stosują bardziej wymyślne metody. Adam od lat robi ściągi na – uwaga! – butelce Coca-Coli. Odkleja się etykietę (ważne, żeby w żadnym miejscu jej nie uszkodzić). Następnie skanuje się ją w największej rozdzielczości i w programie typu Photoshop wymazuje skład napoju, a w puste miejsce wpisuje potrzebne na egzamin informacje (biały napis widnieje na czerwonym tle, co dodatkowo utrudnia jego rozpoznanie przez egzaminatora). – Etykietę ze ściągą drukujesz na śliskim papierze w skali 1:1 i przyklejasz w miejsce starej etykiety. Jak ci wykładowca pozwoli trzymać napój na ławce, to ściąganie jest bezstresowe i zadowalające – mówi Adam.

Coraz częściej, zamiast tradycyjnych ręcznych metod, wykorzystywane są nowinki technologiczne. W użyciu są telefony komórkowe z dostępem do internetu, laptopy, kamery czy, jak donosiło tvn24, profesjonalny sprzęt szpiegowski z miniaturowymi słuchawkami i mikrofonem. Sprzęt można kupić lub wypożyczyć za kilkadziesiąt złotych. 21-letni Adam w rozmowie z Wirtualną Polską przyznaje, że zna osoby, które korzystają z "nowoczesnych udogodnień". - To studenci, którzy wiedzą jak kombinować, żeby było dobrze. Sam nigdy z podobnych metod nie korzystałem, choć nie ukrywam, że cwaniactwo w postaci robienia ściąg, tylko w formie bardziej tradycyjnej, mam we krwi.

SMS lub MMS

Olivia Abtahi, 23-letnia studentka New York Film Academy, mówi, że w Stanach nikt nie korzysta z tradycyjnych ściąg: - Ściąganie przeniosło się ze świata realnego do telefonów komórkowych. Odpowiedzi wysyłane są SMS-ami lub MMS-ami. W Estonii – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Kristiina Kupits – ściąga się w szkole, ale bardzo rzadko na uczelni. Głównym powodem są kary. W skrajnych przypadkach student-oszust może zostać relegowany z uczelni lub profesor zastosuje wobec niego równie surową sankcję. Inaczej na niższych szczeblach edukacji, gdzie podobne praktyki kończą się unieważnieniem egzaminu, postawieniem uczniowi najniższej oceny czy zabraniem ściąg. Co ciekawe, większość uczniów szkół wyższych potępia tego typu praktyki.

- Ściąganie w hiszpańskich szkołach, zarówno na niższych, jak i wyższych szczeblach nauczania, jest zjawiskiem powszechnym i nie wywołuje społecznego potępienia – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Monika Zakrzewska z Hiszpanii. Oprócz tradycyjnych i coraz rzadziej spotykanych ściągawek pisanych, do tego procederu używa się słuchawek bezprzewodowych, telefonów komórkowych, MP3, bluetooths. Niektóre ze szkół i uniwersytetów, jak na przykład Uniwersytet w Madrycie, dysponują urządzeniami do zakłócania częstotliwości.

Dotąd powszechną karą za ściąganie było unieważnienie egzaminu. Uniwersytet w Sewilli wprowadził w tym roku zmianę. Jeśli uczeń zostanie przyłapany na jakiejkolwiek formie ściągania, profesor wprawdzie odbierze mu przedmiot „przestępstwa”, ale uczeń będzie kontynuował pisanie – mówi Zakrzewska. Dowód występku ucznia, czy to zwykła ściągawka, czy też przedmiot bardziej zaawansowany technologicznie, zostanie przedstawiony komisji złożonej z 3 profesorów i 3 uczniów, którzy na drodze demokratycznego głosowania podejmą decyzję, czy można danemu uczniowi zaliczyć egzamin. Jak twierdzą władze uczelni, nowy punkt regulaminu ma zagwarantować ochronę praw uczniowskich. Jeśli ściąganie polegać będzie na podpowiadaniu lub stanowić będzie zapis na mapie uczniowskiego ciała, komisja skorzysta z zeznań świadków - innych uczniów i wykładowców.

We Włoszech ściąganie – szczególnie z greki, łaciny czy (sic!) matematyki – jest powszechne. Przyłapany na gorącym uczynku uczeń najwyżej nie zdaje egzaminu. Szczególnie surowe kary za ściąganie właściwie nie mają miejsca.

Z badań CBOS wynika, że co drugi Polak nie sprzeciwia się ściąganiu (58%), a tylko 28% ostro je potępia. Ciekawe do czego w końcu doprowadzi ta praktyka...

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)